Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Szybko spuściła wzrok i poczuła, że cienki materiał żałobnego szala rozerwał się w jej zaciśniętych rękach. - Nie naśmiewajcie się z jej żalu! - krzyknęła Tammon. Dotknęła Sionny, jej zniszczone palce podrapały delikatną skórę. To bolało, ale Sionna wiedziała, że stara kobieta chciała ją pocieszyć. - Lepiej niech szybko poradzi sobie z żalem, starucho - powiedział Keron. - Jutro przybywa moja armia, do tego czasu ma podjąć decyzję. - Decyzję, wojowniku? - Tammon splunęła przez ramię, ślina padła tuż przy krańcu jego szaty. - Musi za ciebie wyjść i dać legalnego dziedzica lub zostanie zgwałcona w tym samym celu. Co to za decyzja? Keron przez chwilę patrzył na jej ślinę, mrużąc oczy. - Jest jeszcze jedna możliwość, starucho. - Wyciągnął szeroki miecz z pochwy. Na szczycie rękojeści błyszczał kamień, czerwony jak rozlana krew. - Mogę po prostu zniszczyć całą dolinę i wszystkich, którzy w niej mieszkają. - Nie trzeba wiele odwagi, żeby mordować stare kobiety i nowo narodzone dzieci - zadrwiła Tammon. Keron uniósł miecz, trzymał go ukośnie między nimi, po ostrzu przebiegł kłąb powietrza. Tammon opadła na krzesło, krzyknęła z bólu. Jej zniszczone ręce podniosły się w bezskutecznym geście obrony. Keron zaśmiał się i opuścił miecz. - Myślicie, że jesteście bezpieczni, bo wasi przodkowie zawarli pakt z Prastarymi - powiedział. - Cóż, Kapłanko, Prastarzy już dawno opuścili te ziemie, a ja zawarłem pakt z siłami o wiele większymi, wasza prosta magia nie jest w stanie nad nimi zapanować. - Kamień w mieczu stał się jaśniejszy. - Spróbuj jeszcze raz, Kapłanko. Pozwól pokazać, co jeszcze potrafię. - Ciotko, nie prowokuj go - poprosiła Sionna, zanim Tammon zdążyła odpowiedzieć. - Lepiej oddać gniew polom. Odwróciła się do wojownika. - Jeśli nie potrafisz zapanować nad sobą, Keronie, równie dobrze możesz od razu zniszczyć dolinę. Pod tak dziecinnymi rządami Lelanin pogrąży się w chaosie. Trzcina wyschnie, jeśli ludzie nie będą jej doglądać, a gdy zabraknie trzciny, nawet Sulkarczycy przestaną przybywać na tę część wybrzeża. Będziesz rządził martwą, bezużyteczną ziemią. Koron znów podniósł miecz, ale kiedy Sionna nawet nie drgnęła, żeby się bronić, zaklął i wrzucił ostrze do pochwy. - To noc żałoby, nie czas na zabawę mieczem i wyzwiska - powiedziała Sionna. - Oświadczam, że kolacja została zakończona. Podniosła się, wzięła drżącą Tammon za rękę i wyszły razem z komnaty. - Przez tego rzeźnika straciłam córkę, ciociu, a Alizończycy zabili mojego ojca i braci - rzekła, gdy zostały same w swej komnacie. Nie chcę stracić i ciebie. - Trzeba go powstrzymać - powiedziała Tammon. Usiadła na szerokim łóżku, ciężko oparła się o wezgłowie. Wciąż nie mogła złapać tchu. - Drażniąc go i narażając się na śmierć nie osiągniesz tego celu odparła Sionna. Podeszła do okna wychodzącego na pola trzciny. Poruszane wiatrem kitki lśniły jak morska woda w świetle księżyca. W ciepłym powietrzu unosił się słodki zapach żyznej gleby i kwitnącego nocą imbiru. Sionna wyjęła zza wazy z owocami długi nóż i wbiła go przez tkane maty w solidny drewniany parapet. Wzięła głęboki wdech i znów przemówiła. - Nie odeprzemy armii Kerona nożami do trzciny i widłami, chociaż ludzie mówili, że spróbują. A nasza magia, oparta na pokojowych kontaktach z bogami, jest