Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Od Hammaréna nauczyłem się rzemiosła, od Greveniusa pewnego porządku myślowego. Podszczypywali mnie, ugniatali i wskazywali mi drogę. Złe recenzje i inne publiczne upokorzenia dręczyły mnie nadmiernie. Grevenius powiedział: — Wyobraź sobie narysowaną kredą kreskę. Po jednej stronie kreski stoisz ty, po drugiej twój krytyk. Obaj pokazujecie sztuczki przed publicznością. — To pomogło. Pracowałem w jednej inscenizacji z zapitym, ale genialnym aktorem. Hammaren wysmarkał nos i powiedział: — Pomyśleć, że tak często z tyłka truposza wyrastają lilie. — Grevenius obejrzał jeden z moich wczesnych filmów i narzekał rozzłoszczony, że ma on dziurę w środku. Broniłem się, że aktor miał przedstawiać miernotę. Grevenius powiedział: — Miernoty nie może grać nigdy miernota, wulgarnej kobiety wulgarna kobieta, nadętej primadonny nadęta primadonna. — Hammaren mawiał: — Cholera z tymi aktorami. Kiedy już dochleją się twarzy, tracą pamięć. Nigdy nie byłem za granicą, z wyjątkiem tych sześciu tygodni w Niemczech. Mój przyjaciel i kolega z filmu, Biger Malmsten, również. Teraz miało to się ziścić. Osiedliliśmy się w Cagnes-sur-Mer, małym miasteczku, schowanym wysoko w górach między Cannes i Niceą, w owych czasach nieznanym turystom, ale gorliwie odwiedzanym przez malarzy i innych artystów. Ellen dostała engagement jako choreografka w Liseberg, dziećmi zajęły się babki i zapanował względny spokój. Finanse poprawiły się chwilowo, ponieważ właśnie ukończyłem film i miałem kontrakt na następny późnym latem. Przyjechałem do Cagnes z końcem kwietnia i dostałem słoneczny pokój z podłogą z czerwonej cegły, widokiem na plantacje goździków w dolinie i na morze, chwilami w kolorze wina, jak mówi Homer. Birgera Malmstena połknęła natychmiast ładna, ale chora na gruźlicę Angielka, która pisała wiersze i prowadziła dość gorączkowe życie. Pozostawiony samemu sobie, rozsiadłem się na tarasie, żeby napisać scenariusz filmu, który miałem zacząć kręcić w sierpniu. Decyzje i przygotowania były w owych czasach krótkie. Człowiek nigdy nie zdążył naprawdę się zlęknąć, co zawsze było z korzyścią. Film miał traktować o młodej parze muzyków na koncercie symfonicznym w Helsingborgu. Przebranie to było raczej formalne, film mówił o mnie i o Ellen, o warunkach uprawiania sztuki, o wiarołomstwie i wierności. Ponadto film miał być przepojony muzyką. Żyjąc w zupełnej samotności, nie rozmawiałem z nikim, nie spotykałem nikogo. Co wieczór upijałem się i w położeniu się do łóżka pomagała mi la patronne, macierzyńska kobieta zmartwiona moimi alkoholowymi nawykami. Co rano o dziewiątej siedziałem jednak przy biurku, pozwalając dobremu kacowi wzmagać moją kreatywność. Ellen i ja zaczęliśmy pisywać do siebie ostrożne, ale czułe listy miłosne. Pod wpływem kiełkującej nadziei na jakąś możliwą przyszłość dla naszego udręczonego małżeństwa kształtował się obraz kobiety, głównej bohaterki filmu, rodził się cud piękności, wierności, mądrości i ludzkiej godności. Męski partner natomiast był nadętą miernotą: wiarołomny kłamca i krętacz. Nieśmiało, ale intensywnie flirtowała ze mną rosyjsko-amerykańska malarka. Była atletycznie, ale proporcjonalnie zbudowana, ciemna jak noc, o błyszczących oczach i wspaniale zarysowanych ustach. Posągowa amazonka, która promieniowała niepohamowaną zmysłowością. Moja małżeńska wierność podniecała nas oboje. Ona malowała, a ja pisałem, dwie samotności w nieoczekiwanej twórczej wspólnocie. Zakończenie filmu wyszło rozpaczliwie tragicznie: główna bohaterka zginęła przy eksplozji prymusa (może było to potajemne pragnienie), bezwstydnie wyeksploatowałem finał Beethovenowskiej Dziewiątej Symfonii, a główny bohater zrozumiał, że „istnieje radość, która jest większa niż rozkosz". Prawda, której realność miałem zrozumieć dopiero w trzydzieści lat później. Zabrałem Birgera Malmstena z góry Wenery, pożegnałem się ze łzami z la patronne i z moją rosyjską amitié passionnée i pojechałaem do domu, gdzie z pewnym wahaniem zatwierdzono mi scenariusz. Przywitanie z Ellen było pospieszne i niezbyt udane: ogarnęła mnie wściekła zazdrość, gdyż odkryłem, że moja żona przestaje z pewną artystką, lesbijką. Jakoś pojednaliśmy się