Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Waza po zupie i pó³misek z miêsem by³y wymiecione; z ca³ego bochenka chleba zosta³a tylko piêtka, a z sera maleñki kawa³eczek. Za to w jednej z butelek by³o jeszcze dwie trzecie wina — fakt, i¿ Brown zadowoli³ siê najwy¿ej po³ow¹ butelki, by³ najlepszym dowodem, ¿e nie jest ³asy na alkohol. — Wobec tego poci¹gnijcie za sznur od dzwonka. Na odleg³y dŸwiêk odezwa³o siê po chwili pobrzêkiwanie kluczy przy drzwiach i do pokoju wszed³ sier¿ant z dwoma pokojówkami, które pod jego okiem wziê³y siê do sprz¹tania ze sto³u. — Muszê zdobyæ dla was jakieœ pos³anie, Brown — rzek³ Hornblower. — Mogê spaæ na pod³odze, sir. — Nie, nie mo¿ecie. Hornblower mia³ swoje zdanie na ten temat; zdarza³o siê, ¿e jako m³ody oficer spa³ na go³ych deskach pok³adu, i wiedzia³, jakie to niewygodne. — Potrzebujê ³ó¿ka dla mego s³ugi — zwróci³ siê do sier¿anta. — Mo¿e spaæ na pod³odze. — Nie pozwolê na to. Musi pan znaleŸæ dla niego materac. Hornblower sam by³ zdziwiony, jak szybko nabywa wprawy w mówieniu po francusku; bystroœæ umys³u pomaga³a mu robiæ mo¿liwie najlepszy u¿ytek z ograniczonego zasobu s³ów, a ch³onna pamiêæ magazynowa³a wszelkie zas³yszane raz s³owa, tak ¿e wyskakiwa³y z podœwiadomoœci, gdy tylko potrzeba stawa³a siê bodŸcem do tego. Sier¿ant wzruszy³ ramionami i grubiañsko odwróci³ siê ty³em. — Jutro rano zameldujê pu³kownikowi Caillardowi o waszym zuchwalstwie! — wybuchn¹³ Hornblower. — Natychmiast ma byæ materac! Podzia³a³a nie tyle groŸba, ile wpajana przez lata dyscyplina. Nawet sier¿ant ¿andarmerii francuskiej przywyk³ do uni¿onego szacunku wobec galonów, epoletów i apodyktycznego sposobu bycia. Byæ mo¿e zawa¿y³o równie¿ wyraŸne oburzenie dziewcz¹t, ¿e taki wspania³y mê¿czyzna mia³by spaæ na pod³odze. Wezwa³ stra¿nika stoj¹cego przy drzwiach i kaza³ mu przynieœæ materac ze stajni, gdzie zakwaterowano eskortê. To co przyniesiono, by³o zwyk³ym siennikiem wypchanym s³om¹, niemniej jednak nieskoñczenie wygodniejszym ni¿ œwiec¹ce dziurami go³e deski pod³ogi. Brown patrzy³ z wdziêcznoœci¹ na Hornblowera, gdy uk³adano siennik w rogu pokoju. — Czas spaæ — oznajmi³ Hornblower udaj¹c, ¿e tego nie widzi, gdy tylko drzwi zamknê³y siê za sier¿antem. — Najpierw u³o¿ymy pana wygodnie, Bush. Jakiœ niejasny, na pó³ œwiadomy motyw pchn¹³ Hornblowera do wydobycia z walizy haftowanej koszuli nocnej, nad któr¹ pilne palce Marii pracowa³y z luboœci¹ — koszuli nocnej zabranej z Anglii na wypadek kolacji i noclegu u gubernatora lub na okrêcie flagowym. Przez te wszystkie lata, odk¹d zosta³ kapitanem, nie dzieli³ nigdy pokoju z nikim poza Mari¹, i by³o to dla niego czymœ nowym gotowaæ siê do snu na oczach Busha i Browna. Œmieszna