Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nigdy nie zdradził swej misji. Za tę niezwykłą odwagę przyznano mu Distinguished Flying Cross (wysokie odznaczenie bojowe w brytyjskim lotnictwie), ale to było niewielkie pocieszenie wobec faktu, że utracił sprawność nóg. Przygnębiała go myśl, że nigdy już nie będzie w stanie chodzić, ale przyznał, że Sara miała rację, gdy walczyła o niedokonywanie amputacji. Chociaż bezwładne, ale dobrze, że nadal je ma. Oboje tak wiele stracili; pewnego popołudnia przed opuszczeniem szpitala Sara powiedziała mu o Lizzie; William słuchał i oboje płakali jak bobry. - Och, moja kochana... a mnie nie było przy tobie... - Nic nie mógłbyś poradzić. Nie mieliśmy lekarstw ani lekarza... Nie było nic. Zbliżali się Amerykanie, Niemcy zbierali się do wyjazdu i niczego nie pozostawili, a ona była zbyt słaba, by przeżyć. Komendant był dla nas bardzo dobry, dzielił się wszystkim, co miał... ale ona nie była dostatecznie odporna... - Sara rozpłakała się i spojrzała na męża. - Była taką słodką, śliczną małą dziewczynką. Nie mogła dalej mówić. - William objął ją. - Jaka szkoda, że jej nawet nie zobaczyłeś. - Poznam ją pewnego dnia - powiedział przez łzy. - Kiedy znów będziemy wszyscy razem, w innym miejscu. To wydarzenie spowodowało, że Phillip stał się dla nich obojga podwójnie drogi. Sara nadal bardzo tęskniła za Lizzie, zwłaszcza wtedy, gdy spotkała podobną do niej dziewczynkę. Zdawała sobie sprawę, że podczas wojny inne matki też utraciły dzieci, ale z trudnością radziła sobie z bólem. Była wdzięczna losowi, że tę żałość może teraz dzielić z Williamem. Czasami wracała myślą do Joachima, ale stanowił on jedynie element odległej przeszłości. Był jej jedynym przyjacielem - poza Emanuelle - w samotności, bólu, przerażeniu i okropnościach wojny. Jednak wspomnienia o nim powoli zachodziły mgłą. Sara obchodziła właśnie dwudzieste dziewiąte urodziny, gdy William wciąż przebywał w szpitalu. Wojna w Japonii zakończyła się przed kilkoma dniami, cały świat się radował. Williama przetransportowano do Whitfield tego samego dnia, kiedy Japończycy podpisali akt kapitulacji na pokładzie okrętu wojennego Missouri. Było to w przeddzień szóstych urodzin Phillipa. Wtedy William zobaczył syna po raz pierwszy od czasu, gdy chłopiec miał kilka miesięcy. Spotkanie było silnym przeżyciem dla ojca i nieco dziwnym wydarzeniem dla Phillipa. Mały stał i długo się w niego wpatrywał, aż wreszcie zdecydował się podejść i objąć ojca za szyję, do czego zachęcała go matka. Nawet na wózku inwalidzkim William wydawał się taki potężny, że Phillip czuł przed nim bojaźń. A ojciec coraz bardziej żałował straconych lat, podczas których mógł zżyć się ze swym synem. Czas spędzony w Whitfield wyszedł na dobre wszystkim. William coraz lepiej poruszał się na swoim wózku, Sara po raz pierwszy od bardzo dawna mogła porządnie wypocząć, a potrzebowała tego bardziej niż czegokolwiek. Phillip był zachwycony pobytem i miał czas, by zbliżyć się do ojca. Mówił z nim kiedyś o Lizzie; samo wspomnienie o niej było dla niego bolesne. - Ona była bardzo piękna - powiedział miękko, z wzrokiem utkwionym w dal. - Kiedy zachorowała, mamusia nie mogła zdobyć dla niej lekarstwa, więc Lizzie umarła. W jego głosie był lekki ton wyrzutu - William zauważył to, ale nie zrozumiał. Czyżby Phillip winił Sarę za śmierć dziecka? Wydawało się to tak mało prawdopodobne, że nie ośmielił się poruszyć z nim tego tematu. Phillip powinien wiedzieć, że matka zrobiłaby dla niej wszystko... ale czy rzeczywiście jest o tym przekonany? William zaczął się zastanawiać. Czasami chłopiec wspominał też o Joachimie. Nie mówił dużo, ale łatwo się było zorientować, że dziecko obdarza go sympatią. Chociaż był Niemcem, William był mu wdzięczny za dobroć, jaką okazał jego dzieciom. Sara nigdy nie mówiła o Joachimie, a gdy William ją o to zapytał, odrzekła, że był to miły i przyzwoity człowiek. W tym samym roku obchodzili dziewięć dziesiąte urodziny księżnej wdowy. Teraz, kiedy William wrócił, dopisywało jej zdrowie. Wszyscy czuli się lepiej niż dawniej, ale nie sposób było zaprzeczyć, że ponieśli straszliwe straty, stracili czas, nadzieję i ludzi, których kochali. Słodkiej Lizzie brakowało wszystkim. William odszedł na długo i niewiele brakowało, by zginął... Joachim pojawił się i zniknął z ich życia. Straty i smutek zebrały swe żniwo - teraz wszyscy z trudem wracali do normalności. Sara rozważała, czy to nie Phillip został najbardziej pozbawiony złudzeń: stracił ojca, którego z trudem odzyskał po sześciu latach, i teraz musiał na nowo poznawać, budować związki uczuciowe. Stracił przyjaciela w Joachimie, który musiał go opuścić, ukochaną siostrę, o której nigdy nie zapomni