Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Jeszcze nie. Dowiedziałem się od przyjaciół, że przyjechałaś tutaj, byłem tak wstrząśnięty tym, czego narobiły plotki, że natychmiast pospieszyłem, żeby cię zapewnić o swoim oddaniu. - To znaczy, że... ta druga pana rzuciła? - zapytał Kaleb szyderczo. Simon zwrócił się ku niemu gniewnie. - Nie rozumiem, dlaczego niepowołane osoby mieszają się w nasze sprawy. Nie odpowiadam na takie niesłychane insynuacje. Gabriello, czy moglibyśmy porozmawiać gdzieś na osobności? - Nie ma potrzeby - odparła, podnosząc głowę. - Zostałeś wykluczony z korpusu oficerskiego, prawda? I zdegradowano cię, a twoja rodzina odwróciła się od ciebie i pieniędzy też nie masz. Innymi słowy, znalazłeś się w tragicznej sytuacji. Nie wiem, co zrobiłeś ze swoją przyjaciółką, ale chyba przypuszczenia Kaleba są słuszne. O ile namiętność nie wygasła sama z siebie, takie rzeczy się przecież zdarzają. Przychodzisz więc do mnie, bo jestem brzydką, głupią gęsią, która przyjmie cię z wdzięcznością i przekona wszystkich, jak paskudnie cię potraktowali. Tak sobie to zaplanowałeś, prawda? A zaraz potem odzyskasz swoje oficerskie dystynkcje i cały ogromny posag, który mój ojciec dla nas przeznaczył. To są rzeczy warte, by się poświęcić, ożenić się z brzydką i nudną panną. - Ależ, Gabriello - próbował protestować. - jak możesz tak myśleć? Ja chcę ciebie! Sprawia mi prawdziwy ból słyszeć, że tak źle mnie osądzasz! Czy nie możemy porozmawiać sami? - zakończył, spoglądając z irytacją na obecnych, którzy wciąż stali bez ruchu. Głos Liv był łagodny, lecz to, co mówiła, brzmiało ostro. - Nie sądzę, by Gabriella chciała rozmawiać z panem sam na sam, panie hrabio. Przypuszczam, że nie ma ochoty patrzeć, jak stara się pan omotać ją pięknymi słówkami i czułościami. Bowiem w czasie tych trudnych, pełnych upokorzenia tygodni, gdy porzucił ją pan w tak niewiarygodnie tchórzliwy sposób, Gabriella zdążyła się opamiętać. Simon przerwał jej z irytacją: - Przecież powtarzam, że nigdy nie miałem zamiaru jej upokorzyć! Do rozmowy wtrącił się Mattias: - Potrzebował pan dużo czasu, żeby wyjaśnić nieporozumienie. Tymczasem Gabriella skierowała swoje zainteresowania na kogo innego. Wzrok Simona błądził niepewnie, szukając spojrzenia Gabrielli. - Tak, to prawda - potwierdziła z powagą. - To, co czułam do ciebie, było dziecinnym odurzeniem. Dopiero teraz wiem, co to znaczy naprawdę kochać kogoś. - Gabriello! Pomyśl, co ty ze mną robisz! Odrzucasz mnie w otchłań i ciemność! - Powinieneś był pomyśleć o tym nieco wcześniej. Teraz cieszę się bardzo, że stało się właśnie tak, jak się stało. Właściwie jestem ci wdzięczna za twoje bezwstydne zachowanie! A teraz idź. Woźnica odwiezie cię do Christianii. Simon przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Potem podjął ostatnią rozpaczliwą próbę. - Odprawiasz świątecznego gościa? To sprowadza nieszczęście, pamiętaj ! - Czy to także zaplanowałeś? Nie, ja ciebie nie odprawiam. Możesz iść do kuchennych drzwi i wyciągnąć rękę, to służąca da ci