Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— On jest za młody na takie trudy — rzekła dziewczyna. — O wiele za młody — odparł Alan nie odwracając się do niej. — Byłoby lepiej, gdyby jechał konno — mówiła dalej dziewczyna. — A gdzie ja dla niego konia dostanę? — wykrzy- 232 knął Alan, nadal udając wściekłość. — Czy chcesz, abym go ukradł? Obawiałem się, że opryskliwość Alana zniechęci do nas dziewczynę, a nawet rozgniewa, bo istotnie zamilkła na czas jakiś, lecz mój towarzysz wiedział, co czyni, bo chociaż pod wieloma względami był prostakiem, w tego rodzaju sprawach okazywał znaczną przebiegłość. — Wiem dobrze — odezwała się po dłuższej chwili — że obaj panowie należycie do szlachty. — Hm... — odpowiedział Alan, raczej udobruchany, wbrew swej woli, jak mi się wydaje, tym naiwnym komentarzem. — A gdyby nawet tak było? Czy szlachetne urodzenie daje ludziom pieniądze? — To prawda — odpowiedziała dziewczyna wzdychając, jak gdyby sama była wyzutą ze swych włości dziedziczką. Rola narzucona przez Alana nie przypadała mi bynajmniej do gustu i siedząc w milczeniu przysłuchiwałem się tej rozmowie, walcząc na przemian ze wstydem i z wesołością. Nie mogłem jednak ścierpieć tego dłużej i powiedziałem Alanowi, by zaprzestał zabiegów, gdyż czuję się znacznie lepiej. Zawsze brzydziłem się kłamstwem i głos uwiązł mi w gardle, co jednak tylko dopomogło planom Alana, dziewczyna bowiem złożyła mój chrapliwy głos na karb choroby i wycieńczenia. — Czy on nie ma przyjaciół? — zapytała płaczliwie. — On by ich nie miał! — zawołał Alan. — Gdybyśmy tylko mogli się do nich dostać! Ma on licznych i możnych przyjaciół, łóżka do spania, stoły zastawione jadłem i lekarzy na każde zawołanie. Ale cóż z tego, skoro musi teraz ukrywać się, włóczyć po skalistych wertepach i sypiać we wrzosach jak żebrak. — Dlaczego? — spytała dziewczyna. 232 — Moja droga — odrzekł Alan .— jestem zbyt ostrożny, aby na to odpowiedzieć, ale zagwiżdżę ci natomiast króciutką piosenkę. — Pochylił się ku niej zalotnie nad stołem i po cichutku zagwizdał z uczuciem pierwsze takty znanej jakobickiej piosenki. — Pssst... — wyszeptała i spojrzała przez ramię w kierunku drzwi. — O to właśnie chodzi — rzekł Alan. — On? Taki młody! — Nie jest za młody, aby... — tu Alan uderzył się palcem po karku, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że młody wiek nie uratuje mnie przed wyrokiem śmierci. — To byłaby okropna hańba! — wykrzyknęła rumieniąc się gwałtownie. — A jednak to go czeka — dodał Alan — o ile nie uda się nam jakoś z tej opresji wykręcić. Dziewczyna odwróciła się i wybiegła z izby, pozostawiając nas samych. Alan był w doskonałym humorze, bowiem jego fortel rozwijał się pomyślnie, ja zaś rozgoryczony traktowaniem mnie jak dziecko i przedstawieniem jako Jakobitę. — Alanie — zawołałem — nie zniosę tego dłużej! — W takim razie musisz to ścierpieć — odrzekł Alan — bo jeśli teraz zepsujesz całą sprawę, tobie może się jeszcze uda uratować skórę, ale Alan Breck głową za to zapłaci. Była to oczywista prawda, toteż zamiast mu odpowiedzieć, ograniczyłem się do gniewnych pomruków, co wyszło na korzyść planom