Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Nie rozumiem, dlaczego... – Urwał i pokręcił głową. Nie potrafił jasno myśleć. Podniósł się ciężko i rozpiął kurtkę. – A co tam, do diabła! Ben może się tym zająć. Założę się, że lada chwila... Nagle zesztywniał. Oboje spojrzeli na siebie. W oczach Sheili odmalował się niepokój. Niepewnie uniosła ręce do ust. – On był ze mną – szepnęła. – O, Boże! tylko nie to! Manley szarpnął drzwi. Na zewnątrz wiatr przybrał na sile. Dął teraz potężnie, wciskający się w szpary między belkami chaty. Manley pobiegł przed siebie i zatrzymał się po kilku metrach, nasłuchując wycia wichury szalejącej wśród drzew. – Ben! – zawołał głośno, przykładając złożone dłonie do ust – Ben! Odpowiedziało mu tylko zawodzenie wiatru. ROZDZIAŁ 16 Doktor Hume poprowadził Jacqueline do jej pokoju. Od chwili, gdy tylko ją zobaczył, stało się dla niego oczywiste, że jej stan psychiczny i fizyczny bardzo się pogorszył. Mówiła z wahaniem i robiła nagłe przerwy, jakby traciła wątek, co nie zdarzało się nigdy przedtem; zawsze cechowała ją duża jasność umysłu. Miała ciemne worki pod oczami, ostro kontrastujące z jasnym odcieniem jej gładkiej cery, pulchne, wydęte policzki i nabrzmiałą szyję. Przyglądał się jej z błyskiem w oku, a wyraz jego twarzy był nieprzenikniony. W jednej ręce niósł walizkę Jacqueline, drugą ściskał ją za pulchny nadgarstek. Kobieta biernie dreptała z tyłu. Sprawiała wrażenie, jakby była ciągnięta na siłę, a nie po prostu odprowadzana. Po drodze minęli pielęgniarkę przełożoną nadzorującą portiera sprzątającego korytarz. Hume odpowiedział na jej zdziwione spojrzenie lekkim skinieniem głowy, dając tym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Wkrótce potem dotarli do znajomego, oddzielnego skrzydła budynku. Po wejściu do pokoju Jacqueline najpierw rozejrzała się wokół tępym wzrokiem, po czym nagle jej twarz rozjaśniła się. – Czy mogę od razu zacząć kurację? – zapytała z nadzieją. – Najpierw musisz odpocząć, Jacqueline. W pełni rozumiem twoją niecierpliwość, ale pierwszy etap polegający na zrelaksowaniu się jest bardzo istotny. Jej głos załamał się. – Więc kiedy? – zakwiliła żałośnie. – Czy pan nie widzi, że... Ujął ją mocno za ramiona i spojrzał prosto w oczy. – Niedługo, Jacqueline. Bądź cierpliwa. Najważniejsze, żebyś mi zaufała. – Jego wzrok był rozkazujący. – Ufasz mi, prawda? Uciekła spojrzeniem w bok i skinęła głową. – Oczywiście, że panu ufam, ale... – bezradnie wzruszyła ramionami – już sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Cały czas potwornie chce mi się jeść i... – To nie ma znaczenia – przerwał jej. – Nie przejmuj się. Kiedy rozpoczniesz kurację, wszystko się zmieni. Zapomnisz o tym. Po jej policzku spłynęła łza. Podbródek zaczął jej drżeć. – Och, Boże... Naprawdę pan tak sądzi? – Ja to wiem. – Ucałował ją po ojcowsku w oba policzki i uśmiechnął się promiennie. – Czyż nie miałaś mi obiecać, że będziesz mi ufać? – Obiecuję. – Dobrze. – Opuścił ręce i uścisnął uspokajająco jej łokcie. Potem puścił ją i ruszył ku drzwiom. W połowie drogi przystanął, odwrócił się i oznajmił niechętnie. – Niestety, nie będę mógł zjeść dziś z tobą kolacji. Wzmianka o jedzeniu wywołała grymas na jej twarzy. Spojrzała na niego błagalnie. – Chcę tylko zacząć kurację, nic więcej. Wiem, że powiedziałam, że ciągle jestem głodna, ale naprawdę nie potrzebuję nic... – Ależ to konieczność! – odparł szybko. – Współczuję ci i rozumiem twoją niecierpliwość, lecz pamiętaj, jak ważną rolę odgrywają tu nasze posiłki, moja droga Jacqueline. To niezwykle istotny element kuracji. Bez właściwego odżywiania cały program leczenia okazałby się nieskuteczny. A przecież chcesz być uzdrowiona, nieprawdaż? – zakończył z emfazą. Zaczęła nerwowo skubać dolną wargę. Wpatrywała się w niego, próbując odgadnąć, co kryje się za jego zagadkowym uśmiechem. Jak w ogóle może o to pytać? – pomyślała i pokiwała głową. – Potraktuj najbliższe pół godziny jako okres aklimatyzacji – ciągnął dalej. – Umyj się i odpręż. Kiedy się odświeżysz, pójdź po prostu do jadalni w tym skrzydle. Znasz drogę. Nie przestając się uśmiechać, skłonił się lekko i wyszedł. Dla Jacqueline było nie do pomyślenia, żeby mogła się teraz odprężyć. Ale chciała się czymś zająć, więc wzięła gorący prysznic. Miała nadzieję, że może przyniesie jej ulgę. Myliła się jednak