Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Jego oczy znów spoczê³y na mnie. Tym razem nie spuœci³em wzroku. Twarz mu pociemnia³a. Ale zaraz odwróci³ siê i odszed³ bez s³owa. - Nie próbuj z nim tych swoich gierek - rzuci³a do mnie Jardan. - Przegrasz. - Jakich gierek? - Ze mn¹ te¿ ich nie próbuj - warknê³a. Elnear tylko na mnie patrzy³a, a jej myœli mówi³y mi coœ, czego nie chcia³em s³yszeæ. Odwróci³em siê i wpad³em na stó³ zastawiony wyszukany- mi potrawami, wylewaj¹c sobie na spodnie wino z kryszta³owe- go kieliszka. Zakl¹³em, ktoœ siê zmarszczy³, ktoœ inny roze- œmia³. Chcia³em udaæ, ¿e nic siê nie sta³o, nic siê nie dzieje, ¿e tak naprawdê chcia³em sobie wzi¹æ coœ do jedzenia. W ¿yciu nie widzia³em tyle jedzenia naraz, a ¿adna z tych potraw nie wygl¹da³a znajomo. Siêgn¹³em po coœ na oœlep. Za sob¹ us³ysza³em mrukniêcie Jardan: „Prosiê". Ale ten stó³, jak dla mnie, równie dobrze móg³by byæ zastawiony odpadkami, bo nagle widok i zapach te- go wszystkiego przyprawi³y mnie o md³oœci. Znów siê wycofa- ³em. Przynajmniej inni goœcie wygl¹dali tak, jakby te¿ stracili zainteresowanie jedzeniem. Powiedzia³em sobie: wkrótce bê- dzie po wszystkim... Lokaj znów zadzwoni³. - Nareszcie! - mruknê³a Elnear, jakby to by³o coœ, na co naprawdê czeka³a. - Kolacja. Ju¿ otwar³em usta, ale zaraz je zamkn¹³em, bo wessa³ nas przemieszczaj¹cy siê t³um. Elnear zerknê³a na mnie ciekawie. - Wygl¹dasz, jakbyœ siê spodziewa³, ¿e masz byæ daniem dnia - szepnê³a. - Rozchmurz siê. Trzeba przyznaæ, ¿e jedzenie bêdzie naprawdê dobre. Wykrzywi³em siê, maj¹c w duchu nadziejê, ¿e wygl¹da to na uœmiech. - Ciociu! - Wrócili Jiro i Talitha, wlok¹c za sob¹ wysok¹, czarnow³os¹ kobietê. Jule! O ma³y w³os nie wykrzykn¹³em tego na g³os, w porê siê powstrzyma³em. To nie by³y myœli ani twarz Jule. Ta kobie- ta by³a jeszcze piêkniejsza, tyle ¿e reprezentowa³a ten wydeli- kacony i rozpieszczony typ urody, daleki od mocnej sylwetki Jule. Sprawia³a wra¿enie, jakby w ¿yciu nawet nie przesz³o jej przez myœl, ¿e mo¿na cierpieæ tak, jak cierpia³a Jule. Ale mimo wszystko podobieñstwo sprawi³o, ¿e poczu³em ucisk w gardle. - Mama mówi, ¿e mo¿emy spaæ u ciebie! - wykrzykiwa³ triumfalnie Jiro. - Wszystko za³atwione! Z ty³u zbli¿y³ siê cicho Charon taMing, ze wzrokiem utkwionym w plecach nowo przyby³ej. K¹ciki ust opad³y mu lekko w wyrazie dezaprobaty. Kobieta wykona³a szybki, ukradkowy ruch d³oni¹, jakby pyta³a o coœ Elnear. W Starym Mieœcie te¿ korzystaliœmy z mo- wy r¹k, ale tego znaku nie zna³em i nie potrafi³em odczytaæ. Elnear uœmiechnê³a siê do dzieci, na wpó³ czule, a na wpó³ z rozbawieniem. - Oczywiœcie - rzuci³a pó³g³osem do czarnow³osej kobiety. - Wiesz, ¿e jesteœ u mnie zawsze mile widziana, Lazuli. - To moja matka - powiedzia³a znienacka Talitha, patrz¹c wprost na mnie, uwieszona u ramienia Lazuli. Nie mog¹c od niej oderwaæ wzroku, ledwie zdo³a³em ski- n¹æ g³ow¹. - Bêdziemy mieli malutkiego braciszka! - zaœpiewa³a Tali- tha. - Bêdzie wygl¹da³ tak jak ja. Bez zastanowienia zerkn¹³em na cia³o Lazuli. Mia³a na so- bie bardzo obcis³¹ sukniê, która po³yskiwa³a jak ksiê¿ycowy kamieñ, i wcale mi nie wygl¹da³a na kogoœ, kto wkrótce ma urodziæ dziecko. Pod¹¿y³a wzrokiem za moim spojrzeniem, potem uœmiech- nê³a siê. - Jest in vitro. Nikt ju¿ sobie nie zawraca g³owy... Pospiesznie odwróci³em oczy. Zobaczy³em, ¿e spoczywa na mnie coraz bardziej pochmurne spojrzenie Charona taMinga. Od niego te¿ zaraz uciek³em, nie wiedz¹c ju¿, czy bezpiecznie jest tu patrzeæ na kogokolwiek. - Oczywiœcie, mam na myœli ci¹¿ê. - Œmiech Lazuli za- brzmia³ jak muzyka, a ja nie mog³em na ni¹ nie spojrzeæ. - A nie seks - pospieszy³ z wyjaœnieniem Jiro. - Mama lu- bi seks. A ty? - Jiro! - szepnê³a bledn¹c, kiedy spodziewa³em siê, ¿e siê zarumieni. - Co ja mam z tob¹ zrobiæ...? - Za³atwiæ mu dziewczynê - mrukn¹³em pod nosem, a Jar- dan szarpniêciem odci¹gnê³a mnie od nich, jakbym roznosi³ coœ zakaŸnego. Kiedy siê obejrza³em, zobaczy³em, jak Charon taMing œci- ska t¹ swoj¹ rêk¹ ramiê ch³opca. Jiro przygryz³ wargê, ale na- wet nie pisn¹³. Odwróci³em wzrok. Ktoœ siê nam przygl¹da³, z ustami wykrzywionymi w pó³- uœmiechu. Brat Jule, Daric. W³aœnie wszed³. Wœród t³umu kolo- rowych wieczorowych kreacji on jeden wci¹¿ mia³ na sobie nudny strój biznesmena. By³ z nim ktoœ jeszcze, kobieta - jego kobieta, jak mog³em s¹dziæ ze sposobu, w jaki j¹ do siebie przy- ciska³. Kiedy na ni¹ spojrza³em, nie mog³em oderwaæ wzroku. Kiedy jego strój sprawia³, ¿e wszyscy dooko³a wygl¹dali jak ju- trzejszy poranek, jej ubiór czyni³ z nich ¿a³osne wczoraj