Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wtedy wydawał się rozpaczliwie bezbronny, teraz z jego twarzy zniknął wyraz oszołomienia, który malował się na niej przez pierwsze dni życia. I choć Sandy (poparta przez cały pluton ekspertów) zapewniała mnie, że w jego pamięci nie pozostał nawet ślad traumatycznych przeżyć, ja nie mogłam nic poradzić na to, że czuję się winna. Winna, że zrobiłam coś nie tak w czasie ciąży – choć nie umiałam wskazać konkretnie, co to było. I nagle ten pełen wyrzutu głos w mojej głowie znów zaczął swoją litanię: sama sobie jesteś winna. Ty mu to zrobiłaś. Bo tak naprawdę wcale go nie chciałaś... Zamknij się! Zorientowałam się, że drżę, kurczowo ściskając boki łóżeczka Jacka. Pielęgniarka przyglądała mi się z niepokojem. Miała około dwudziestu pięciu lat, była duża i tęga, ale od pierwszego spojrzenia budziła zaufanie. – Dobrze się pani czuje? – zapytała. – Jestem tylko trochę zmęczona – odparłam, zerkając na plakietkę z jej nazwiskiem: MCGUIRE. – A co będzie, jak go pani dostanie do domu – powiedziała ze śmiechem. Ale zamiast zirytować się na ten niewinny żart, zmusiłam się do uśmiechu, bo nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, jak koszmarnie czuję się w tej chwili. – Gotowa? – zapytała pielęgniarka. Nie, nie jestem gotowa. Na nic nie jestem gotowa. Bo sobie nie poradzę. Bo... – Jasne – odparłam, uśmiechając się z przymusem. Siostra sięgnęła do łóżeczka i ostrożnie podniosła Jacka. Był bardzo spokojny, dopóki nie wzięłam go od niej. W tym momencie zaczął płakać. Nie był to głośny płacz – ale nie ustawał, jakby mój syn nie czuł się dobrze w moich ramionach. Oskarżycielski głos w mojej głowie powiedział: oczywiście, że płacze. Bo wie, że zrobiłaś mu krzywdę. – To pani pierwsze dziecko? – zapytała pielęgniarka. – Tak – odpowiedziałam, zastanawiając się, czy widać moje zdenerwowanie. – Więc proszę się nie przejmować tym płaczem. Zapewniam panią, że do wieczora to polubi. Dlaczego próbujesz mnie uspokajać? Przecież to oczywiste – Jack wie, że źle mu życzyłam, wie, że próbowałam mu zrobić krzywdę, wie, że nie nadaję się na matkę. I dlatego nie może ścierpieć tego pierwszego fizycznego kontaktu ze mną. On wie. – Przynieść pani krzesło? – zapytała siostra. – Byłoby miło – odparłam, gdyż moje nogi nagle zrobiły się jak z gumy. Przyniosła mi plastikowe krzesło z prostym oparciem. Usiadłam, tuląc do siebie Jacka. Wciąż ryczał, jakby naprawdę był przerażony, że znalazł się w nieodpowiednim towarzystwie. – Może gdyby pani spróbowała go nakarmić... – zasugerowała pielęgniarka. – To jego pora. – Miałam problemy z odciąganiem mleka – powiedziałam. – On to załatwi w mgnieniu oka – odparła. Jej przyjazny śmiech miał mi Pomóc poczuć się swobodniej, ale sprawił tylko tyle, że czułam się coraz bardziej skrępowana. Obejmując płaczącego Jacka jedną ręką, spróbowałam drugą unieść koszulkę i biustonosz. Ale krzyki Jacka tak mnie wytrąciły z równowagi, że za każdym razem, gdy usiłowałam zadrzeć koszulkę, zaczynał mi się wysmykiwać. Co najwyraźniej niepokoiło go jeszcze bardziej. – Może ja go przez chwilkę potrzymam, a pani się tymczasem przygotuje – zaproponowała pielęgniarka. Na nic się nie przygotuję. Nie potrafię się przygotować. – Dziękuję – powiedziałam. Kiedy uwolniła mnie od Jacka, przestał płakać. Podciągnęłam koszulkę i oswobodziłam prawą pierś z biustonosza dla karmiących matek, który nosiłam. Dłonie miałam spocone. Byłam piekielnie spięta, częściowo dlatego, że moje kanaliki mleczne znów od kilku dni były zatkane. Ale też dlatego, że trzymając w ramionach dziecko, czułam jedynie przerażenie. Nie nadajesz się do tego... nie potrafisz... Kiedy pierś była już na wierzchu, pielęgniarka oddała mi Jacka. Jego reakcja na mój dotyk przypominała wręcz odruch Pawłowa: „płacz, kiedy czujesz ręce mamusi”. No i płakał. Jak najęty. Dopóki jego usta nie dotknęły sutka, kiedy płacz zastąpiło łapczywe cmoktanie, jakby faktycznie był Bóg wie jak głodny. – No i proszę – powiedziała pielęgniarka, kiwając głową z aprobatą, kiedy ścisnął dziąsłami sutek i zaczął ssać jak mały odkurzacz. A ja poczułam coś, jakby nagle przyczepiono mi do sutka klamerkę do bielizny. Może nie miał zębów, ale jego dziąsła były twarde jak stal. I zacisnął je tak mocno, że moim pierwszym odruchem był zduszony, zaskoczony okrzyk. – Wszystko w porządku? – zapytała pielęgniarka, nadal próbując zachować swoją przyjazną pozę – choć z każdą chwilą nabierałam pewności, że już mnie skreśliła jako osobę absolutnie nienadającą się do pełnienia macierzyńskich obowiązków. – Tak, tylko jego dziąsła są trochę... Ale nie dokończyłam zdania, bo Jack wgryzł się tak mocno, że naprawdę wrzasnęłam. Co gorsza, ból był nagły i tak intensywny, że odruchowo oderwałam go od piersi – co oczywiście znów sprowokowało go do płaczu. – O Boże, przepraszam, przepraszam, przepraszam – powiedziałam. Pielęgniarka zachowała spokój. Odebrała ode mnie Jacka; który uspokoił się po krótkiej chwili. A ja siedziałam z obnażoną, obolałą piersią – bezużyteczna, głupia i rozpaczliwie winna. – Nic mu nie jest? – zapytałam głuchym ze strachu głosem. – Tylko trochę się przestraszył – odparła siostra. – Podobnie jak i pani. – Naprawdę nie chciałam... – Świetnie pani sobie radzi. To się często zdarza. Szczególnie że ma pani kłopoty z przewodami mlecznymi. Proszę chwilkę poczekać, chyba wiem, jak możemy rozwiązać ten problem. Wolną ręką sięgnęła po słuchawkę. Minutę później do sali wkroczyła druga pielęgniarka, z przeklętym odsysaczem w ręku. – Używała już pani czegoś takiego? – zapytała siostra McGuire. – Niestety tak. – No to do dzieła – powiedziała, wręczając mi pompkę. I znów straszliwy ból – ale tym razem krótkotrwały. Po minucie energicznego ssania tamy puściły – i choć czułam, że po twarzy płyną mi łzy, ulga była ogromna. – Teraz już dobrze? – zapytała pielęgniarka tym swoim wesołym, rzeczowym tonem. Kiwnęłam głową. Podała mi Jacka z powrotem. Boże, jak on fatalnie znosił mój dotyk. Przysunęłam go szybko do cieknącego sutka