chleba. Do widzenia, Simon! Wyszła z pokoju i nie oglądając się wchodziła po schodach na piętro. Simon, który nareszcie dostrzegł możliwość rozmowy w cztery oczy, rzucił się w pogoń i zdążył chwycić ją za ramię. Oczy płonęły mu histerycznym lękiem. - Gabriello, czy ty nie rozumiesz? - wykrztusił. - Nie rozumiesz, że mnie nie pozostaje nic innego, tylko kula w łeb? Gabriella spojrzała na niego ze współczuciem, ale jego rękę odtrąciła, jak odsuwa się od siebie nie chciane jedzenie. - I odpowiedzialnością za to chcesz obciążyć mnie? - zapytała dotknięta. - W ten sposób chcesz mnie zmusić, bym cię przywróciła do łask? Jak nisko możesz jeszcze upaść? I poszła spokojnie do siebie. W jakiś czas potem usłyszała dźwięk dzwoneczków, oddalających się od dworu. Do pokoju weszła Liv, a wraz z nią Kaleb. Zatrzymali się przy drzwiach i patrzyli na Gabriellę siedzącą na łóżku z rękami bezwładnie spoczywającymi na kolanach. - Słyszeliśmy ostatnie słowa Simona - powiedziała Liv. - To dobrze. To dobrze, że nie uległaś takiej nikczemnej próbie. - A jeśli on się zastrzeli? - Samobójcy nie rozpowiadają zawczasu o swoich zamiarach. On cię chciał nastraszyć. Wiesz przecież, że tylko ty jedna mogłabyś mu pomóc odzyskać honor. - Czy naprawdę nie muszę mieć wyrzutów sumienia? Babcia westchnęła. - Widzisz teraz sama, jak dalece udało mu się zburzyć twój spokój. Siedzisz nieszczęśliwa, pełna wyrzutów sumienia po tym wszystkim, co ci zrobił. Powinnaś się cieszyć i być wdzięczna losowi, że uniknęłaś życia z takim człowiekiem! A może nadal żywisz do niego jakieś uczucia? - Nie, niech mnie Bóg broni! - Wyprostowała się. - Wprost przeciwnie! Uprzytomniłam sobie właśnie, jak to dobrze nie mieć z nim nic wspólnego. - Gabriello - powiedziała Liv stłumionym głosem. - Kaleb ze mną rozmawiał. Gdyby to było możliwe, poprosiłby o twoją rękę. - A dlaczego to nie jest możliwe? - wykrzyknęła, nie przejmując się, że takie zachowanie nie bardzo jej przystoi. Liv usiadła obok wnuczki. - Bo pochodzisz z rodu Paladinów, moje dziecko. Simon, to już był stopień niżej. Twój ojciec nie zgodzi się na małżeństwo z kimś, kto nie jest nawet szlachcicem. On sam musiał prosić króla o pozwolenie na ślub z naszą Cecylią, twoją matką. Chociaż ona była baronówną. Kaleb nie prosi o twoją rękę. On tylko chce, żebyś wiedziała, że nie jesteś nie kochana. Gabriella popatrzyła na Kaleba, napotkała jego pełen miłości wzrok. Wstała i przytuliła się do niego, kryjąc twarz na jego piersi. - On też nie jest nie kochany - szepnęła i roześmiała się trochę skrępowana. Ręce Kaleba pieściły ją delikatnie, a jego oczy spotkały się z rozumnym spojrzeniem Liv. - Czy bylibyście gotowi walczyć o waszą miłość? - zapytała Liv. - Czy jest na tyle silna, że chcecie tego? - Moja tak - odparła Gabriella żarliwie. - Kaleb jednak nie myślał chyba poważnie. Bo czyż to nie on... czy nie on... - Głos jej zamarł i, jakby nagle pozbawiona woli, wysunęła się z jego objęć. - Czy nie chciał mieć za żonę zdrowej chłopskiej córki? A ja przecież nawet nie przypominam tego ideału