Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Sue? Jak siê masz? - W porz¹dku. Dzwoni³am do szko³y. Powiedziano mi, ¿e wzi¹³eœ tydzieñ wolnego. - Tak. Nie mogê siê skoncentrowaæ. To nie jest w porz¹dku, kiedy nie mogê daæ dzieciom wszystkiego z siebie. Mam poza tym do za³atwienia parê spraw zwi¹zanych z domem. Wystawi³em go na sprzeda¿ i by³o ju¿ trzech czy czterech potencjalnych kupców. - Jakieœ zainteresowanie? - Jedna para wydawa³a siê zapalona do kupna do chwili, gdy dowiedzia³a siê, co tu siê wydarzy³o. - Milcza³ przez chwilê. - Jakiœ facet przyszed³ w³aœnie z tego powodu. Patologiczny typ. Inni nie dali jeszcze odpowiedzi... Znów nast¹pi³a niezrêczna cisza. 124 NEMESIS - Mówisz, ¿e czujesz siê dobrze, a wydajesz siê byæ zmêczona. - Jestem. Nie sypiam dobrze. Kolejna chwila ciszy. Chryste, jakie to by³o mêcz¹ce, jak gdyby ka¿de z nich zastanawia³o siê, co powiedzieæ. Byli dla siebie jak obcy. - Jak siê maj¹ Julie i Mikê? - Nie najgorzej. - A ch³opak? - Te¿ w porz¹dku. Nie wspomnia³a mu o zajœciu w samochodzie. Stara³a siê wymazaæ je z pamiêci. - Dobrze - powiedzia³ znu¿ony. - Wiêc wszyscy maj¹ siê dobrze. - Pos³uchaj, John, muszê z tob¹ porozmawiaæ. O tobie i o mnie. Mówi³am ci, ¿e nie mog³abym wróciæ do tego domu i nadal nie mogê. - Rozumiem to, ale byæ mo¿e jeszcze nie wszystko stracone. To znaczy, chcia³em powiedzieæ, ¿e mo¿e stronisz nie tylko od domu, ale i ode mnie. Prze³knê³a z trudem œlinê. - Mo¿e mog³abym zdobyæ siê na przebaczenie ci tego romansu, John - powiedzia³a. - Nigdy jednak nie wybaczê ci tego, co sta³o siê z Lisa. Tak, wci¹¿ winie ciê za to. I zawsze bêdê. - Zadzwoni³aœ do mnie, ¿eby mi powiedzieæ to, co ju¿ wiem -rzek³, kontroluj¹c intonacjê swojego g³osu. - Jak myœlisz, jak ja siê czujê? Sam nie mogê sobie wybaczyæ i nie potrzebujê, abyœ mi stale o tym przypomina³a. To ja mieszkam teraz w tym domu. Ja jestem najbli¿ej wspomnieñ. Ty uciek³aœ od nich, Sue. - Nie uciek³am. Gdybym nie wyjecha³a, to zwariowa³abym. - Znam to uczucie. Znów zapanowa³a cisza. - John, prawdziwym powodem mojego telefonu do ciebie jest wiadomoœæ, ¿e jedna ze szkó³ w Hinkston poszukuje wicedyrektora. Oczywiœcie daj¹ dom. - Dlaczego Hinkston? 125 SHAUN HUTSON - Poniewa¿ nie chcê ju¿ mieszkaæ w Londynie, mówi³am ci -burknê³a. - We dwoje? Je¿eli otrzymam tê pracê, czy zechcesz zacz¹æ od nowa? Nowe œrodowisko, byæ mo¿e nowe ¿ycie? - spyta³ z nadzieja. - Mo¿e. Nie mo¿emy zaczynaæ od pocz¹tku, John. Miêdzy nami ju¿ nigdy nie bêdzie tak samo. - Na Boga, mo¿emy spróbowaæ - nalega³. - Wci¹¿ ciê kocham, Sue. Potrzebujê ciebie i ty potrzebujesz mnie, bez wzglêdu na to, czy siê ze mn¹ zgadzasz. Siedzia³a przez chwilê cicho. Dosz³a do wniosku, ¿e w tych s³owach by³o trochê prawdy. - To potrwa, John. - Nie dbam o to, jak d³ugo. Poda³a mu adres i numer telefonu do szko³y. - Daj mi znaæ, jak ci posz³o - powiedzia³a. - Mo¿e spotkamy siê, kiedy przyjadê na rozmowê? Nasta³a d³uga cisza. Przez chwilê myœla³, ¿e siê roz³¹czy³a. - Tak, mo¿emy - rzek³a w koñcu. - Sue, skoro nie mo¿esz spaæ, to mo¿e coœ weŸmiesz? IdŸ" do lekarza. Musisz dbaæ o siebie. - Rzeczywiœcie myœla³am, czy nie pójœæ do lekarza Julie. Kolejna d³uga chwila ciszy. - Koñczê ju¿, John - rzek³a. - Zadzwoñ do mnie, kiedy przyjedziesz na rozmowê. - Sue, dziêki za telefon. - Do zobaczenia wkrótce. -Sue. -Tak? - Kocham ciê. Przez sekundê œcisnê³a mocniej s³uchawkê. - Do zobaczenia - powiedzia³ miêkko. Od³o¿y³a s³uchawkê. Ta rozmowa wyczerpa³a j¹. Siedzia³a i patrzy³a na telefon, czuj¹c siê tak, jak gdyby w³aœnie ukoñczy³a bieg maratoñski. Up³ynê³o 126 NEMESfS pe³nych piêæ minut, zanim wsta³a i przesz³a do kuchni. Mia³ racjê mówi¹c, ¿e powinna pójœæ do lekarza. Kilka tabletek nasennych jej nie zaszkodzi. Na kuchennym stole le¿a³a ma³a ksi¹¿eczka z wizerunkiem kota. Widnia³ na niej napis "Wa¿ni ludzie". Kolejna rzecz organizuj¹ca ¿ycie Julie. Ksi¹¿eczka adresowa zawiera³a wszystkie numery, pocz¹wszy od zak³adu gazowniczego, po lekarza weterynarii. Wszystko w porz¹dku alfabetycznym. Sue prze wertowa³a kartki, a¿ dosz³a do litery "D". Prawie natychmiast znalaz³a nazwisko, którego szuka³a. GABINET LEKARSKI. A pod tym: Doktor Edward Curtis. Trzydzieœci piêæ By³o to uczucie, którego dawno nie doznawa³. Hacket uœmiecha³ siê. Jad¹c spogl¹da³ na okolicê. S³oñce by³o wysoko na niebie i zdawa³o siê symbolizowaæ stan jego umys³u. Nie czu³ siê tak od wielu miesiêcy, nawet lat