Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Muszę pani o tym powiedzieć, bo jeśli się oddalę, jeśli nie będziemy się widywali, niech się pani dowie chociaż, dlaczego tak jest; dlatego że umieram z miłości do pani, że straciłem sen, zdolność do pracy, że odchodzę od zmysłów, że zdolny byłbym może wkrótce wyznać panu de Châteaubrun to, co pani w tej chwili wyznaję. Wolę, by to pani kazała mi iść precz, niż by miał mi to powiedzieć kto inny. Niech mnie pani wypędzi, ale musi mnie pani wpierw wysłuchać, dławi mnie moja tajemnica: kocham panią, Gilberto, umieram z miłości! Emil miał serce tak wezbrane uczuciem, że wybuchnął łkaniem. Gilberta chciała odejść, lecz po paru krokach usiadła i zaczęła płakać. We łzach ich było wszakże więcej szczęścia niż goryczy. Toteż Emil zbliżył się wkrótce, by ją pocieszyć, i sam również doznał pociechy, gdyż wyrażała mu swoje obawy słowami pełnymi tkliwości: – Jestem biedną dziewczyną – mówiła – a pan jest bardzo bogaty i ojciec pana, jak powiadają, myśli tylko o powiększeniu swej fortuny. Pan nie może się ze mną ożenić, ja zaś nie mogę myśleć o małżeństwie w tych warunkach, w jakich się znajduję. Byłby to niezwykły przypadek, gdybym spotkała człowieka równie ubogiego jak ja, a który by odebrał pewne wykształcenie, nigdy więc nie liczyłam na podobny traf. Od najmłodszych lat powiedziałam sobie, że powinnam pogodzić się z losem, znosić go z godnością, która polega na tym, by nie zazdrościć innym, wyrobić w sobie skromne upodobania, zająć się uczciwą pracą. Nie myślę więc wcale o małżeństwie, musiałabym bowiem, chcąc znaleźć męża, wyrzec się może w 124 pewnej mierze moich zasad. Proszę posłuchać, powiem panu wszystko; Janilla od kilku dni wbiła sobie w głowę coś, co mnie bardzo martwi. Chce, żeby mój ojciec szukał dla mnie męża. Szukać męża – czy to nie wstyd? Jakie to upokarzające! Czy można sobie wyobrazić coś wstrętniejszego? Ta poczciwa, szczerze nam oddana kobieta nie może zrozumieć mego oporu, a że ojciec miał jechać do Argenton po odbiór swojej szczupłej renty, zażądała nagle dziś rano, by zabrał mnie z sobą i przedstawił kilku swoim znajomym. Oboje nie potrafimy sprzeciwiać się Janilli, wyruszyliśmy więc; ale mój ojciec, dzięki Bogu, nie ma pojęcia, jak to się szuka męża, a ja się już postaram, żeby o tym zapomniał, i cała wyprawa nie doprowadzi do niczego. Widzi pan więc, panie Emilu, że nie należy starać się o pannę, która nie ma złudzeń i która chce pozostać w panieństwie bez żalu i wcale się tego nie wstydząc. Sądziłam, że pan to zrozumiał i że przyjaźń pańska nigdy nie zamąci mego spokoju. Proszę więc porzucić tę szaloną myśl, która panu przemknęła przez głowę, niech pan uważa mnie tylko za siostrę, która zapomni o wszystkim, jeśli pan obieca, że będzie ją kochał miłością spokojną i czystą. Po cóż miałby pan przestać nas widywać? Byłoby nam bardzo przykro – i ojcu, i mnie! – Byłoby pani przykro, Gilberto? – podchwycił Emil – dlaczego pani płacze mówiąc mi słowa tak zimne? Albo pani nie rozumiem, albo pani coś przede mną ukrywa. Czy mam pani powiedzieć, czego się domyślam? Że pani nie ma dla