Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. tam... - Folko dusi³ siê. - Stamt¹d coœ pe³znie na nas, Torinie! Czujê to! I ono nas te¿ wyczuwa... - Co ty mówisz? Sk¹d to wiesz? - zdziwi³ siê Torin, ale hobbit z zaskakuj¹c¹ si³¹ wczepi³ siê w po³y krasnoludowego kaftana. - £ap broñ, Torinie! Ma³y, nie œpij! Zaraz siê do nas zabior¹... - Co, znowu z Mogilników? - Torin od³o¿y³ fajkê i zacz¹³ wci¹gaæ kolczugê. Zamarli. W tej chwili za pobliskimi wzgórzami rozleg³o siê pe³ne z³oœci i przeci¹g³e wycie, ale nie by³o to wycie, które przestraszy³o krasnoluda i hobbita na samym pocz¹tku ich uci¹¿liwej wêdrówki. To by³ g³os ¿ywej istoty; Folka olœni³o, przypomnia³ sobie wilczy œlad obok ruczaju. Wystraszone kuce poderwa³y siê i zachrypia³y. Pospiesznie uzbroiwszy siê, przyjaciele stanêli ramiê przy ramieniu. Folko dygota³, do bólu w oczach wpatrywa³ siê w ciemnoœæ. Przeczucie mówi³o mu, ¿e wróg jest tu¿-tu¿. - Co robimy, Torinie? - ponuro rzuci³ Malec i splun¹³. - Jak d³ugo wytrzymamy? Zapytany nie zd¹¿y³ odpowiedzieæ. Na tle srebrzystego sierpa zachodniego grzbietu wzgórza pojawi³ siê jakiœ cieñ, za nim wy³ania³y siê kolejne... P³onê³y zielonkawe ogniki oczu, s³ychaæ by³o g³uchy, wœciek³y warkot; w tym momencie ksiê¿yc wynurzy³ siê zza chmur i jego œwiat³o zala³o zachodni stok. Przyjaciele zobaczyli szare cielska olbrzymich wilków, wysokich niemal jak hobbit, oraz dziwnych jeŸdŸców; przysadziœci, krêpi, w spiczastych czapkach, siedzieli na wilczych grzbietach mocno podkuliwszy nogi. Mieli w³ócznie i ³uki. - Ii-ia-heej! - rozleg³ siê wysoki przenikliwy wizg, i ze wszystkich stron ku znieruchomia³ym przyjacio³om skierowa³y siê dziesi¹tki niezwyk³ych napastników. Potworne warczenie wilków zmiesza³o siê z wojowniczymi wrzaskami jeŸdŸców, œwisnê³y strza³y. Malec nagle jêkn¹³ i zachwia³ siê, ale zaraz wyprostowa³, a spiesz¹cy mu z pomoc¹ hobbit odpowiedzia³ wrogowi pierwsz¹ strza³¹. Soczyœcie odezwa³a siê kusza Torina, jeŸdŸcy zniknêli z dwóch siode³, ale czy to mog³o powstrzymaæ pozosta³ych? W mgnieniu oka - hobbit zd¹¿y³ wystrzeliæ tylko trzy strza³y - jeŸdŸcy znaleŸli siê tu¿ przed nimi. Wszystko odby³o siê tak szybko, ¿e Folko nie zd¹¿y³ naprawdê siê wystraszyæ. Coœ bardzo mocno uderzy³o go w lewe ramiê i odskoczy³o od ³usek mithrilowej kolczugi. W tym momencie ogromny wilk rzuci³ siê prosto na niego, w otwartej paszczy b³ysnê³y k³y, ale trwa³o to tylko chwilê, bowiem Folko, uchyliwszy siê, ci¹³ g³owê stwora gondorskim ostrzem Wielkiego Meriadoka. JeŸdziec uskoczy³ w bok i wyszarpn¹wszy krótki miecz, jak oszala³y rzuci³ siê na hobbita. Œwiat doko³a Folka zawêzi³ siê do w¹skiej przestrzeni na wprost jego oczu. Bojowy zapa³ usun¹³ strach; lekcje z Malcem nie posz³y na marne. Odchylaj¹c klingê lekkim bocznym ciêciem, wykona³ g³êboki wypad, i stal odleg³ego przodka przeszy³a ods³oniête gard³o wroga. Jednoczeœnie poczu³ pchniêcie w bok, ale wyrób krasnoludów okaza³ siê mocniejszy od miecza napastnika. Klinga bezsilnie przejecha³a po kolczudze hobbita, który b³yskawicznym uderzeniem powali³ jeszcze jednego atakuj¹cego. Rzuci³ siê na niego inny wilk, ale i ten nie dosiêgn¹! hobbita; zwierz wpad³ pod topór Torina, wal¹cego od ucha z prawej i lewej. Jednak¿e hobbit poczu³ nagle dziwny niepokój, odwróci³ siê i niczym w sennym koszmarze zobaczy³ wolno upadaj¹cego Malca, którego zwali³ z nóg atakuj¹cy z boku kolejny wilk. Zêby potwora szczêknê³y, ale nie da³y rady przegryŸæ chronionego mithrilem gard³a. Miecz hobbita natychmiast przebi³ bok zwierzêcia, które