Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wszystko to trwało może piętnaście sekund. Michaił wciągnął oddech i niemal załkał. - Przemiana - powiedział Wiktor siedzący w kucki siedem stóp na lewo od chłopca. - Zbliża się do ciebie. - Obok Wiktora leżały dwa wielkie zające ociekające krwią. Michaił wzdrygnął się zaskoczony. Głos Wiktora od razu obudził Nikitę, Franka i Aleksę, którzy leżeli obok. Pauli, otępiała od czasu śmierci Biełego, poruszyła się na swoim legowisku i otworzyła oczy. Za Wiktorem stała Renati, która wiernie czekała na niego, odkąd trzy dni wcześniej ruszył tropem tego czegoś, co zabiło brata Pauli. Wiktor podniósł się. Wyglądał królewsko w swoim obszytym białym futrem stroju. Zmarszczki na jego brodatej twarzy połyskiwały wodą z roztopionego śniegu. Ogień już się dopalał, pożerając resztki sosnowych szyszek. - Kiedy wy śpicie - powiedział Wiktor - śmierć czai się w lesie. - Obszedł ich dookoła, wydychając obłoki pary z ust. Krew królików już się ścinała. - To berserker - dodał. - Co? - zapytał Franko, niechętnie odrywając się od ciepłego, ciężarnego ciała Aleksy. - Berserker - powtórzył Wiktor. - Wilk, który zabija tylko dlatego, że to lubi. Właśnie on zmasakrował Biełego. - Spojrzał w kierunku Pauli swoimi bursztynowymi oczami. Nadal była otępiała z rozpaczy i całkowicie pozbawiona sił. - Wilk, który zabija, bo mu to sprawia przyjemność - powtórzył. - Znalazłem jego ślady około dwóch mil na północ stąd. To wielki drań, waży może sto osiemdziesiąt funtów. Zmierzał na północ w równym tempie, więc poszedłem za nim. - Wiktor przykląkł przy słabym ogniu, żeby ogrzać ręce. Migoczący czerwony blask oświetlił jego twarz. - Jest bardzo sprytny. W jakiś sposób wyczuł mój zapach, chociaż uważałem, żeby iść pod wiatr. Nie miał zamiaru mi pozwolić, żebym odkrył jego leże. Poprowadził mnie przez mokradła i mało brakowało, a wpadłbym do wody w miejscu, gdzie nadkruszył lód, żeby się pode mną załamał. - Uśmiechnął się lekko, patrząc w ogień. - Gdybym nie wyczuł na lodzie jego moczu, to już bym teraz nie żył. Wiem, że jest rudy, znalazłem trochę jego włosów zaczepionych na kolczastych krzewach. Tyle udało mi się wykryć. - Potarł dłonią o dłoń, masując posiniaczone palce, i podniósł się. - Jego terytorium łowieckie traci na wartości. Chce zdobyć nasze. Wie, że będzie musiał nas zabić, aby je zdobyć. - Potoczył wzrokiem po wszystkich. - Od tej chwili nikt nie wyjdzie sam. Nawet po garść śniegu. Będziemy polowali parami i uważali, żeby cały czas widzieć się nawzajem. Jasne? - Zaczekał, aż Nikita, Franko, Renati i Aleksa skinęli głowami. Tylko Pauli nie zareagowała, w jej długich brązowych włosach pełno było źdźbeł siana. Wiktor spojrzał na Michaiła. - Jasne? - powtórzył. - Tak, proszę pana - pośpiesznie odpowiedział Michaił. Czas mijał. Brzuch Aleksy nabrzmiewał, a Wiktor uczył Michaiła z zakurzonych ksiąg w dolnej komnacie. Michaił nie miał problemów z łaciną czy niemieckim, ale angielski wiązł mu w gardle. To był naprawdę obcy język. - Wymów to! - grzmiał Wiktor. - To jest końcówka "-ing"! Wymów to! Angielski był jak kolczasta dżungla, ale wkrótce Michaił zaczął się powoli przez nią przebijać. - Przeczytamy fragment z tego - oznajmił pewnego dnia Wiktor, otwierając olbrzymi ilustrowany rękopis napisany po angielsku, który wyglądał jak płaskorzeźba w drewnie. - Słuchaj - powiedział Wiktor i zaczął czytać: Zda mi się nagle, żem natchniony prorok, i tak konając przepowiadam o nim: Nie potrwa długo pożar tej swawoli, Gwałtowny ogień sam się wnet wypala; Drobny deszcz - długi, nagłe burze - krótkie, Wcześnie się zmęczy, kto się nadto kwapi. Żarłok, żrąc chciwie, dławi się pokarmem... Podniósł wzrok na Michaiła. - Wiesz, kto to napisał? Michaił pokręcił głową, więc Wiktor podał mu nazwisko autora. - Teraz powtórz je - zażądał. - Szak... Szaka... Szakspir. - Szekspir - powiedział z naciskiem Wiktor. Przeczytał jeszcze kilka linijek pełnym namaszczenia głosem. Ten szczęsny naród, ten w treści świat cały, Ten klejnot w srebrnym osadzony morzu, Które go kręgiem otacza, jak szaniec Lub jak obronny przekop wkoło zamku, Przeciw zawiści mniej szczęśliwych krajów; Ten błogi ogród, to berło, ta Anglia...1 Popatrzył Michaiłowi w oczy. - To jest kraj, w którym nie mordują swoich nauczycieli, przynajmniej nie robili tego do tej pory. Zawsze chciałem zobaczyć Anglię, tam człowiek może żyć wolny - ciągnął, a jego oczy zabłysły blaskiem odległych świateł. - W Anglii nie palą książek i nie zabijają dlatego, że im to sprawia przyjemność. Och, nigdy nie zobaczę tego kraju - przerwał nagle swe wywody. - Ale ty mógłbyś. Jeżeli kiedykolwiek wydostaniesz się stąd, to jedź do Anglii. Sprawdzisz, czy jest to takie rajskie miejsce. Dobrze? - Tak, proszę pana - zgodził się Michaił, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co obiecuje. Nad lasem przeszedł szary cień jednej z ostatnich śnieżyc i do Rosji zawitała wiosna. Zwiastowały ją ulewne deszcze, po których nastąpił zielony wybuch natury. Michaił doświadczał szalonych snów. Biegał w nich na czterech łapach, a jego ciało mknęło przez ciemną przestrzeń. Kiedy się budził, drżał zlany potem. Czasami dostrzegał u siebie czarne włosy pojawiające się przelotnie na ramionach, piersiach albo nogach. Kości pulsowały mu takim bólem, jakby były łamane i łączone na powrót. Kiedy słyszał piękne, odbijające się echem wezwania Wiktora, Nikity albo Renati wyruszających na polowanie, jego gardło drżało, a tęsknota przepełniała mu serce. Przemiana nadchodziła do niego powoli i nieodwołalnie, zaczynała nad nim panować