nieskuteczna w porównaniu ze złymi czarami Kerona, wywodzącymi się z Ciemności. To okropieństwo, powstałe z nienawiści i bólu jego wojowników, walczących od lat, rośnie jeszcze w miarę podbojów. Widziałaś czerwony kamień w jego mieczu? Tammon skinęła głową, jej twarz skrzywiła się na wspomnienie bólu. - To nie jest zwykły klejnot. Niemal czułam jego Zło w momencie, gdy Keron dobył miecza. Chełpił się, że zawarł pakt z jakąś ciemną siłą. To musi być talizman tego połączenia. Sionna przeniosła wzrok z grobu swego dziecka na miejsce, gdzie pogrzebała żal. Tammon podeszła do niej. Wzięła ją za rękę. - Jest tylko jeden sposób na pokonanie tego typu Mocy. Kiedy Sionna się odwróciła, w jej oczach lśniły łzy. - Nie zdołamy obronić doliny bez pomocy, a nikt z zewnątrz nas nie wesprze. Gdyby moja córka żyła, moglibyśmy... - Potrząsnęła głową, gniewnie otarła łzy. - Lelanin nie przetrwa nawet roku pod rządami Kerona. Ziemia zostanie zniszczona. Jeszcze raz odwróciła się do migocących pól trzciny. - A my jesteśmy tą ziemią, ciociu. Ty i ja. To dar, który pozostawili nam Prastarzy. Jesteśmy Lelaninem i musimy bronić doliny. Tammon dotknęła jej ręki. - W tych polach pogrzebane jest tysiąc lat bólu - powiedziała kapłanka. - Tysiąc lat żalów Lelaninu, wielkich i małych. Jeśli uwolnisz tę siłę, zapanuje chaos, Oczy Sionny napotkały zaniepokojone spojrzenie ciotki. - Lepszy będzie chaos, który wywołamy same, niż chaos zrodzony ze zła Kerona. Pomożesz mi? Tammon uniosła brodę. Powolny, lękliwy uśmiech rozjaśnił jej stare rysy. - Z nożem do trzciny i widłami, jeśli będę musiała, siostrzenico. Późnym rankiem następnego dnia wioska była prawie pusta. Sionna wytłumaczyła Keronowi, że doskonałe górskie pola dojrzały już do żniw i nawet dzieci musiały iść ścinać i nosić trzcinę. Kapłani i kapłanki zajmują się ostatnim żałobnym ceremoniałem, więc tylko ona i Tammon mogą zjeść obiad z gościem. Keron chrząknął i wyprostował ramiona, wyraźnie zadowolony, że nazwano go "gościem". Usiadł między kobietami na pagórku, z którego widać było zatokę. Dwaj strażnicy stali w pewnej odległości, nie dopuszczono ich do prywatnego posiłku. - Mniemam, że podjęłaś słuszną decyzję? - zapytał. - Tak - odpowiedziała. Opuściła wzrok na talerz, wzięła ostatni kawałek. Żując go powoli, spojrzała na migocące w słońcu morze. Tammon otworzyła dojrzały owoc liczi końcem noża i podniosła go z niskiego stołu. Zdjęła skórkę i ugryzła soczysty biały miąższ. Kiedy skończyła, położyła nóż obok talerza. - Kiedy zatem spodziewasz się przypłynięcia floty, potężny wojowniku? - zapytała, przechylając się w bok, żeby sok kapał na ziemię. - Masz ostry język. Kapłanko - odparł sucho Keron. Tammon spokojnie oblizała palce. - Już są - powiedziała Sionna. Wskazała na morze; na północnym krańcu zatoki widać było statek. Keron podskoczył. W tym samym momencie rozległy się okrzyki, że zauważono flotę. Wstał, oparł pięści na biodrach, uśmiechnął się szeroko na widok łodzi, pełnych jego ludzi, płynących po płytkich wodach Zatoki Lelanin. Tammon spojrzała na Sionnę, podała jej nóż i stanęła obok wojownika. - Wspaniały widok - oświadczyła. Przeszła na drugą stronę Kerona i zapytała go o jego ludzi i ich pochodzenie. Kiedy Keron chełpił się krwawą przeszłością wojowników, Tammon zaczęła się powoli przechadzać, dwukrotnie okrążyła wodza