rzecz, ale czu³ siê tym skrêpowany, mimo i¿ Bush, blady i wyczerpany, osun¹³ siê na poduszki i le¿a³ na wznak z opadaj¹cymi powiekami, podczas gdy Brown skromnie, ze spuszczonymi oczami zdj¹³ spodnie, na nalegania Hornblowera otuli³ siê jego opoñcz¹ i zwin¹³ w k³êbek na swoim sienniku nie rzuciwszy nawet okiem na swego dowódcê. Hornblower po³o¿y³ siê do ³ó¿ka. — Gotowi? — zapyta³ i zdmuchn¹³ œwiecê; ogieñ w kominku ju¿ ledwie siê tli³ i stygn¹ce wêgielki rzuca³y s³ab¹ czerwon¹ poœwiatê na pokój. Rozpoczyna³a siê jedna z tych bezsennych nocy, które Hornblower umia³ przeczuæ naprzód. Zgasiwszy œwiecê u³o¿y³ g³owê na poduszce, wiedzia³, ¿e nie bêdzie móg³ zasn¹æ a¿ do œwitu. Na swym okrêcie wyszed³by na pok³ad lub chodzi³ po galerii rufowej, tu móg³ tylko le¿eæ w ponurym bezruchu. Od czasu do czasu przyt³umiony szelest mówi³ mu, ¿e Brown przewraca siê na swoim s³omianym sienniku; raz czy dwa Bush jêkn¹³ cicho w gor¹czkowym œnie. Mieli dziœ œrodê. Zaledwie szesnaœcie dni temu Hornblower dowodzi³ okrêtem uzbrojonym w siedemdziesi¹t cztery dzia³a i by³ absolutnym panem ¿ycia piêciuset marynarzy. Jedno s³owo z jego ust kierowa³o operacjami gigantycznej machiny wojennej; zadane przez ni¹ ciosy zachwia³y tronem cesarskim. Wspomina³ z ¿alem nocny czas na okrêcie, skrzypienie drewnianych czêœci i œpiew takielunku, nieruchom¹ sylwetkê sternika przy sterze, majacz¹c¹ w s³abym œwietle kompasu, i oficera wachtowego miarowym krokiem przemierzaj¹cego pok³ad rufowy. Teraz by³ nikim; dosz³o do tego, ¿e on, który niedawno jeszcze regulowa³, a¿ do najmniejszego szczegó³u, ¿ywot piêciuset ludzi, u¿era³ siê o siennik dla jedynego pozostawionego mu marynarza; sier¿anci policji mogli zniewa¿aæ go bezkarnie; musia³ przychodziæ i odchodziæ na rozkaz osobników, którymi gardzi³. Co gorsza — Hornblower poczu³ przyp³yw gor¹cej krwi, gdy sobie znowu o tym przypomnia³ — wioz¹ go teraz do Pary¿a jak przestêpcê. Nied³ugo, o którymœ ch³odnym brzasku, sprowadz¹ go do fosy w Vincennes i postawi¹ przed plutonem egzekucyjnym. Potem bêdzie martwy. Oczyma ¿ywej wyobraŸni widzia³, jak pada od uderzeñ kul muszkietów w pierœ, a¿ zacz¹³ zastanawiaæ siê, jak d³ugo bêdzie trwa³ ból, zanim ogarnie go nicoœæ. Powiada³ sobie, ¿e to nie kres istnienia napawa go lêkiem — w niedoli, jak¹ cierpia³ obecnie, niemal wygl¹da³ tej chwili. Mo¿e chodzi wiêc o nieodwo³alnoœæ tej œmierci, jej ostatecznoœæ. Ale nie, ten czynnik odgrywa³ mniejsz¹ rolê. To co w istocie odczuwa³, by³o instynktown¹ obaw¹ przed nag³ym i drastycznym przejœciem w stan zupe³nie nie znany. Wspomnia³ noc we wczesnej m³odoœci spêdzon¹ w gospodzie w Andover, gdy nazajutrz mia³ byæ zaokrêtowany i rozpocz¹æ nie znane ¿ycie w marynarce wojennej