Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Daty te dowodzą, że każdemu z nich niezmiernie zależy na tym, aby znajdował się w Paryżu 13 lutego 1832 roku, na umówionym spotkaniu i nie przez zastępcę ani pełnomocnika, ale osobiście, czy będzie pełnoletni lub małoletni, żonaty lub bezżenny. Innym jednak osobom niezmiernie zależy na tym, aby nikt z potomków tej rodziny nie znajdował się w Paryżu 13 lutego... wyjąwszy Gabriela Rennepont, księdza misji zagranicznej. Trzeba więc, żeby tylko on jeden znajdował się na tym spotkaniu wyznaczonym potomkom tej rodziny przed półtora wiekiem. Dla uniemożliwienia sześciu pozostałym przybycia do Paryża na oznaczony dzień lub dla sparaliżowania ich obecności, już wiele przedsięwzięliśmy, ale wiele jeszcze pozostaje uczynić, aby być pewnym powodzenia w tej sprawie, najważniejszej w dzisiejszej epoce, z powodu spodziewanych rezultatów". - To aż nadto wielka prawda - rzekł zwierzchnik Rodina, przerywając mu i kiwając głową - dodaj jeszcze, że osiągnięcie pomyślnych skutków jest konieczne i że ani można myśleć o niepowodzeniu... Słowem, idzie tu niemal o być lub nie być przez wiele lat. Dla osiągnięcia tego celu użyć należy wszelkich środków, nie bać się żadnego... ale działać trzeba tak, ażeby nie ściągnąć na siebie podejrzenia. - Napisano - rzekł Rodin, dopisawszy słowa, które mu jego pryncypał podyktował. - Czytaj dalej... "Aby ułatwić lub zapewnić powodzenie w tej sprawie, pożyteczną będzie rzeczą poznać niektóre ważniejsze szczegóły i tajemnice dotyczące siedmiu osób, składających się na tę rodzinę". Ręczyć możemy za prawdziwość tych szczegółów, a w potrzebie uzupełnić je nawet w najmniejszych drobnostkach, gdyby zachodziły jakieś sprzeczności. Kolejno mówić będziemy o osobach, o faktach już dokonanych. "Nota Nr l. Róża i Blanka Simon. Siostry, bliźnięta, lat około piętnastu. Ładne i tak do siebie podobne, iż obie można by uważać za jedną - charakteru łagodnego, bojaźliwego, ale skłonne do uniesień, wychowane w Polsce, przez matkę. Generał Simon, rozłączywszy się z żoną, zanim jeszcze na świat przyszły, nie wie, że ma dwie córki. Uznano za najlepszy środek dla przeszkodzenia ich bytności w Paryżu 13 lutego, wysłać ich matkę w dalekie kraje, lecz gdy umarła, ludzie, posiadający nasze zaufanie, przez nieszczęsną pomyłkę, mniemając, iż zależało nam tylko na żonie generała Simona, pozwolili młodym dziewczętom powrócić do Francji pod opieką dawnego żołnierza. Ten żołnierz jest przedsiębiorczy, wierny, śmiały i notowany jako bardzo niebezpieczny. Panny Simon nie są szkodliwe. Według wszelkiego prawdopodobieństwa sądzić można, że w tej chwili są zatrzymane w okolicach Lipska". Zwierzchnik Rodina, przerywając mu, rzekł: - Czytaj ten list z Lipska, dopiero co odebrany, a będziesz mógł uzupełnić wiadomości. Rodin przeczytał list i dodał: - Wyborna wiadomość, dziewczęta i ich przewodnik zdołały wymknąć się w nocy z oberży Pod Białym Sokołem, ale wszyscy troje zostali dopędzeni i schwytani o milę od Mockern; przyprowadzono ich do Lipska i uwięziono jako włóczęgi, a nadto żołnierz, który im służył za przewodnika, oskarżony został o opór miejscowej władzy, obelgi czynne i uwięzienie burmistrza. - A więc biorąc pod uwagę przewlekłość procedury niemieckiej, niemal z pewnością można sądzić, że te dziewczęta, nie będą mogły stawić się na 13 lutego - rzekł zimno zwierzchnik Rodina. - Połącz tę ostatnią wiadomość z notą przez odsyłacz. Sekretarz dopisał treść listu Moroka i rzekł: - Już napisane. Czytaj dalej - rzekł zwierzchnik. "Nota Nr 2. Franciszek Hardy, przemysłowiec w Plessis, pod Paryżem. Lat czterdzieści. Człowiek stanowczy, bogaty, inteligentny, prawy, ubóstwiany przez swych robotników, człowiek nader niebezpieczny, lecz zazdrości i nienawiści, jakie wzbudza w innych fabrykantach, a nade wszystko w panu baronie Trippeaud, jako konkurencie, łatwo użyć można przeciwko niemu... Gdyby zaszła potrzeba innych środków oddziaływania przeciw niemu, poradzić się jego akt, które są bardzo grube, gdyż człowiek ten opisany jest jako jeden z najszkodliwszych