Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Z tym, że wy zrealizowaliście tę groźbę w praktyce, niszcząc w jakiś sposób trzy sowieckie sondy księżycowe. Jedna z nich, Selenos 4, zdołała powrócić na Ziemię, wokół której orbitowała potem przez osiemnaście miesięcy, dopóki nie udało się przejąć nad nią kontroli. Sowieccy specjaliści od techniki kosmicznej próbowali ściągnąć ją na dół na stepy Kazachstanu, ale statek był uszkodzony i nie spadł tam, gdzie planowano, lecz u wybrzeży Kuby. Pod pretekstem poszukiwania skarbów wysłaliście Raymonda LeBarona, żeby odszukał go, nim zrobią to Rosjanie. Trzeba było zatrzeć wymowne ślady uszkodzeń zadanych przez waszych kolonistów. Ale w wyścigu do strąconego statku zarówno Rosjan, jak i was uprzedzili Kubańczycy i wydobyli go. Wy nie wiedzieliście o tym aż do tej pory, a Rosjanie nadal nie wiedzą. Chyba że... Prezydent zawiesił głos. - Chyba że Raymond LeBaron wyznał na torturach wszystko, co wie o Kolonii Jersey. Mam pochodzące z wiarygodnych źródeł informacje, że został ujęty przez Kubańczyków i przekazany sowieckiemu wywiadowi wojskowemu GRU. - Raymond nie będzie mówił - powiedział gniewnie Hudson. - Może nie będzie musiał - odparował prezydent. - Przed kilkoma godzinami analitycy wywiadu, których poprosiłem o ponowne przestudiowanie sygnałów odbieranych przez Sowietów z sondy Selenos 4, kiedy ta orbitowała wokół Ziemi po powrocie z misji księżycowej, ustalili, że zebrane przez nią dane dotyczące powierzchni Księżyca przekazywane były do naziemnej stacji śledzącej zlokalizowanej na wyspie Sokotra niedaleko Jemenu. Czy rozumiecie, co to oznacza, panowie? - Rozumiemy, do czego pan zmierza. - Powiedział to refleksyjnym tonem generał Fisher. - Sowieci mogą mieć namacalny dowód istnienia Kolonii Jersey. - Tak, a w takim wypadku dodadzą prawdopodobnie dwa do dwóch i wyjdzie im, że z katastrofami sond serii Selenos mają coś wspólnego wasi ludzie przebywający tam na górze. Możecie być pewni, że zastosują środki odwetowe. Nie będzie żadnych rozmów gorącą linią, żadnych protestów przekazanych drogą dyplomatyczną, żadnych oskarżycielskich oświadczeń agencji TASS czy dziennika "Prawda". Bitwa o Księżyc pozostanie tajemnicą obu stron. Kiedy podsumujecie to wszystko, panowie, okaże się, że rozpętaliście konflikt, którego być może nie da się już powstrzymać. Mężczyźni zasiadający wokół stołu byli wstrząśnięci i zmieszani, oszołomieni i źli. Ale ich złość wynikała tylko z faktu, że mając zbyt mało danych źle ocenili sytuacje. Trzeba było kilku chwil, żeby dotarła do nich ta straszliwa prawda. - Mówi pan o sowieckim odwecie, panie prezydencie - powiedział Fawcett. - Domyśla się pan, na czym on może polegać? - Postawcie się w sytuacji Sowietów. Namierzyli was na dobry tydzień przed wystrzeleniem stacji księżycowej Selenos 8. Gdybym był prezydentem Antonowem, poleciłbym zmianę charakteru misji z naukowego na militarny. Nie mam większych wątpliwości, że kiedy za dwadzieścia godzin od tej chwili Selenos 8 wyląduje na Księżycu, specjalna grupa sowieckich komandosów otoczy i zaatakuje Kolonię Jersey. Powiedzcie mi teraz, czy baza może obronić się sama? Generał Fisher spojrzał na Hudsona, po czym skierował wzrok na prezydenta i wzruszył ramionami. - Trudno powiedzieć. Nigdy nie