Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Potem zamknął szafę i oddał córce klucz, aby dołączyła go do pozostałych kluczy, zamykając je w schowku. Ralf i Franciszek przyglądali się tej scenie, przy czym Ralf uśmiechał się do Britty, Franciszek zaś spoglądał ponuro z dziwnym drżeniem na twarzy. Rozmyślał nad tym, 15 jak by doprowadzić do skutku swoje plany i czy aby wypadek z naszyjnikiem nie pomoże mu w tym. Franciszek tak był przepojony nienawiścią i zazdrością, że był zdolny do naj nikczemniejszego postępku, byle by osiągnąć swój cel. Wieczorem tego dnia Britta i jej ojciec pożegnali się wcześniej niż zwykle. Zmęczeni byli balem z poprzedniego dnia. Dwaj młodzieńcy pozostali jeszcze jakiś czas w poko- ju, ale po chwili Ralf rzekł: — Zdaje się, że najmądrzej będzie położyć się spać, Franku! Franciszek błyszczącym wzrokiem spojrzał na szafę ze srebrem i drgnął, jak złoczyńca schwytany na przestępstwie. Nagle zerwał się. — Nie chce mi się jeszcze spać! Nie jesteśmy przecież dziećmi, żeby chodzić spać razem z kurami. Chodźmy jeszcze na godzinkę do klubu, Ralfie! Ralf odrzekł niechętnie: — Prawdę mówiąc, nie mam najmniejszej ochoty wy- chodzić dzisiaj z domu. — Ach, ty piecuchu! Nigdy nie masz ochoty ruszyć się z domu. Gdybym cię siłą nie wyciągał, to skisłbyś tu! — Przesadzasz, Franku! Nie lubię klubu przez to ciągłe granie w karty. Zawsze zostaję wciągnięty do gry, a wiesz, jak tego nienawidzę. Franciszek spojrzał na Ralfa z dziwnie błyszczącymi oczyma. — Ach, rozumiem teraz, dlaczego unikasz gry! Ralf zerwał się. — Co chcesz przez to powiedzieć? 16 — No, przecież pamiętasz chyba, że jesteś mi winien rewanż. Ralf spojrzał na kuzyna pociemniałymi i szeroko roz- wartymi oczyma. Zbliżył się do niego o krok. — Żebyś mi tego po raz drugi nie powtarzał, chodź, dam ci rewanż. Ale wiedz o tym, że jakikolwiek będzie rezultat gry, gram z tobą po raz ostatni. Zapamiętaj to sobie! Gra w karty jest dlatego dla mnie wstrętna, gdyż każdy wynik jest nieprzyjemny. Niemiło jest przegrać, a jeszcze mniej miło wygrać. Franciszek lekceważąco wzruszył ramionami. — Wszedłeś już w rolę i przybrałeś ton głowy rodziny. — Niech i tak będzie — rzekł Ralf spokojnie. Udali się obydwaj do swoich pokojów, aby się przebrać do wyjścia. Ich wspólny służący Józef pomagał im przy tym. — Możecie się położyć, Józefie, nie będziecie już nam potrzebni — rzekł Ralf uprzejmie. Franciszek mruknął coś, gdyż nie umiał się zdobyć na uprzejmość wobec ludzi, stojących niżej w hierarchii społe- cznej. Był dla podwładnych niemiłym, opryskliwym panem. Opuścili willę, wychodząc bocznym wyjściem. Czynili to zwykle, gdy późno wychodzili z domu, wracali także tą samą drogą, aby nikomu nie przeszkadzać. W kwadrans potem siedzieli już w klubie przy zielonym stoliku. Dziś wreszcie Franciszek doszedł do przekonania, że kto ma szczęście w miłości, nie ma go w grze. Ralf przegrywał, przegrywał tak niewiarygodnie, że stracił już zupełnie ochotę do gry. Ale Franciszek zaczął drwić. I /jiicczynowy pierścionek — Acha! Chcesz nam zwiać, bo nie udaje ci się dzisiaj wygrać jak zwykle! Grasz przecież dzisiaj po raz ostatni, więc