Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

mu- sieli być bardzo dzielni i zręczni. Leżące jednak obok cybuchy świętych fajek mówiły mu wyraźnie, że w myślach młodzieńców nie gości zdrada, chociaż z jakichś powodów ukrywają swoje męstwo. Nie miał prawa podejrzewać ich o jakiekolwiek nieucz- ciwe zamiary. - Jaką ścieżką przybyli do miejsca, skąd wzięli czerwony kamień? v - Przybyli kanu rzeką, którą Yanktonai nazywali Misquah- gumme seebee, a następnie podróżowali na grzbietach ogashy. Wódz spojrzał na mówiącego z nagłym zaciekawieniem i po- wiedział: - Yankton i Yanktonai są braćmi. Czy Kenarbo chciał powie- dzieć, że na swej ścieżce spotkał Yanktonai i czy może rozma- wiał z nimi? - Tak, Kenarbo i Assinbo spędzili kilka Wieczorów w wiosce Yanktonai i byli ich gośćmi. - Czy nasz brat może wymienić imię wodza? - z resztkami już podejrzliwości pytał dowódca oddziału. - Kenarbo i Assinbo spotkali najpierw wodza Waubezhahqua, a potem w wiosce byli gośćmi wodza Czarnych Psów, którego - Ahtik (czyt. A:-tik) - Jeleń imię brzmi Kenewh - z tymi słowy sięgnął do woreczka i wy- dobywszy kawałek skóry wielkości dłoni, podał go pytającemu. Zaledwie jeździec spojrzał na tajemnicze znaki, zeskoczył ze swego ogashy, zwrócił młodzieńcowi kawałek skóry i powiedział serdecznie: _ Ci, którzy zyskali szacunek i uznanie Kenewha oraz zdobyli jego przyjaźń, są również braćmi wszystkich Dakotów i, mimo iż o swych dzisiejszych czynach mówią skromnie, Kinwaukwun- we* - wódz Tych Co Nie Boją się Śmierci, wie co o nich myśleć i wita ich jak braci na ziemiach swych ojców. Chętnie usiądzie przy ich ognisku. - Na dany przez niego znak oddział ponad czterdzies- tu wojowników zeskoczył ze swych wierzchowców, a wódz jako pierwszy podszedł do miejsca, gdzie leżała ogromna skóra szare- go niedźwiedzia. Obejrzał ją starannie, a następnie przyjrzał się miejscu, gdzie w pierś zwierza wniknęły groty trzech strzał. Obej- rzał też ślady noża. Gdy wrócił do ogniska, jego przenikliwy wzrok badał staran- nie twarze młodych przyjaciół; w końcu wódz spytał poważnie: - Jak moi bracia podzielili między siebie kły i pazury zwie- rza? Mohawk uznawszy, że nie ma żadnej potrzeby dłużej udawać wobec wodza odparł po prostu: - Nie dzielili ich. Uznali, iż zdobył je Assinbo. Jego nóż do- tarł dwukrotnie do serca szarego niedźwiedzia i zabrał zwierzo- wi jego życie. Nóż ten uratował przy tym życie Kenarbo, który leżał pod niedźwiedziem. Kilkunastu wojowników, otaczających ognisko i śledzących uważnie rozmowę, z podziwem i szacunkiem patrzyło teraz na młodego Moose. Kinwaukwunwe wstał, uniósł rękę do góry i rzekł: - Młodzieniec, który nie posiada jeszcze świętej fajki pokoju, a nie ucieka przed szarym niedźwiedziem, lecz walczy z nim tyl- ko nożem i zabija go, ma prawo nosić jego imię i szczycić się nim. Mój młody brat znany będzie wśród Dakotów jako Szary Niedź- wiedź. Sasay'ga przyłożył otwarte dłonie do serca. - Kinwaukwunwe (czyt. Kin-yak-uyn-uy) - Długa Strzała - Assinbo jest dumny, słysząc słowa tego, którego .Ci Co Nie Boją się Śmierci - najdzielniejsi wojownicy narodu Yankton - wybrali swym wodzem. Słowa Kinwaukwunwe zachowa w swym sercu i myśli; a imię jakie nadał mu wódz, będzie nosił z radością po powrocie do swej wioski. Teraz jednak pragnie prosić wodza i jego dzielnych wojowników, by swego młodego brata nazywali nadal imieniem Assinbo i nie mówili nikomu, że Assinbo nie oba- wia się szarego niedźwiedzia. W kręgu wojowników powstało lekkie poruszenie, a zdumiony wódz nie wiedząc, czy młodzieniec właściwie wyraził swe myśli, spytał: - Czy Kinwaukwunwe ma aozumieć, że jego młody brat pra- gnie przez jakiś czas ukrywać swój czyn, z .którego powinien być dumny? - Wódz zrozumiał dobrze - odparł młodzieniec. - Assinbo i jego dwaj młodzi bracia pragną, by przez pewien czas ich wro- gowie, gdy się z nimi spotkają, uważali ich za lękliwych, niedoś- wiadczonych młodzieńców. Dlatego na razie imię Szary Niedź- wiedź będzie nosił tylko w swym sercu