Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- W takim razie postaram się wam pomóc. Może najpierw pomodlimy się razem, długo i szczerze, a potem wam pokażę? Żaden z nich nie miał lepszego pomysłu. Tak więc zrobili i okazało się, że wielebny Thrower jest pojętnym uczniem. Cavil z radością i ulgą powitał kogoś, kto przyłączył się do niego w zbożnym dziele. Nie mówiąc już o pewnej szczególnej przyjemności, że ktoś mu się przyglądał, a potem on sam przyglądał się jemu. To było jak braterstwo dusz, gdy ich nasienie zmieszało się w jednym naczyniu, jeśli można tak to określić. - Kiedy przyjdzie czas zebrać plon, bracie Cavilu, nie odgadniemy, czyje ziarno tu wzeszło, albowiem tym razem Pan wspólnie kazał nam uprawiać pole. A potem wielebny Thrower spytał o imię dziewczyny. - Na chrzcie daliśmy jej imię Hapsibah, ale tutaj nazywają ją Robaczka. - Robaczka? - Oni wszyscy przyjmują imiona zwierząt. Myślę, że ta dziewczyna nie ma o sobie zbyt wysokiego mniemania. Słysząc to, Thrower ujął dłoń i poklepał dłoń Robaczki, delikatnie, jakby byli mężem i żoną. Niewiele brakowało, by Cavil wybuchnął śmiechem. - Wiesz, Hapsibah, musisz używać swojego chrześcijańskiego imienia - powiedział Thrower. - Nie takiego poniżającego, zwierzęcego przezwiska. Skulona na materacu Robaczka przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego nie odpowiada, bracie Cavilu? - Nigdy nie mówią w czasie tego... Wybiłem im to z głów już na samym początku... Zawsze próbowały mnie przekonać, żebym tego nie robił. Uznałem, że lepiej nic nie słyszeć niż słyszeć słowa, które diabeł im podpowiada. Thrower zwrócił się do kobiety. - Proszę cię teraz, żebyś do mnie przemówiła, Hapsibah. Nie będziesz powtarzać słów diabła, prawda? W odpowiedzi wzrok Robaczki przesunął się w górę, gdzie wisiał jeszcze kawałek prześcieradła zawiązany wokół krokwi dachu. Było odcięte poniżej węzła. Twarz Throwera pozieleniała. - To znaczy że w tym pokoju... ta dziewczyna, którą pochowaliśmy... - Tu jest najlepsze łóżko - wyjaśnił Cavil. - Nie chciałem, żebyśmy to robili na sienniku. Thrower nie odpowiedział. Wybiegł za drzwi i zniknął w ciemności. Cavil westchnął, podniósł latarnię i podążył za nim. Znalazł Throwera pochylonego nad pompą. Słyszał, jak Robaczka wymyka się z pokoju, gdzie umarła Salamanda, i biegnie do swojej chaty. Nie przejmował się nią. Martwił go Thrower. Chyba nie stracił panowania nad sobą do tego stopnia, żeby wymiotować do studni! - Nic mi nie jest - wyszeptał Thrower. - Ja tylko... Ten sam pokój... Nie jestem przesądny, rozumiecie. Ale przecież szacunek dla zmarłych... Ach, ci z północy... Nawet jeśli wiedzą to czy owo o niewolnictwie, cały czas myślą o Czarnych tak, jakby to byli ludzie. Czy człowiek przestaje używać pokoju w swoim domu tylko dlatego, że kiedyś zginęła w nim mysz? Albo zabił na ścianie pająka? Czy spali własną stajnię, bo zdechł w niej jego ulubiony koń? W każdym razie Thrower wziął się w garść, podciągnął spodnie, zapiał je porządnie, a potem wrócili do domu. Brat Cavil odprowadził Throwera do pokoju gościnnego. Rzadko ktoś z niego korzystał i chmura kurzu uniosła się w powietrze, gdy gospodarz strzepnął kołdrę. - Powinienem wiedzieć, że niewolnicy nie sprzątają tu porządnie. - To nieważne - uspokoił go Thrower. - Noc jest ciepła i nie potrzebuję przykrycia. W drodze do sypialni Cavil przystanął pod drzwiami i przez moment wsłuchiwał się w oddech żony. Jak to się czasem zdarzało, słyszał, że jęczy cicho. Pewnie bardzo cierpi. Panie mój, pomyślał Cavil, jak wiele jeszcze razy muszę wykonać Twój rozkaz, zanim okażesz mi łaskę i uleczysz moją Dolores? Ale nie zajrzał do niej. Nie mógł jej ulżyć, chyba że modlitwą, a przecież także musiał się wyspać. Było już późno, a jutro czekało go sporo pracy. Dolores miała ciężką noc. Spała jeszcze w porze śniadania. Cavil zjadł je razem z Throwerem. Kapłan pochłonął zadziwiającą porcję kiełbasy. Kiedy trzeci raz oczyścił talerz, zerknął z uśmiechem na Cavila. - Służba Panu potrafi zaostrzyć człowiekowi apetyt! Obaj się roześmiali. Po śniadaniu wyszli razem na dwór. Przypadkiem znaleźli się na skraju lasu, niedaleko grobu Salamandy. Thrower zaproponował, żeby tam zajrzeć. Bez tego Cavil pewnie nigdy by nie odkrył, co Czarni zrobili w nocy: na całym grobie były odciski stóp, a zdeptana ziemia zmieniła się w błoto. Teraz już wysychało, a wszędzie chodziły mrówki. - Mrówki? - zdziwił się Thrower. - Pod ziemią nie mogły wyczuć ciała. - Nie - zgodził się Cavil