opracowywaliśmy planów na wypadek zbrojnego napadu na kolonię. O ile sobie przypominam, na cały ich arsenał składają się dwie sztuki ręcznej broni palnej i wyrzutnia pocisków. - A nawiasem mówiąc, kiedy wasi koloniści mieli opuścić Księżyc? - Powinni stamtąd wystartować za mniej więcej trzydzieści sześć godzin - odparł Hudson. - Ciekawi mnie - ciągnął prezydent - jak zamierzają wrócić poprzez atmosferę ziemską? Ich pojazd księżycowy z pewnością się do tego nie nadaje. Hudson uśmiechnął się. - Wylądują w porcie lotniczym Kennedy'ego na przylądku Canaveral na pokładzie wahadłowca. Prezydent westchnął. - Gettysburg. Że też o tym nie pomyślałem. Przycumował już do naszej stacji kosmicznej. - Jego załoga nie została jeszcze poinstruowana - powiedział Steve Busche z NASA - ale kiedy otrząsną się z szoku spowodowanego widokiem pojawiającego się niespodziewanie pojazdu księżycowego z kolonistami na pokładzie, na pewno z ochotą zabiorą dodatkowych pasażerów. Prezydent nie odzywał się przez chwilę i z nieprzeniknioną twarzą przesuwał wzrokiem po członkach "jądra". - Palące pytanie, przed którym nie możemy się uchylić, panowie, brzmi: czy koloniści z Jersey dożyją chwili, kiedy będą mogli wyruszyć w tę podróż. ROZDZIAŁ 44 - Naprawdę uważa pan, że temu podoła? - spytał Pitt. Pułkownik w stanie spoczynku Ramon Kleist z piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych zakołysał się na obcasach i podrapał swoją laseczką po swędzących plecach. - O ile uda nam się wycofać w całości zabierając ze sobą swoich rannych i zabitych, to tak, sądzę, że misja może się zakończyć sukcesem. - Coś tak skomplikowanego nie może udać się idealnie - zaoponował Pitt. - Zniszczenie kompleksu i anteny plus zabicie Wielikowa i całej jego załogi. Wygląda mi to na odgryzanie większego kęsa, niż jest się w stanie przeżuć. - Pańskie obserwacje naocznego świadka i nasze zdjęcia lotnicze wykonane z niewykrywalnego dla radaru samolotu zwiadowczego potwierdzają słabość systemu obrony. - Z ilu ludzi składa się pański zespół? - spytał Pitt. - Z trzydziestu jeden, wliczając w to mnie. - Rosjanie na pewno będą chcieli ustalić, kto im zdemolował tajną bazę. Poruszycie gniazdo szerszeni. - To też uwzględniono w planie - powiedział beztrosko Kleist i wyprężył pierś, co zagroziło rozerwaniem przodu kwiecistej koszuli. Pitt oceniał jego wiek na niespełna sześćdziesiąt lat. Kleist był Mulatem. Urodził się w Argentynie jako jedyne dziecko byłego oficera SS, który po wojnie uciekł z Niemiec, i córki liberyjskiego dyplomaty. Wysłany do prywatnej szkoły w Nowym Jorku postanowił rzucić naukę i zrobić karierę w marines. - Wydawało mi się, że pomiędzy CIA a KGB istnieje niepisane porozumienie: nie będziemy wyłapywać waszych agentów, jeśli wy dacie spokój naszym. Pułkownik obrzucił Pitta niewinnym spojrzeniem. - A skąd przyszło panu do głowy, że to nasza strona wykona tę brudną robotę? Pitt nie odpowiedział i patrzył wyczekująco na Kleista. - Misja zostanie przeprowadzona przez Kubańskie Specjalne Siły Bezpieczeństwa - wyjaśnił pułkownik. - Ich odpowiednik naszego SEAL. W rzeczywistości będą to doskonale wyszkoleni uchodźcy kubańscy ubrani w autentyczne kubańskie wojskowe mundury polowe. Nawet bieliznę i skarpetki będą mieli ze standardowego wyposażenia kubańskiej armii