Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Uciekał się do najrozmaitszych sztuczek i podstępów - w zwarciach niby niechcący uderzał głową, przytrzymywał pięść Rivery przyciskając ją ramieniem do siebie, to znów zatykał mu rękawicą usta, aby utrudnić oddech. Często w zwarciach przez rozbite, lecz wciąż uśmiechnięte wargi ochrypłym głosem szeptał Riverze do ucha wstrętne, obelżywe słowa. Wszyscy, zarówno sędzia, jak i cała sala, trzymali z Danny'm, pomagali mu i domyślali się, do czego zmierza. Po tylu niespodziankach ze strony nieznanego boksera Danny całą nadzieję pokładał teraz w jednym, decydującym ciosie. Wystawiał się na razy, udawał, markował, przeciągał walkę, czekając, aż przeciwnik odsłoni się i będzie można uderzyć z całej siły. Wtedy odwróci się karta. W podobnej sytuacji pewien słynny bokser wygrał walkę dwoma ciosami: prawą w splot słoneczny i lewą w szczękę. Mógł jeszcze zrobić to samo. Słynął przecież z tego, że póki się trzymał na nogach, uderzenie miał mocne i zachowywał siłę w rękach. Sekundanci Rivery nie bardzo troszczyli się o niego w czasie przerw między rundami. Niby machali ręcznikami, ale nie dawało to powietrza jego zdyszanym płucom. Spider Hagerty udzielał mu pouczeń, Rivera wiedział jednak, że są to złe rady. Wszyscy byli przeciw niemu. Otaczała go zdrada. W czternastej rundzie znów powalił Danny'ego i stał odpoczywając, z rękami opuszczonymi, podczas gdy sędzia liczył sekundy. Z drugiej strony ringu dobiegły go podejrzane szepty. Zobaczył, że Michael Kelly podszedł do Robertsa, nachylił się i coś szepcze mu do ucha. Miał koci słuch i zdołał pochwycić urywki rozmowy. Chciał usłyszeć nieco więcej, gdy więc Danny się podniósł, manewrował tak, aby wejść w zwarcie przy sznurach. - Musi... - mówił Michael, a Roberts mu przytakiwał. - Danny musi wygrać... inaczej stracę majątek... wpakowałem w to kupę własnej forsy. Jeśli Rivera wytrzyma piętnastą rundę, leżę na amen... Ten chłopak ciebie posłucha. Zrób coś. Od tej chwili widzenia nie odwracały już uwagi Rivery. Próbowali go wystrychnąć na dudka. Jeszcze raz powalił Danny'ego i stał odpoczywając, z opuszczonymi rękami. Roberts wstał. ' - Ma dość - rzekł. - Idź do swego rogu. Powiedział to głosem rozkazującym, podobnie jak mówił do Rivery w czasie treningów. Ale Meksykanin spojrzał nań z nienawiścią i czekał, aż Danny się podniesie. Podczas minuty przerwy, gdy wrócił do rogu, podszedł doń manager Kelly i zaczął mówić. - Dosyć tego, do ciężkiej cholery - szeptał chrapliwym głosem. - Kładź się, Rivera. Posłuchaj mnie, a zrobisz karierę. Następnym razem dam ci położyć Danny'ego. Ale dziś musisz ustąpić. Po oczach Rivery widać było, że słyszał. Nie dał jednak po sobie poznać, czy się zgadza, czy nie. - Czemu nic nie mówisz? - zapytał Kelly ze złością. - Przegrasz, tak czy siak - dodał Spider Hagerty. - Już się sędzia o to postara. Słuchaj Kelly'ego i kładź się. - Poddaj się, kochasiu - błagał Kelly. - Pomogę ci zdobyć tytuł mistrza. Rivera nie odpowiedział. - Pomogę, jak Boga kocham - powtórzył Kelly. Gdy uderzył gong, Rivera wyczuł, że coś się święci. Ale nie na sali. Cokolwiek to było, czyhało na niego tu, na ringu, całkiem blisko. Danny jakby odzyskał poprzednią pewność siebie. Śmiałość jego ataków przeraziła Riverę. Coś tutaj knuli przeciw niemu. Danny natarł, ale Rivera unikał spotkania. Odskoczył w bok na bezpieczną odległość. Przeciwnik dążył niewątpliwie do zwarcia. Widocznie było mu to potrzebne do jakiejś sztuczki. Rivera cofał się i wymykał Danny'emu, ale wiedział, że prędzej czy później nie uniknie zwarcia i podstępu. Powziął rozpaczliwą decyzję: spróbuje szczęścia. Gdy Danny znów natarł na niego, Rivera udał, że chce się z nim zewrzeć. W ostatniej chwili, kiedy ciała ich już miały się zetknąć, zgrabnie odskoczył w tył. W tej sekundzie z rogu Danny'ego dały się słyszeć okrzyki: "fauł!" Za wcześnie - Rivera ich nabrał. Sędzia nie wiedział, co robić