Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Nie widzieliśmy się wiele lat, ale zachowałem wspomnienie o pańskim wspaniałym ojcu i pomyślałem, że mogę zajść do was jako stary przyjaciel z dzieciństwa! Zacny Hersebom, niewątpliwie zażenowany nieco z powodu oskarżeń kierowanych przed chwilą pod adresem gościa, nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć na te słowa. Poprzestał więc na odwzajemnieniu uścisku ręki doktora z uśmiechem serdecznego powitania na ustach, podczas gdy jego żona zajęła się najpilniejszą sprawą: — Szybko, Otto, Erik, pomóżcie panu doktorowi zdjąć pelisę, a ty, Vanda, przynieś jeszcze jedno nakrycie! — zarządziła, gościnna jak wszystkie norweskie gospodynie. — Pan doktor zrobi nam ten zaszczyt i zje z nami odrobinę? — Słowo daję, nie odmówiłbym, proszę mi wierzyć, gdybym choć trochę był głodny, bo to danie z łososia jest wielce kuszące! Ale nie minęła nawet godzina, jak jadłem kolację z moim przyjacielem Malariusem, i doprawdy nie przyszedłbym tak wcześnie, gdybym wiedział, że zastanę was jeszcze przy stole! Jeśli chcą mi państwo sprawić przyjemność, proszę wrócić na swoje miejsca i zachowywać się tak, jakby mnie tu nie było. — Och, panie doktorze — nie ustępowała gospodyni — przyjmie pan choć kilka „snorgas” i filiżankę herbaty? — Zgoda na filiżankę herbaty, ale pod jednym warunkiem: najpierw zje pani kolację — rzekł doktor, sadowiąc się w dużym fotelu, który już na niego czekał. Vanda zaraz postawiła dyskretnie imbryk na ogniu i znikła jak sylf w sąsiedniej izbie, reszta rodziny zaś, rozumiejąc z wrodzoną sobie uprzejmością, że naleganie sprawiłoby gościowi przykrość, powróciła do posiłku. Doktor szybko się rozgościł. Przegarniając pogrzebaczem ogień w kominku i grzejąc sobie nogi nad płomieniem podsyconym suchym drewnem, którego Katrina dorzuciła, zanim usiadła ponownie do stołu, rozprawiał o dawnych czasach, o starych znajomych, co odeszli już z tego świata i o tych, co zostali, o zmianach, jakie nastąpiły w kraju i w samym Bergen. Czuł się całkiem jak u siebie i co bardziej godne uwagi, udało mu się już wprowadzić na nowo Herseboma w dobry nastrój, kiedy Vanda wróciła z drewnianą tacą pełną spodeczków i podała ją tak wdzięcznie, że nie sposób było się oprzeć. Przyniosła słynne ,,snorgas” norweskie — kawałki wędzonej polędwicy z renifera, filety śledziowe z czerwonym pieprzem, cienkie kromeczki razowca, słony ser i inne pikantne dodatki. Jada się je o każdej porze dla pobudzenia apetytu. Tym razem spełniły one swoje zadanie do tego stopnia, że doktor, skosztowawszy ich przez grzeczność, wkrótce spałaszował jeszcze konfitury z jeżyn, dumę pani Katriny, i zdjęło go takie pragnienie, że nie jedna, lecz siedem czy osiem filiżanek gorzkiej herbaty z trudem je ugasiło. Wtedy maaster Hersebom postawił dzban doskonałej jałowcówki zwanej ,,schiedam”, którą dostał od holenderskiego kupca. Następnie, po skończonej kolacji, doktor przyjął z rąk gospodarza wielką fajkę, nabił ją i wypalił ku ogólnemu zadowoleniu. Nie trzeba chyba mówić, że na tym etapie wszystkie lody już dawno zostały przełamane i czuli się ze sobą tak, jakby doktor zawsze należał do rodziny. Śmiali się, gwarzyli w najlepszej komitywie, kiedy na starym zegarze z politurowanego drewna wybiła godzina dziesiąta. — No cóż, mili przyjaciele, zrobiło się już późno — rzekł wtedy doktor. — Gdybyście zechcieli odesłać teraz dzieci do łóżek, porozmawialibyśmy o poważnych sprawach. Na znak Katriny zaraz Otto, Erik, Vanda powiedzieli wszystkim dobranoc i wyszli. — Pewnie zastanawiacie się, dlaczego przyszedłem? — podjął doktor po chwili milczenia, utkwiwszy swój przenikliwy wzrok w Hersebomie. — Gość w dom, Bóg w dom — odparł sentencjonalnie rybak. — Tak, tak, wiem, że gościnność nie zaginęła w Nore. Ale zapewne musieliście sobie w końcu powiedzieć, że nie bez powodu opuściłem tego wieczoru towarzystwo mojego starego przyjaciela Malariusa i przyszedłem do was! Założę się, że pani Hersebom żywi pewne podejrzenia co do tej przyczyny. — Poznamy ją, jeśli nam ją pan przedstawi — odpowiedziała dyplomatycznie kobieta. — No cóż! — westchnął doktor. — Skoro nie chcecie mi pomóc, muszę sam przejść do rzeczy!... Wasz syn jest dzieckiem wybitnym, maaster Hersebom. — Nie skarżę się na niego — odpowiedział rybak. — Jak na swój wiek, jest wyjątkowo inteligentny i wykształcony — kontynuował doktor. — Przepytywałem go dzisiaj w szkole i byłem mocno zaskoczony rzadko spotykanym darem pracowitości i refleksji, który ten egzamin mi w nim ujawnił... Zaskoczyło mnie także, gdy poznałem jego nazwisko, jak mało jest do was podobny i jak różni się od dzieci tego kraju! Rybak i jego żona siedzieli bez ruchu i w milczeniu. — Krótko mówiąc — podjął uczony z pewnym zniecierpliwieniem — to dziecko nie tylko mnie interesuje, ale wręcz intryguje