Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale albo nadprzewodniak (płyn chłodzący do nadprzewodzących stabilizatorów w turbolocie) był "z cytrynką" (z kwasem azotowym, który w wypadku jakiejś nieszczelności nadprzewodzącego pierścienia głównego może się dostać do obiegu chłodzącego), albo wydarzenia ostatniej nocy zbyt nadszarpnęły wrażliwą psychikę Romualda i pijąc, już był osłabiony. Ogrodnik w każdym bądź razie przysięgał się, że turbolot, z którego wydoił litra na jakimś parkingu, był na oko zupełnie nowiutki, więc i nadprzewodniak musi być czysty. Ale w takim razie, zastanawiał się Kiciak, po czym taka upierdliwa zgaga. O właśnie, ta zgaga, to kolejny powód, dla którego Romuald zdecydował się zakatrupić dzisiaj "tę sukę", znaczy żonę - Julię Kiciak. Inny powód, dlaczego dzisiaj - no bo akurat tej w nocy nie udał się włam do supermarketu, włączył się wyjęć. I tak dobrze, że z Cynglem i Ogrodnikiem zdążyli emigrować, zanim wyskoczyła ochrona. Kiciak oglądał telewizor i wiedział, że stres czyli nie rozładowane wkurwienie może być przyczyną wielu poważnych chorób, a nawet zawału serca. Z dwojga złego - swojej śmierci na zawał lub śmierci żony swej, Julii Kiciak, zdecydowanie opowiadał się za drugim rozwiązaniem. Zwłaszcza, że suka zasłużyła. Przez kogo garował za znęcanie się... Przecież w szpitalu nikt jej nie zmuszał, żeby składała zeznania... Na szczęście Romuald poradził sobie i obecnie był na chorobowej przepustce po ciężkiej operacji żołądka. Nie było przyjemnie połykać przemyconą przez klawisza błystkę na szczupaka zakończoną potrójną kotwiczką. Ale smak wolności jest na tyle upajający, że Romuald, narażając się zresztą na niezadowolenie garujących kolegów, połknął jeszcze dla pewności trochę elektroniki wydłubanej z zamontowanego w celi wideo i nie minął miesiąc, a znów oddychał świeżym powietrzem. A wracając do sprawy znęcania... Każdy ma prawo być trochę podenerwowany i żona musi mieć do tego wyrozumienie albo musi się umieć postawić. Ogrodnik jak przywali swojej, to ta potrafi i rzucić żelazkiem, i od skurwysynów nawyzywać, i dyktę albo nadprzewodniaka potem z Ogrodnikiem obali na zgodę. I to jest baba z ikrą. W małżeństwie musi być wzajemne wyrozumienie i wspólne zainteresowania. A Julia... Romuald nawet gdy wracał do mieszkania całkiem spokojny, to gdy widział te wystraszone oczy, to skulenie jakieś takie, ten talerz zupy podany drżącymi rękami - to już od razu miał ochotę ją zdzielić. I Romuald musiał się przez nią męczyć, bo to jest męka, jak w człowieku wszystko aż się buzuje, żeby zdzielić, a trzeba się ogromnym psychicznym wysiłkiem powstrzymywać, żeby nie. Dlaczego nie - bo Romuald nie był głupi, znał siebie, wiedział, że jak raz uderzy i usłyszy to ciche skomlenie: "Nie bij, nie bij", to zabije, a nie po to łykał tę cholerną błystkę na szczupaka, nie po to sam dał się w szpitalu rozpruć jak ryba, żeby teraz wrócić z powrotem tam, gdzie mu koledzy nie darują zjedzenia elektronicznych bebechów z wideo. Romuald nie był taki głupi. Ale 30 kwietnia 2004 roku miał już swój promil nadprzewodniaka we krwi, a nic szybciej nie rozpuszcza rozumu jak nadprzewodniak. Była godzina 11.50, kiedy Romuald Kiciak przekroczył próg swojego mieszkania, niosąc w sercu złowieszcze postanowienie. - Co jest do picia? - rzucił zaraz na wejściu, spodziewając się wykrętów typu: "Romek, a za co miałam kupić?" I wtedy Kiciak mógłby zacząć całą sprawę z czystym sumieniem. Niestety, tym swoim wkurwiające drżącym głosem Julia Kiciak odpowiedziała: - Romuś, masz piwo za oknem. - Kiciak, nieco zbity z tropu, nic nie mówiąc, wziął piwo zza okna i postawił na stole. Otwieracz był zgubiony już dawno, drugiego piwa nie było, żeby otworzyć kapsel o kapsel. - Noża mi daj - zażądał Kiciak. Julia Kiciak zbladła jak kreda i wymamrotała: - Zgubił się, ale już zaraz poszukam. Kiciak czuł, jak gorąco uderza mu do głowy. Wyczuła suka i pochowała noże. Teraz było za co... - Zgubił się, no to, kurwo, już nie żyjesz - powiedział Kiciak bezbarwnym głosem i wyjął z kieszeni małą, znalezioną na ulicy blaszkę z jakimś politycznym obrazkiem. Kiciak chciał ten znaczek sprzedać na bazarze, ale teraz znaczek okazał się dosłownie jak znalazł, by jego ostrym kantem podważyć kapsel od piwa. Zimna, pienista ciecz koiła pieczenie w żołądku, a mieszając się z nadprzewod-niakiem, obezwładniała resztki wątpliwości. Romuald wypił, złapał butelkę za szyjkę i jednym wprawnym uderzeniem o metalowy rant kuchni gazowej odłupał połowę butelki. Lewą ręką Kiciak szarpnął koszulę tak, że wszystkie guziki poturlały się po podłodze. - Popatrz sobie jeszcze raz, żebyś wiedziała za co - zaczął Kiciak jadowitym głosem. Julia Kiciak, cofnęła się, nie chcąc patrzeć na dawno zagojone pręgi sznytów na klatce piersiowej i ten jeden długi, jeszcze gdzieniegdzie ropiejący szew po operacji usunięcia połyku. - Żebyś wiedziała, za co cię tak kocham - Kiciak dokończył zaczęte zdanie. - Nie odwracaj się, popatrz sobie. Widzisz suko, patrz się, widzisz? Serce sobie przebijam dla ciebie - bawiąc się rosnącym przerażeniem żony, Kiciak nakręcał się coraz bardziej; w przypływie tej samej fantazji, która kiedyś skłoniła go do zrobienia sobie żyletką "żeberek" na klatce piersiowej, teraz na wysokości serca wbił sobie tuż pod skórę igłę znalezionego znaczka. Tak jak byka przed walką rozjusza się ukłuciami pik, tak tym ukłuciem igłą znaczka "NIE kwasokomunie" Romuald sam rozjuszył się do reszty. Julia chciała krzyczeć, ale przerażenie dosłownie zacisnęło jej gardło. Zresztą akurat w tej kamienicy nawet najgłośniejsze krzyki nie przeszkadzały równie pobudliwym sąsiadom. Romuald Kiciak zrobił krok do przodu