Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Czy wy, finy, nie macie co robić? Steward spojrzał do góry i poruszył ogonem w delfinim geście będącym odpowiednikiem wzruszenia ramionami u ludzi. – O co chodzi, panie Akki? – Chodzi o to, że... że macie swoje obowiązki! No już, co was tak załamało? – Kapitan... – zaczął jeden. Akki przerwał mu. – Kapitan byłby pierwszym, który powiedziałby wam, że macie dalej pełnić swoje obowiązki! Przeszedł na troisty. * Skupcie się Na odległym celu – * Na Ziemi! Która nas potrzebuje! * Sus’ta zamrugał i spróbował wziąć się w garść. Pozostali poszli za jego przykładem. – Tak jessst, panie Akki. Ssspróbujemy. Akki skinął głową. – Bardzo dobrze. Postępujcie dalej zgodnie z duchem Keneenku. Wpłynął do windy i nadał impuls kodu mostka. Gdy drzwi się zasuwały, zobaczył, że grupka rozpływa się w różne strony – prawdopodobnie na swoje stanowiska. Na Ifni! Niełatwo było przybrać zdecydowaną postawę i dodawać innym otuchy, kiedy właściwie sam chciałby uzyskać od nich jakieś informacje. Jednak aby dodać im ducha, musiał sprawiać wrażenie osoby wiedzącej o wiele więcej niż oni! Żółwiogłowi! Zepsute mechany! Jak poważnie ranny jest kapitan? Czy mielibyśmy jakąkolwiek szansę, gdybyśmy stracili Creideikiego? Postanowił, że dopóki nie dowie się, co się tu dzieje, będzie cichy i spokojny. Wiedział, że midszypmen to najbardziej niewdzięczne stanowisko na statku, z obowiązkami i odpowiedzialnością oficera, lecz bez ochrony, jaką zapewnia stopień. I midszypmen zawsze jako ostatni dowiadywał się, co się dzieje! 37. Suessi Otwór był już prawie gotowy. Wojenny statek Thennanian został w wielu miejscach przewiercony i wzmocniony klamrami. Wkrótce będą mogli wypełnić cylindryczną jamę przeznaczoną dla niej zawartością i wyruszyć. Hannes Suessi nie mógł się już doczekać. Miał dość pracy pod wodą. Prawdę mówiąc, finy też miały jej dość. O rany, ależ będzie miał co opowiadać w domu! Kierował grupami pracującymi pod oceanami smogu na Tytanie. Pomagał przeprowadzać adeninowe komety przez Mętną Mgławicę. Pracował nawet z tymi stukniętymi Amerindianami i Izraelitami, którzy próbowali zrobić z Wenus drugą Ziemię. Jednak jeszcze żadna praca nie nauczyła go tyle o złośliwości przedmiotów martwych co ta! Prawie wszystkie materiały, z którymi mieli do czynienia, były wytworem obcej cywilizacji, o zwariowanej ciągliwości i jeszcze dziwniejszym przewodnictwie kwantowym. Musiał osobiście sprawdzać oporność psioniczną każdego niemal połączenia, a i tak, kiedy wystartują, ta skorupa pewnie puści przecieki telekinetycznych szumów na połowę nieba! Te finy! Doprowadzały go do szału! Bezbłędnie wykonywały najbardziej skomplikowane operacje, a potem pływały dookoła skrzecząc bzdury w primalu, kiedy otwór luku dawał intrygujący układ odbić sonarowych. I za każdym razem gdy kończyły jakąś pracę, wzywały starego Suessiego. „Niech pan to sprawdzi, Hannes – prosiły. – Niech się pan upewni, że to dobrze zrobione.” Cholernie się starały. Nic nie mogły poradzić na to, że czuły się słabymi podopiecznymi samozwańczych opiekunów w niewyobrażalnie wrogiej galaktyce, szczególnie, że istotnie tak było. Suessi musiał przyznać, że narzeka raczej z powodu niepokoju wciąż odzywającego mu się pod czaszką niż z rzeczywistej potrzeby. Załoga „Streakera” wykonała swoją robotę; tylko to się liczyło. Był dumny z każdego z nich. Zresztą od kiedy przybyła Hikahi, wszystko przebiegało o wiele sprawniej. Dawała przykład pozostałym i cytatami z Keneenku pomagała im się skupić. Suessi przeniósł ciężar ciała na drugi łokieć. Jego wąska koja znajdowała się w odległości zaledwie metra od sufitu. O kilka cali od jego ramienia była otwierająca się poziomo klapa tego podobnego do trumny przedziału sypialnego. Dosyć już odpoczywałem – pomyślał, chociaż piekły go oczy i nadal odczuwał ból w ramionach. Nie było sensu próbować powtórnie zasnąć. Leżałby tylko, wytrzeszczając oczy w mrok. Jednym pchnięciem otworzył pokrywę luku. Osłonił dłonią oczy przed światłem lamp podwieszonych pod sufitem wąskiego przejścia, a potem usiadł i spuścił nogi z koi. Plusnęło. Uff. Woda. Z wyjątkiem mniej więcej metra pod samym sufitem, stateczek był pełen wody. W ostrym świetle korytarza jego ciało miało nienaturalnie bladą barwę