Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Owa tęsknota do piękna jest czymś w rodzaju namiętnego instynktu. Piękno się czuje. A tu już blisko do intuicji, do przeczuwania prawdy, które rodzą później owe nudne i niezrozumiałe przez większość ludzi piękne wzory. I pewnie intuicja sprawiła, że przyjechaliśmy do Mnicha. Nie zdążyliśmy wejść na dziedziniec mnichowskiego kościoła, gdy szosą nadjechał niebieski nissan Porucznika Columbo. - A ci co tutaj robią? - żachnęła się Miss Marple. Z nissana wysiedli detektyw i Krystyna z biblioteki. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie są zadowoleni z naszej obecności tutaj, podobnie zresztą jak Miss Marple, Jola i Harry Potter - z ich wizyty. Co do mnie, nie byłem zły. Nie przeszkadzała mi konkurencja, wręcz przeciwnie - zawsze dopingowała do działania. Jestem typem nieco flegmatycznym i potrzebowałem impulsu, solidnego bata w postaci zagrożenia, aby wykrzesać z siebie dość energii na wykonanie jakiegoś zadania. - Dzień dobry państwu - powitał nas z daleka Porucznik Columbo, chociaż widzieliśmy się nie tak dawno i pociągnął Krystynę do kościoła. Obecność u jego boku młodej bibliotekarki dodała mu wigoru i uczyniła nawet młodszym o kilka lat. - Czyżby biblioteka była dzisiaj nieczynna? - zażartowała starsza pani. - Nic dziwnego, że tutaj przyjechali - wyjaśnił Potter. - Po tym, co nam dzisiaj powiedziała pani Ewa, trop wiedzie do Mnicha. - A pani Krystyna zna okolice Oporowa bardzo dobrze - dodałem. - Napisała nawet książkę. Columbo wie, co robi. Obeszliśmy wolno kościół i na jego tyłach natknęliśmy się na dwóch robotników mieszających zaprawę przed otwartym prostokątnym oknem prowadzącym do podziemnej krypty. W jej szarym i zawilgoconym wnętrzu znajdowały się jakieś stare trumny. Na nasze pytanie o proboszcza odpowiedzieli, że na plebani nie ma teraz nikogo, bo ksiądz załatwia interesy w Kutnie. - Ciągle jest tutaj coś do roboty - narzekał starszy mężczyzna z wąsami. - Proboszcz szuka pieniędzy. Ostatni remont przykładowo zrobilim dziesięć lat temu. Dach pokrylim blachą miedzianą, elewację barankiem, a teraz trza nam się wziąć za cokół i fundamenty. Kryptę woda zalewa po zimie, a wczoraj to ktoś nawet włamał się tutaj... - Włamał się? - zawołaliśmy jednym głosem. - Ale nic nie ukradł z krypty - machnął ręką. - Bo co można ukraść? Starą trumnę? No i proboszcz kazał zamurować nowe ramy i wstawić porządną dębową okiennicę. - Nie widział pan nikogo obcego kręcącego się ostatnio przy kościele? - zapytałem. - Mało ludzi tu przychodzi, to bym zauważył kogo podejrzanego - pokręcił głową. - Chociaż... - Tak? - Kilka razy przystanął tutaj samochód... - Może rozpoznał pan markę? - Ciemny wóz, zagraniczny, ale nie powiem o jaki konkretnie się rozchodzi. - Może granatowy golf? Albo ford? - A bo ja wiem? - Nie wiemy - wtrącił się drugi robotnik. - Szukał drogi. - A kto leży w tych trumnach? - zapytała Miss Marple, zmieniając tym samym temat. - Dziedzice. Grotowski... Stępowski... - A Ruczyński? - A ja tam wiem? Proboszcza trza zapytać. - Warto by przejrzeć akta metrykalne - mruknąłem, czym na dobre obudziłem czujność Miss Marple. Popatrzyliśmy przez okienko na stare trumny leżące na postumentach i poszliśmy dalej. - Ciekawe czego szukano w tej krypcie? - zainteresował się Harry Potter. - Pewnie tego, czego i my - odpowiedziałem. - Tylko miał więcej odwagi i wlazł do krypty. - On wczoraj szukał czegoś, czego my szukamy dopiero dzisiaj - zauważyła Miss Marpłe. To było słuszne spostrzeżenie. Od razu pomyślałem o owym Buźce, złodzieju samochodów. Ale mógł to być też Bond! Przecież wygadał się, że Ewa zdradziła mu treść najnowszego raportu z laboratorium dotyczącego szkieletu znalezionego w Drzewoszkach. Bond wiedział o tym już wczoraj, gdy pozostali dowiedzieli się o tym dopiero dziś rano. - Panie Liberalesie? - zagadnęła Miss Marple. - Wspominał pan o jakimś fordzie. Kogo miał pan konkretnie na myśli? - Właśnie - zaciekawił się także Harry. Popatrzyłem na Jolę, która wziąwszy się pod boki, ostentacyjnie odwróciła się do mnie plecami. Była wściekła. Wściekła za to, że dzielę się z innymi detektywami informacjami tak ciężko wspólnie zdobytymi. A przecież nagroda była jedna. - Ford? - powtórzyłem za nimi. - Tak tylko powiedziałem. Dla przykładu. To mógłby być opel albo ford. A nawet BMW. Zdaje się, że z trudem mi uwierzyli. Niebo zakryła stalowa pierzyna i zaczął siąpić drobny deszczyk. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Minąwszy kruchtę północną i dzwonnicę stojącą po drugiej stronie alejki, weszliśmy do kościoła, rezygnując z dokładnego obejrzenia budowli od zewnątrz. W sieni usłyszeliśmy wysoki głos Krystyny unoszący się dźwięcznie w kościele. - Osada Mnich należy do najstarszych na ziemi kutnowskiej. Jej początki niestety giną w pomroce dziejów - opowiadała z przejęciem. - Nie pozostały żadne dokumenty, ale odkryte tutaj cmentarzysko szkieletowe pochodzi już z X wieku. Parafia była erygowana już w 1399 roku przez Stefana z Ciechomic Ciechomskiego. Pierwszy kościół był drewniany, następny murowany, a zbudował go Stanisław Kuciński w 1536 roku. Jednakże świątynia szybko popadła w ruinę. W XV wieku toczyły się spory terytorialne o parafię Mnich pomiędzy sąsiednimi dekanatami. Kościół ten często nie miał księdza. Ponoć przed rokiem 1790, przez ponad sto lat nie było tu stałego plebana! - Może w 1657 roku kościół stał pusty? - szepnęła Jola. Usiedliśmy w ławach i dalej słuchaliśmy opowieści Krystyny. - W latach 1860-1862 Władysław Grotowski, nowy fundator, rozebrał mury kościoła do parapetów okiennych. Postawił nowe