mnie dość szacunku ani zaufania, by wierzyć moim słowom. Pani mnie ma za szaleńca, który mówi o swej miłości bez wiary i bez sumienia. Zdaje się pani, że można mnie potraktować jak dziecko, któremu się mówi: „Nie rób tego więcej, a nie będę się już gniewać.” A jeśli sądzi pani, że kilkoma słowami zimnego rozsądku można stłumić poważne uczucie, jest pani sama dzieckiem, Gilberto, i nie ma pani dla mnie w głębi serca ani krzty uczucia. Mój Boże! Czy to możliwe! Te oczy, które unikają mego wzroku, ta ręka, która mnie odpycha... byłażby to pogarda czy niedowierzanie? – A czemu miałabym wierzyć? – odrzekła Gilberta starając się ukryć ból, jaki sprawiły jej te wyrzuty – czyż mogę zamykać oczy na różnicę naszej sytuacji majątkowej, czyż mogę wpłynąć na zmianę losu? – I to wszystko? Gilberto, powiedz mi, że to wszystko! – A czy to nie dosyć? czy myśli pan, że mogłabym go pokochać mając pewność, że prędzej czy później będzie pan należał do innej? W moim pojęciu miłość to wieczność przeżyta we dwoje; dlatego też wyrzekając się małżeństwa musiałam wyrzec się miłości. – I ja to tak rozumiem, Gilberto! Miłość to wieczność przeżyta we dwoje! Nie pojmuję nawet, by śmierć mogła położyć jej kres. Czyż nie wyraziłem tego wszystkiego mówiąc: „Kocham panią”? Ach, okrutna Gfberto, nie zrozumiałaś mnie lub nie chcesz zrozumieć! Gdyby mnie pani kochała, nie wątpiłaby pani we mnie. Nie mówiłaby mi pani: „jestem biedna”, nie pamiętałaby pani o tym, tak jak ja o tym nie pamiętam. – Ach, mój Boże! Emilu! Ufam panu, wiem, że jest pan równie jak ja niezdolny do jakiegokolwiek wyrachowania. Lecz powtarzam raz jeszcze: czy jesteśmy silniejsi od losu, od woli pańskiego ojca na przykład? – Tak, Gilberto, tak, jesteśmy silniejsi od wszystkich, jeśli... się kochamy! Powtarzanie dalszego ciągu tej rozmowy byłoby rzeczą zbędną. Nie zdołalibyśmy streścić nawrotów lęku i zniechęcenia, kiedy Gilberta, odzyskując rozsądek, a więc wpadając w rozpacz, wskazywała przeszkody i zdradzała dumę pozbawioną wszelkiej wyniosłości, lecz dość silną, by przełożyć wieczną samotność nad upokarzającą walkę z pychą bogactwa. Moglibyśmy przytoczyć, jakimi argumentami Emil starał się przywrócić jej ufność, ile w słowach jego przebijało honoru i prawości. Nie bylibyśmy jednak w stanie powtórzyć najsilniejszych argumentów, tych, na które Gilberta nie umiała znaleźć odpowiedzi, my zaś nie umielibyśmy przelać ich na papier; argumenty te bowiem oparte były całkowicie na gorącym entuzjazmie i naiwnej pantomimie. Kochankowie nie są tak elokwentni jak wielcy 125 mówcy, zaś słowa ich, spisane, nie miałyby żadnego znaczenia dla tych, dla których nie były przeznaczone. Gdybyśmy przypomnieli sobie na zimno, jak błahe słowo przyprawiało nas o utratę zmysłów, nie potrafilibyśmy tego zrozumieć i drwilibyśmy sami z siebie. Jednakże ton głosu, spojrzenie znajduje w namiętności źródło magicznej siły, i Emil wkrótce zdołał wytłumaczyć Gilbercie to, w co sam święcie wierzył w tej chwili: że nie ma nic prostszego i łatwiejszego niż ich małżeństwo, a więc jest rzeczą słuszną i konieczną, by się kochali ze wszystkich sił