Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Jego ojciec, idąc za radą lekarzy wojskowych, nakłonił go do pobytu w prywatnej instytucji wypoczynkowo-leczniczej. Jednak już po dwóch tygodniach Vaughan wyszedł stamtąd i wszelki ślad po nim zaginął, w każdym razie rodzina nie miała o nim żadnych wiadomości. Psychiatrzy nie mieli większych trudności z postawieniem diagnozy. Simon Vaughan był psychopatą — człowiekiem umysłowo chorym, niezdolnym do ludzkich uczuć, pozbawionym wszelkich norm moralnych. Odebranie życia człowiekowi nie wywierało na nim większego wrażenia, niż na przeciętnym osobniku wywiera przypadkowe rozdeptanie mrówki. Był perfekcyjnym, całkowicie nieczułym narzędziem zbrodni o genialnym, niezwykle sprawnym umyśle, toteż robota, którą wykonywał dla swego obecnego mocodawcy, wspaniale odpowiadała jego talentom. Do kawiarni weszła jakaś kobieta w średnim wieku i zamówiła kawę, po czym skierowała się w stronę budki telefonicznej. Vaughan uprzedził ją jednak, zdejmując kapelusz i posyłając jej swój najbardziej czarujący uśmiech. 113 — Czy bardzo by pani przeszkadzało, gdybym poprosił panią o wstrzymanie się minutę lub dwie? Czekam na telefon. Kobieta uśmiechnęła się, poprawiając włosy, a serce jej zaczęło nagle kołatać z bliżej nie określonych powodów. — Ani trochę. — Jak to miło z pani strony. Ciągle jeszcze uśmiechał się do niej przez szybę budki, kiedy zadzwonił telefon. Natychmiast podniósł słuchawkę. — Cześć, złotko. Co dobrego? — Jedź do Bampton i dopilnuj, żeby towar został przesłany dalej do naszego łącznika w Gloucester. Zadzwoń tam wcześniej i uprzedź go. — Kompletna usługa? — Jak najbardziej. I Simon, on nie chce, żebyś był w cokol wiek osobiście zamieszany, chyba że okaże się to absolutnie konieczne. Jeśli sytuacja będzie tego wymagała, masz wolną rękę, ale na razie miej tylko oko na wszystko i informuj o rozwoju sytuacji. — Zrobi się, złotko. Wyszedł z budki, uśmiechając się pogodnie do pani w średnim wieku. — Okropnie mi przykro, że panią chwilę zatrzymałem. Musi mi pani pozwolić doliczyć swoją kawę do mojego ra chunku. Zaczerwieniła się jak młoda dziewczyna. — To nie jest konieczne, naprawdę. — A jednak nalegam. Zostawił hojny napiwek i wyszedł gwiżdżąc cicho, a kobieta westchnęła i odezwała się do dziewczyny za barem. — Nieczęsto w dzisiejszych czasach można spotkać mło dzieńca z takimi manierami. Kelnerka skinęła głową. — Tak, to prawdziwy dżentelmen, prawda? Każdy to przyzna. 114 W tym czasie Vaughan uruchomił silnik swego spitfire'a i szybko odjechał. Wskazówka szybkościomierza starej ciężarówki uparcie odmawiała przekroczenia na podziałce pięćdziesięciu pięciu kilometrów i kiedy dojeżdżali do Bampton, dochodziło już wpół do czwartej. Chavasse klepnął Youngblooda w ramię, zwracając uwagę na Molly, która stała przy czarnym fordzie w zatoczce nie opodal. Zatrzymali się obok niej. Padało intensywnie i było chłodno, ale policzki miała zaróżowione i wyglądała na wesołą i podekscytowaną, kiedy Youngblood wyskoczył z szoferki obok niej. — Jak poszło, mała? — Świetnie — odparła. — Żadnych kłopotów. Odwrócił się do Chavasse'a, który właśnie wyłonił się zza maski ciężarówki, obchodząc przód samochodu. — Jaki był ten adres? — Alma Cottage. — To może być wszędzie. — Racja — niech lepiej Molly sprawdzi to sama. My nie powinniśmy za bardzo włazić ludziom w oczy. Youngblood skinął głową, wyciągnął portfel Crowthera i wyjął z niego pięć funtów. — Pewnie zaczyna ci brakować benzyny. Zatankuj do pełna i znajdź chwilę czasu, aby kupić mi jakieś papierosy i gazetę, jeśli możesz. Odjechała szybko i zniknęła w deszczu, a dwaj mężczyźni wskoczyli z powrotem do szoferki ciężarówki. — Udało się nam na razie przynajmniej jedno, jak dotąd nie ma blokad drogowych — odezwał się Youngblood. Chavasse wzruszył ramionami. — Jesteśmy teraz o ponad dwieście pięćdziesiąt kilometrów od Fridaythorpe. Nie szukają nas z pewnością tutaj, przynajmniej na razie. 115 — Wobec tego zupełnie niepotrzebnie wlekliśmy się tym starym pudłem. Mogliśmy pozbyć się dziewczyny i wziąć forda. Chavasse'owi z trudem udało się opanować gniew. — Może ty wolałbyś błąkać się sam po Bampton i afiszować się wszędzie ze swoją twarzą, próbując znaleźć Alma Cottage? — warknął. — Bo ja nie. Jeśli jeszcze naszych podobizn nie ma na pierwszych stronach gazet, to powinny się tam niedługo zna leźć. — Potrząsnął głową. — Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że ona jest nam naprawdę potrzebna i warto ją zabrać z nami. — Może i masz rację — przyznał niechętnie Youngblood. — Nawet na pewno. Chavasse rozwalił się na siedzeniu obok kierowcy i paląc jeden z ostatnich papierosów, rozważał w myślach ich aktualną sytuację. Jak na razie była niezła. Fakt, że Crowther oszukał swoich pracodawców, śledząc przekazywanych uciekinierów aż do Bampton, był dla nich prawdziwym zrządzeniem losu. Bez tego nie mieliby żadnych szans i cała ta jego maskarada — długie, nużące miesiące w więzieniu — nie zdałaby się zupełnie na nic. Ale to, co działo się teraz, było chyba nawet jeszcze ważniejsze. Zastanawiał się, co będzie miała im do powiedzenia Rosa Hartman, niewidoma kobieta, o której wspomniał Crowther. Możliwe, że bardzo niewiele. Na zakręcie drogi ukazał się ford i po chwili zatrzymał się przy nich. Molly wysiadła z niego, niosąc karton papierosów i gazetę