Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Okolica była ładna, obfitująca w trawę dla bydła i uboga w ludzi wiernych królowi Henrykowi. Późnym popołudniem pola zmieniły się w zbocze, schodzące ku rzece Rhowne. Alain mógł dostrzec kamienną wieżę katedry w Autunie, małą jak model kamieniarza, rozmytą przez upał. Doszli do granic ziem diuka Varingii; za nimi leżało serce starego królestwa Varre, nazywanego teraz księstwem Arconii. A za Arconią leżał Wendar. Armia zatrzymała się i zaczęto rozbijać obozowisko. Alainowi nakazano wejść do namiotu. Tam, na rozkaz biskupiny, usiadł na stołku. Psy poszły z nim i ułożyły się u jego stóp. Oddała Alaina pod opiekę kleryka, młodego mężczyzny o bladych niebieskich oczach, na którego wołała Willibrod. Twarz i kark kleryka pokrywały czerwone ranki. Rzeźbił w drewnie Kręgi Jedności i rył na ich odwrocie litery. Co dziwniejsze, przyczepiał do Kręgów kosmyki włosów, kawałki liści i inne śmieci, wyciągane z czegoś, co przypominało upierzenie na lotki. Potem zawieszał Kręgi na rzemykach. - Nowicjusz? - zapytał Willibrod. - Jesteś ogolony jak przystało na sługę bożego. Alain zaczerwienił się straszliwie. Fakt, że na podbródku nadal rósł mu ledwie puch, straszliwie go krępował. Nie golił się, ale ten kleryk nie mógł tego wiedzieć. - Przyrzeczono mnie klasztorowi - wyjąkał w końcu - ale teraz jestem żołnierzem hrabiego Lavastine’a. Kleryk wzruszył ramionami. - Zdarza się, że klerycy i mnisi służą w wojsku, bo przecież powiedziane jest, że kiedy nasza Pani dogląda Ognia, nasz Pan włada mieczem. Do namiotu weszła biskupina Antonia. Otoczyli ją służący, przynosząc dzban wody, piękną misę z brązu i ręcznik z białego lnu, aby mogła odświeżyć twarz i dłonie. Inni otrzepywali z pyłu i błota jej strój, a jakaś kobieta zaplatała długie srebrne włosy Antonii w warkocz, upinając na nich biały lniany szal, gdy skończyła. Na szalu dwóch kleryków umieściło biskupią mitrę. Wysoka, ostro zakończona, wykonana była ze sztywnego białego materiału obszytego grubymi złotymi wstążkami. Biało-złote pasy zwieszały się na plecach Antonii. Kleryk wręczył biskupinie pastorał, a ona obróciła się z miłym uśmiechem i podziękowała służącym za pomoc. Popatrzyła na Alaina. Skłonił głowę, przerażony, że przyłapała go na podglądaniu ablucji. Nie widział więc wyrazu jej twarzy, kiedy przemówiła: - Wiele dni temu wydałam polecenie, aby przyprowadzono tego drugiego. Jeszcze nie dotarł? - Jeszcze nie, Wasza Świątobliwość. - Mam nadzieję, że będzie z nami na komplecie - mówiła słodko, z nadzieją, ale Alain znał ją już... Chociaż zdawała się miła i łagodna, nie znosiła sprzeciwu. Klerycy odsunęli się; reszta zajęła miejsca i orszak wymaszerował przed namiot, aby biskupina mogła odprawić nieszpory. Kleryk Willibrod pozwolił Alainowi klęknąć i modlić się, kiedy śpiewano nabożeństwo. Podczas ostatniego psalmu w wejściu do namiotu pojawili się dwaj żołnierze. Pomiędzy nimi, jak więzień, szedł frater Agius. Utykał; jego brązowy habit był poplamiony i nieświeży. Alain, zaskoczony, skoczył na równe nogi. Agius strząsnął dłonie żołnierzy. Natychmiast ukląkł, by odśpiewać ostatnie wersy psalmu, a Alain, zawstydzony, poszedł w jego ślady. - Sądziłem, że zostaliście w Lavas - wyszeptał po ostatnim Alleluja. - Sądziłem, że nie zamierzacie przyłączyć się do hrabiego Lavastine’a. - Nie zamierzałem. - Agius wstał, rozejrzał się, i utykając, podszedł, aby umyć twarz w misie biskupiny. Alain był zaskoczony i oburzony takim przejawem ziemskiej pychy ze strony fratra. Ten otarł twarz i dłonie w ręcznik, którego używała Antonia. - Moje życie nie polega na angażowaniu się w ziemskie spory, kuszące tych, którzy dali się zwieść blaskom doczesnych przyjemności i władzy. - Więc dlaczego tu jesteście? - Przywieziono mnie wbrew mej woli. Agius usiadł w wymoszczonym poduszkami krześle, które nawet taki wioskowy prostak jak Alain rozpoznawał jako krzesło przeznaczone dla biskupiny. Ta jawna bezczelność sprawiła, że chłopak zadrżał. Psy, wyczuwając jego nastrój, kręciły się niespokojnie, waląc ogonami i patrząc na pana