w konwulsjach pad³o na ziemiê. Malec poderwa³ siê, zanim napastnicy zdo³ali wykorzystaæ tymczasowy sukces. Wydawa³o siê, ¿e czas stan¹³ w miejscu, walka nie ustawa³a. Ale ³ucznicy napastników na pró¿no rwali ciêciwy - strza³y mimo ich wysi³ków ³ama³y siê, trafiaj¹c w niepodatny na ziemsk¹ stal rynsztunek, pró¿no rzuca³y siê wilki na krasnoludów, staraj¹c siê powaliæ ich na ziemiê. Malec i hobbit wykonywali zrêczne uniki, Torin natomiast sta³ jak ska³a, a jego topór ci¹³ potwory, zanim zd¹¿a³y go siêgn¹æ. JeŸdŸcy daremnie uderzali na przyjació³ - ich miecze nie mog³y przebiæ niezawodnych kolczug. Zostawiwszy na trawie cia³a dwudziestu jeŸdŸców i czternaœcie zabitych wilków, napastnicy wycofali siê. Walcz¹cych rozdzieli³o trzydzieœci s¹¿ni. Przez pewien czas z t³umu dociera³y do przyjació³ ochryp³e okrzyki w niezrozumia³ym jêzyku, potem jeŸdŸcy jeden za drugim powskakiwali na siod³a. Jeszcze chwila i czo³o oddzia³u znik³o za krawêdzi¹ parowu. Zapad³a cisza. Na zdeptanej trawie, zalanej ludzk¹ i wilcz¹ krwi¹, czarnymi kopcami zastyg³y martwe cia³a. Hobbit sta³ nieruchomo, zmêczony, opuœciwszy rêce. Chwia³ siê i wpatrywa³ szklanym wzrokiem w Torina biegn¹cego stokiem w¹wozu. Malec, z zakrwawionymi klingami, skrada³ siê, obchodz¹c polankê, i przypatrywa³ zabitym wrogom; jeœli trafi³ na rannego - krótki cios dag¹ koñczy³ jego ¿ywot. Torin wróci³. - Znikli - oœwiadczy³ ochryple, upuszczaj¹c topór na trawê. - Ale czy daleko, tylko Durin wie. Jesteœ ca³y, Folko? A ty, Ma³y? - Ze mn¹ wszystko dobrze - odezwa³ siê spokojnie ma³y krasnolud - ale nasz hobbit za chwilê straci przytomnoœæ! Folko rzeczywiœcie poczu³ siê Ÿle. Zadr¿a³, patrz¹c na zabitych wrogów; w ksiê¿ycowym œwietle pobojowisko wygl¹da³o okropnie. Ugiê³y siê pod nim nogi i gdyby nie podtrzyma³ go Malec, niew¹tpliwie run¹³by na ziemiê. Trzymany przez przyjaciela, poci¹gn¹³ nosem, bezskutecznie staraj¹c siê wytrzeæ policzki rêkawem kolczugi. Popatrzy³ na rêce; by³y ciemne, pokryte cudz¹ krwi¹. Hobbit pospiesznie chwyci³ manierkê i nie zaprzesta³ mycia, póki d³onie nie sta³y siê czyste. Dopiero teraz, trochê spokojniejszy, móg³ rozejrzeæ siê doko³a. Najpierw zobaczy³ kuce, przeszyte dziesi¹tkami strza³. - No to... No to... - powtórzy³ Torin. - Có¿, przyjdzie nam iœæ pieszo. Folko! Ile jeszcze mamy drogi do tej doliny? - Ze trzy dni, jeœli na w³asnych nogach - odpowiedzia³ ponuro wracaj¹cy do równowagi hobbit. Malec gwizdn¹³. - Od ujœcia doliny do Isengardu szesnaœcie mil - wyjaœni³ Folko. - Przejdziemy w jeden dzieñ. Ale zanim tam siê dostaniemy, musimy pokonaæ, moim zdaniem, dwa ³añcuchy; tam bêdzie Isena. - No to chodŸmy - podniós³ siê Torin. - Ale nie mo¿emy zostawiæ ani broni, ani narzêdzi. Czyli ¿e musimy pozbyæ siê czegoœ z zapasów... - Jak to z zapasów?! - wrzasn¹³ hobbit. - Nie doœæ, ¿e ³a¿¹c po tych urwiskach œcieramy nogi do krwi, to jeszcze mamy iœæ z pustym brzuchem?! - Aby tylko dostaæ siê do lasu - t³umaczy³ Torin. - A tam albo znajdziemy entów, albo poprosimy o pomoc w jakiejœ rohañskiej stra¿nicy. Straszne z was, hobbitów, ob¿artuchy! - Tak sobie siedzimy - wtr¹ci³ siê Malec - a te zuchy na wilkach wcale nie musia³y daleko odchodziæ. Po tych s³owach przestraszony hobbit zacz¹³ siê nerwowo rozgl¹daæ. Bez zw³oki wyruszyli w dalsz¹ drogê. Krasnoludy objuczy³y siê niemal wszystkim tym, co nios³y ich zabite kuce; przyjaciele ruszyli w drogê, ogl¹daj¹c siê co chwila za siebie. Hobbit z przyzwyczajenia trzyma³ ³uk w pogotowiu. Ten œrodek ostro¿noœci ustrzeg³ ich przed niebezpieczeñstwem