możesz się trochę zrujnować. Towarzysze gry zaczęli się śmiać i Ralf nie miał odwagi wstać od stolika. Grał dalej i wciąż przegrywał tak dużo, że stracił panowanie nad sobą i w zdenerwowaniu ciągle podwajał stawki. Wreszcie przegrawszy wszystkie pienią- dze, jakie miał przy sobie, zaczął wypisywać czeki i pod wpływem ironicznego śmiechu Franciszka stracił już zupeł- nie spokój. Na szczęście przyszedł w końcu Jan Sund i zastał tam podnieconego Ralfa. Położył rękę na jego ramieniu i rzekł poważnie: — Zostaw tę głupią grę, Ralfie, chodź, porozmawiamy trochę! Ralf drgnął, jak zbudzony z męczącego snu, i rzekł: — Zaraz przyjdę, Janku, tylko się obliczę. Wstał i podczas gdy Jan udał się do sąsiedniego pokoju, zaczął obliczać przegraną. Wystawił czeki na przeszło dziesięć tysięcy marek. Było to, jak na bratanka właściciela Zakładów „Nepal", niewiele, ale dla inżyniera Ralfa Bod- mera było to zbyt dużo, aby mógł zapłacić. Ralfowi zrobiło się ciemno przed oczyma, ale udając spokój, załatwił związane z przegraną formalności. Czuł się źle i był zawstydzony, że grał tak lekkomyślnie. Gdyby nawet przed- tem nie przyrzekł Franciszkowi, że to jego ostatnia gra, przysiągłby to teraz sobie. Ale nie było poznać po nim tego silnego podener- wowania, kiedy na pozór zupełnie spokojnie wszedł do sąsiedniego pokoju i przysiadł się na chwilę do Jana Sunda. Tylko Franciszek przyglądał mu się bacznie i triumf bił 18 z jego oczu. Wiedział, że Ralf nie był w stanie zapłacie dziesięciu tysięcy marek, które się zobowiązał zwrócić pod słowem honoru. Janek spojrzał pytająco na Ralfa, kiedy ten przysiadł się do niego. — Wyglądasz niewesoło, Ralfie, czy dużo przegrałeś? Ralf skinął głową. — Tak, przegrałem dużo. Ale nie mówmy już o tym, Janku, zły jestem na siebie samego, że zasiadłem do gry. Ale zrobiłem to po raz ostatni. — Komuś innemu nie uwierzyłbym, że wytrwa w tym postanowieniu. Ale ty w gruncie rzeczy nigdy nie byłeś graczem. — Tak, czuję nawet wstręt do gry. — Wiem o tym, że to twój kuzyn tylko namawia cię do tego. — Powiedziałem mu właśnie, że mu się to udało dziś po raz ostatni. — Cieszy mnie to. Między nami mówiąc, ostrzegam cię przed twoim kuzynem, gdyż jest to zły człowiek. Ralf spojrzał badawczo na przyjaciela. — Sądzisz go trochę za ostro. Lubi tylko dużo żartować drwić. — Tak, ale robi to stanowczo w upatrzonym celu. Nie mogli już dłużej mówić na ten temat, gdyż właśnie Franciszek wszedł do pokoju i przysiadł się do ich siołu. — No, Ralfie, pójdziemy już może do domu? — rzekł Franciszek, udając znużenie. Ralf spojrzał na zegarek. 19 — Rzeczywiście, już najwyższy czas iść spać. Czy idziesz też, Janku? Jan podniósł się. — Tak, nie pozostaje nic innego, jak pójść do domu. I trzej młodzieńcy opuścili klub. Pożegnali się zaraz, gdyż Jan Sund mieszkał w innej stronie miasta. Kiedy Ralf i Franciszek szli przez chwilę w milczeniu obok siebie, przy czym Ralf był przygnębiony i w smutnym nastroju z powodu przegranej, nagle Franciszek rzekł z wielką troską w głosie: — Jest mi strasznie przykro, Ralfie, że przegrałeś tak wielką sumę. Ale nie przejmuj się tym tak bardzo. Ralf zagryzł wargi