Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Analizuj sytuacj od tej i od tamtej strony, a potem Kesey postanawia: nie ma sensu ucieka ani do dungli, ani na drog. To jest ich gra, gra w policjantw i zodziei. To jest ich film i znaj go na wyrywki, oni wiedz, jak si koczy, i my wiemy, jak si koczy. Sprawiedliwo tryumfuje po radosnej pogoni, a w ostatniej rolce filmu cigany gryzie cuchncy ajnem py, aby pokaza groz swego puskiego losu. Jedyne wyjcie, to zrobi z tego film pranksterski i wobrazi we tego drobnego metalizowanego kolesia. Nie ma nikogo, do kogo mona by pobiec i powiedzie: Mamusiu, ten film mnie ju nie bawi, jest zbyt prawdziwy, Mamusiu. Przyparty do muru prawd swej wiary, Majorze, lepiej, eby w nie wierzy! Bo inaczej zjedaj std, byle po cichutku... Rozmowa zesza na to, jakie widzieli filmy o ciganym, w ktrych cigany zwycia, i zgadali si o Casablance z Hum- phreyem Bogartem. Bogarta cigali w Casablance na marokaskiej pustyni, prowadzi restauracj w czasach II wojny wiatowej, by zamieszany w sprawy europejskiego ruchu oporu, a pewien typ typu Nazi FBI, czy typu Francja Vichy FBI, w kadym razie typu glina, przychodzi go przesucha. - Po co przyjechae do Casablanki? - pyta. - Z powodu tutejszych wd - odpowiada Bogart. - Tu nie ma adnych wd - mwi glina. - Tu jest rodek pustyni. - Naprawd? - mwi Bogart. - To znaczy, e wprowadzono mnie w bd. I o to chodzi! Film! Wic Kesey i Stone jad z powrotem i przyczaj si do Babbsa i meksykaskiego kolesia w polinezyjskim barze. Meksykaski kole i Babbs niele si zabawili. Na stole stoi sze czy osiem butelek po piwie, a meksykaski kole ostro si nawali i zrobi wylewny, gestykuluje z patosem, kae im siada i cignie dalej. Chce wiedzie, jak Kesey si nazywa, a Kesey mwi, e Sol Almande. Babbs poda mu jakie lipne nazwisko, a Stone mwi, e jest z magazynu "Esquire". Kole bada kupon na wydatki, ktry Stone dosta z "Es-quire'a", jakby to by jaki wysoce podejrzany dokument. Potem dziarskim ruchem wyrywa z wewntrznej kieszeni marynarki portfel i otwiera ro demonstrujc wielk odznak noszc numer 1. - A to co? - pyta Babbs. - To! Jestem agent numero uno! - - Taj-ny A-gent Nu-mer Je-den! - powiada Babbs. - Taaaak! Taaaak! Wanie! Wanie! Wanie! - mwi Agent Numer Jeden, cofajc gow i patrzc na Babbsa z gry. Wyglda jak skrzyowanie Zorra z Neronem. A potem przystpuje do historii swoich synnych spraw. - Elizabeth Taylor przyjeda do Mexico City? Si. To jest moja sprawa. Znam j bardzo dobrze. Si. Przychodz do niej do hotelu, a tam wszyscy ci ludzie - Uchhhhhh - rozkada donie i wyciga podbrdek poniej obojczyka, jakby chcia powiedzie, e wtpliwe jest, aby w ogle potrafili wyobrazi sobie, ilu tam jest ludzi - wszyscyy cii funkcjona riuszce, od tego, od tamtego, nawet naa zewntrz w korytarzu, a jeden z nich, ten wielki maricon, znaczy peda, mwi do mnie: "Nikomu nie wolno wej do rodka! Nikomuu!" - Nikomuu, aj - odpowiadam. On jeest wielkii maricon. Mwi waam. Oni maj co takiegoo w wygldzie, tee maricons. Oni maj cojinas wielkie jak habichuellas, wida to na twarzy, sycha w gosie... s mikkie jak gwnoo, tee maricons... - MARICON! - mwi do niegoo. - Jegoo goos jest "uuups!", wieciee?, jak may ciurek wodyy. - ZEJD MI Z DROGI, MARICON! - Agent Numer Jeden na wp zrywa si z krzesa odtwarzajc t scen, oczy wyskakuj mu zza ciemnych okularw, rzucaj byski, jakby go galwanizowano tysi cami woltw. Potem opada z powrotem na krzeso. - Noooo taaaaak - mwi bardzo agodnie i umiecha jak kto gotowy, aby pogry si we nie. Z tego, jak to mwi, mona wyobrazi sobie owego maricona zdruzgotanego, jak rozpada si na kawaki, za mienia w drobne, galaretowate gluty i otwiera drog do apartamentw Miss Taylor. Nie da si ju teraz zatrzyma Agenta Numer Jeden. W mzgu bulgoce mu jeden wyczyn za drugim. Zapdzony do kta jak szczur, poraa ich wzrokiem