Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
A ponieważ może zatopić każdy statek na morzu, kto odmówi handlu statkom Recluce? Jedyny sposób, w jaki mają nadzieję cię powstrzymać – zwróciła spojrzenie na srebrnowłosego regenta – to zniszczyć Recluce. – Ale nie jesteśmy przecież aż takim zagrożeniem – zauważył łagodnie Klerris. Megaera prychnęła. Klerris uniósł brwi. – Uważasz, że Recluce stanowi aż taką groźbę? – zapytał po chwili. – Z raptem tysiącem ludzi na tak ogromnej i pustej wyspie? Z tak małą ilością złota? – Nie w tym rzecz, Klerris, i dobrze o tym wiesz. To nie my się liczymy. To biali magowie przekonali ludzi, że jesteśmy ważni. Mój najdroższy mąż zdołał zmusić połowę świata do lęku przed potężną czarną Recluce. Mimo to wiedzą w głębi duszy, że wcale nie jesteśmy tacy silni. Łatwo było podjąć decyzję wysłania pomocy do Fairhaven, zwłaszcza kiedy biali pomogli odbudować Montgren, pomagają budować zapory w Kyphros i płacą zawyżone ceny za zboże z Hydlaru. Zwłaszcza kiedy Ryessa na powrót zajęła ruiny Westwind. Chcecie mieć zarówno silne Sarronnyn, wierzące w Legendę, posłuszne niebiosom i bać się tego niszczycielskiego czarnego maga Creslina? – Rudowłosa wzruszyła ramionami teatralnym gestem. – Tu chodzi o coś więcej – zauważyła Shierra. O dużo więcej. – Creslin mówił cichym, napiętym głosem. – Ultimatum ma przekonać Hamor i Nordlę, jak jesteśmy szaleni, i przedstawić Recluce jako zagrożenie dla świata. – Prawdopodobnie masz rację – przyznała Shierra. – I co zrobimy? – Prześlemy uprzejme pismo, stwierdzające, że Recluce i cały wschodni Candar padli ofiarą starannie zorganizowanego spisku magów, który obejmuje zabójstwa na zlecenie, grabieże i obostrzenia handlowe. – Po chwili dodał: – Teraz to i tak niewiele pomoże. – Teraz? – Rozumiem go. – Shierra odwróciła się twarzą do Megaery. – Oni już postanowili, co zrobią. To tylko usprawiedliwienie. Każda nasza odpowiedź będzie odebrana jako szalona. Ale jeśli przeżyjemy, Hamor i Nordla zawsze będą mogły stwierdzić, że zostały wprowadzone w błąd przez Fairhaven. Mogą wtedy wykorzystać nasz dokument, który niewątpliwie zostanie przed nimi zatajony, żeby usprawiedliwić swoje późniejsze działania, mając nadzieję na handel z nami. – Więc wyślemy odpowiedź prosto do Fairhaven? – zapytała Megaera. – Raczej nie – odrzekł Creslin. – Wyślemy ją do wszystkich. Z pewnością będą mogli twierdzić, że zostali wprowadzeni w błąd. Prawda nie jest politykom do niczego potrzebna. ...ani tobie, najdroższy... Smutek i udręka tej myśli raniły Creslina niczym miecz. – Ale czy możemy sobie pozwolić na wojnę? – zapytała Lidia z pobladłą twarzą. – Nie – stwierdził bez ogródek Hyel. Megaera przytaknęła skinieniem głowy. – Nie w tym rzecz. – Shierra spojrzała na Hyela i Megaerę. – Czy mamy wybór? – Nie. – Nie. Cała szóstka spojrzała na gruby zwój przed Shierra. Znowu zaczął padać deszcz. CXXXVI – Skoro wszyscy w końcu się zgodzili, jaką strategię proponujesz, cyniku? – Hartor gładził swój amulet, spoglądając w stronę czystego, błękitnozielonego jesiennego nieba za białą wieżą. – Pamiętaj, że osobiście ją przeprowadzisz. Gyretis zmarszczył brwi. – Osobiście? – Najpierw strategia – warknął Hartor. Chudy mag przełknął, zanim się odezwał. – Na pewno konieczna jest jedna widoczna flota. Nazwijmy to flotą pomsty. Włącz do niej nasze najlepsze okręty. Potem rozdziel ją na mniejsze grupy – oddziały, czy jak to się nazywa – a przy każdej niech będzie jeden z naszych magów, żeby go osłaniał. Hartor gładził amulet. – A więc wyślemy flotę pomsty, musimy pomyśleć o lepszej nazwie, ale wolniej, żeby Creslin i jego pani skupili się na jednym. – Właśnie. – Ale skąd weźmiesz kogoś, kto osobiście zaatakuje Creslina? – zainteresował się Wysoki Mag. – Kto powiedział, że musi? – Gyretis się uśmiechnął. – Czy to ważne, jeśli nie będzie już miał żołnierzy? – To mogłoby się udać. Nigdy nie podobał mi się pomysł bezpośredniego starcia. – Hartor pokiwał głową. – Jeśli nasze oddziały będą we flocie pomsty, nazwijmy ją flotą wyzwolenia, i jeśli naprawdę zdołają odnaleźć i zniszczyć tamtych... Tym razem Gyretis pokiwał głową. – Nadal będziemy mogli pomagać naszym sprzymierzeńcom odzyskać siły. To mi się podoba... pomagać odzyskać siły. – Hartor zerknął w stronę okna wieży. – Ta część strategii nie wyjdzie poza ten pokój. Oznajmimy, że podejmiemy ryzyko na czele wielkiej floty wyzwolenia. – Rozchylił wargi w szerokim uśmiechu. – A ty, oczywiście, okażesz naszą wiarę w powodzenie tego planu poprzez towarzyszenie pomniejszym flotom naszych oddanych sprzymierzeńców. – Czy to naprawdę konieczne? – Gyretis znowu przełknął. – To twój plan i naprawdę uważam, że powinieneś tam być, żeby zapewnić mu powodzenie. A może pragniesz przemyśleć jeszcze swoją strategię? – Jedynie zasadność oddalenia z Fairhaven. – Wzrok Gyretisa pomknął ku oknu i z powrotem do zimnego uśmiechu Wysokiego Maga. – W tych okolicznościach być może najlepiej, żebyś był przy flocie. – Najlepiej dla ciebie? Na czubkach palców Hartora zatańczył ogień. – Brak ci właściwego szacunku, drogi Gyretisie. Porozmawiamy o tym po twoim powrocie... czy też chcesz raczej zająć się tym teraz? Gyretis wstał. – Lepiej dopilnuję transportu. – Skłonił głowę. – Pozwolisz? Hartor skinął głową. Chudy mag zatrzymał się w na wpół otwartych drzwiach. – Domyślam się, że Ryedel będzie twoim doradcą? – Oczywiście. On okazuje przynajmniej właściwy szacunek. CXXXVII Creslin patrzył z tarasu na południe; zauważył fale upału na horyzoncie i zastanawiał się nad ich pochodzeniem