Alana, gdyż dziewczyna je posłyszała i wpadła po chwili do izby niosąc półmisek klusek z białej mąki i butelkę mocnego piwa. — Biedny chłopcze — rzekła i postawiwszy przed nami półmisek, dotknęła mego ramienia serdecznym ruchem, jakby chciała mnie pocieszyć. Potem zapro- 233 siła nas do jedzenia, dodając, że nie przyjmuje za nie żadnej zapłaty, karczma bowiem należy do niej, a raczej do jej ojca, który tego dnia poszedł do Pitten-crieff. Nie trzeba nas było zbytnio zachęcać. Chleb i ser to nędzna strawa, a z półmiska unosił się nader smakowity zapach. Gdyśmy się posilali, ona tymczasem siedziała przy sąsiednim stole i przyglądała się nam w zamyśleniu, skubiąc raz po raz rąbek fartucha. — Wydaje mi się, że pan ma raczej długi język — rzekła wreszcie zwracając się do Alana. — Tak, ale przekonałaś się sama, że wiem, kiedy, z kim i o czym można rozmawiać. — Nigdy was nie zdradzę, jeśli to ma pan na myśli. — Nie, ty nie należysz do tego rodzaju ludzi. Ale powiem ci, co mogłabyś zrobić: pomóc nam. — Nie, nie mogę — odpowiedziała potrząsając głową. — Ale gdybyś mogła? Nic mu na to nie odpowiedziała. — Wysłuchaj mnie, urocza panienko — mówił dalej Alan. — Są tutaj niedaleko łodzie, idąc do was widziałem aż dwie na wybrzeżu zatoki. Otóż, gdybyśmy mogli zrobić z nich dobry użytek i pod osłoną nocy przeprawić się do Lothian, w towarzystwie kogoś uczciwego, takiego, co umie trzymać język za zębami, takiego,' co odprowadziłby łódź z powrotem i nikomu nic o tym nie wspomniał, dwie dusze byłyby uratowane, moja najprawdopodobniej, jego zaś na pewno. Jeśli znikąd nie dostaniemy łodzi, a mamy już tylko trzy szylingi całego majątku, to cóż mamy uczynić? Dokąd się udać? Na kogo liczyć? Nie pozostanie nam nic innego jak pogodzić się z losem, to jest z oczekującymi nas kajdanami i śmiercią na szubienicy. Takie jest nasze położenie, ręczę ci za to słowem. Czy odmówisz nam pomocy, dziewczyno? Czy nie będą ciebie dręczyć wy- 234 rzuty sumienia, gdy leżąc w ciepłym łóżku i słysząc, jak deszcz dudni po dachu i wiatr wyje w kominie, pomyślisz o naszej niedoli? Czy jedząc ciepłą strawę, w blasku czerwonego ognia, nie przyjdzie ci na myśl, że ten mój nieszczęsny chłopak gryzie palce z głodu i chłodu gdzieś na jakimś ponurym pustkowiu? Chory czy zdrów, on nie może nigdzie spocząć, śmierć czyhać będzie nadal na niego zza każdego węgła i krzaka, on zaś będzie musiał nadal wędrować w słocie i w błocie jak żebrak. A gdy upadnie wreszcie, by skonać gdzieś na zimnej skale, nie znajdzie się przy nim żaden przyjaciel, tylko ja i Bóg. Patrząc na dziewczynę zrozumiałem, że przemowa Alana wywarła na niej wielkie wrażenie, ale i pogrążyła w okrutnej rozterce. Córka karczmarza pragnęła szczerze ulżyć naszej doli, lecz obawiała się, że w ten sposób przyjdzie z pomocą złoczyńcom. Postanowiłem więc wdać się w rozmowę i odsłaniając część prawdy, zmniejszyć ciężar skrupułów dziewczyny. — Czy słyszałaś kiedy — zapytałem — o panu Rankeillor zamieszkałym w Ferry? — Pan Rankeillor? Prawnik? Owszem, słyszałam. — Jego drzwi są celem mojej podróży, możesz zatem sama osądzić, iż nic złego nie mam na sumieniu..