Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wciąż nie mogła zapomnieć, jak fala omal nie zmyła jej z pokładu. O dziwo, Gabriel nic namawiał jej do wyjścia. Uchyliła drzwi. Christopher powitał ją uśmiechem. - Byłoby mi miło, gdybyś się zgodziła. Obiecuję, że nie będziemy podchodzić do barierki. Cassie zagryzła wargę, po czym skinęła głową. Christopher był taki miły i uprzejmy. Nie mogła go rozczarować. Może nie będzie aż tak źle. - Wezmę tylko szal - mruknęła. Powietrze było orzeźwiające, lecz dość ciepłe. Christopher stanął obok niej, choć niezbyt blisko. Serce biło jej mocno. Teraz, kiedy podróż dobiegła końca, nie umiała powiedzieć, czy obawiała się tej chwili, czy też czekała na nią z utęsknieniem. Wkrótce dołączył do nich Gabriel, lecz niewiele się odzywał. Wyciągnęła szyję, by móc lepiej przyjrzeć się miastu, nieświadoma obserwujących ją dwóch par oczu: jedna spoglądała na nią z pobłażliwym półuśmiechem, druga ze starannie wystudiowaną obojętnością. Śledziła wzrokiem rzędy magazynów ciągnących się wzdłuż wybrzeża. Port tętnił życiem. Rozładowywano i załadowywano jeden statek po drugim. Nieco dalej strzelały w górę dymy z kominów. Kapitan wprowadził statek na miejsce postoju; spuszczono kotwicę. Poczuła rękę na swoim łokciu. Zaczekaj tu, póki nie dopilnuję wyładunku. Christopher zszedł na dół po swoje rzeczy. Wrócił z walizką w ręku i kapeluszem osadzonym zawadiacko na głowie. - Nadszedł czas. by się pożegnać - powiedział łagodnie. Nie zważając na to, że mąż ją zobaczy, cmoknęła Christophera w policzek. Dziękuję za wszystko, Christopherze. Będzie mi ciebie brakowało. Roześmiał się serdecznie, postawił kufer na pokładzie i pochwycił jej obie dłonie. - Jeszcze nie raz się zobaczymy, Cassie. - Ścisnął lekko jej palce. Wkrótce odwiedzę ciebie i Gabriela. Z tymi słowy wziął walizkę i ruszył w stronę pomostu. Na brzegu odwrócił się jeszcze i pomachał jej ręką. Ogarnął ją nagle wielki smutek. Christopher i Bess byli jej jedynymi prawdziwymi przyjaciółmi. Rozładunek przebiegał szybko i wkrótce Gabriel ponownie znalazł się u jej boku. - Gotowa na powitanie Anglii? Podała mu rękę z udaną nonszalancją. Stawiając stopę na pomoście czuła, że za chwilę serce wyrwie jej się z piersi. Zacisnęła kurczowo palce na ramieniu Gabriela, skupiając wzrok na kręcących się po nabrzeżu postaciach i myśląc jedynie o stawianiu jednej stopy przed drugą. Kiedy na koniec stanęła ponownie na twardym gruncie, policzki zdążyły się już pokryć bladością. Powietrze było chłodne i wilgotne, zdecydowanie chłodniejsze niż w Charleston. Dopiero wówczas dostrzegła stojący w pobliżu powóz. Woźnica zeskoczył na ziemię i pospiesznie otworzył przed nią drzwi. Zawahała się, nic wiedząc, co ma zrobić. Wsiąść sama. czy też czekać, aż ktoś jej pomoże? Na szczęście Gabriel wybawił ją z kłopotu. Podał jej rękę. po czym wsiadł za nią. Wybrał miejsce nie obok, lecz naprzeciwko niej. Woźnica cmoknął na konia i powóz ruszył z miejsca. Cassie wyglądała przez małe okno, obserwując z ciekawością brukowane ulice Londynu. Z oddali dochodziły pokrzykiwania ulicznych sprzedawców, zachwalających swoje towary. Wkrótce jednak jej uwagę przykuł siedzący naprzeciw niej mężczyzna. Jak zwykle zachowywał uprzejmą rezerwę i dystans. Z wyjątkiem kilku słów w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Wygładziła nerwowo suknię na kolanach. Tak bardzo pragnęła zostawić za sobą przeszłość, lecz o przyszłości nic śmiała nawet myśleć. Zbyt wiele było w niej niewiadomych. W końcu odważyła się przerwać niezręczną ciszę. - Czy masz dom w Londynie? Spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. - Mam kamienicę na West Endzie. Lecz nie zatrzymamy się tam na noc. Zacisnęła dłonie na podołku. Nic była pewna, czy odpowiada jej to wyjaśnienie. - Wobec tego gdzie się zatrzymamy? - zapytała nieśmiało, ganiąc się w duchu za brak pewności siebie. Spojrzenie jego oczu było tak przenikliwe, że poczuła się nieswojo. - W Farleigh Hall. rodzinnych dobrach w Kent - wyjaśnił. - Przedtem jednak zboczymy nieco z drogi. - Uniósł w górę brwi, widząc jej niepokój. - Złożymy wizytę w pracowni krawieckiej. Nie kłamał więc. Niestety, zbyt szybko odczytał jej myśli. Nikły uśmiech przemknął mu przez twarz. - Nie patrz na mnie z takim zdziwieniem, Jankesko. Przy rzekłem przecież odziać cię należycie. Suknie Lilliane Willison uważane były w Londynie za ostatni krzyk mody, Cassie jednak o tym nic wiedziała. Czarnooka Lilliane pierwszą młodość miała już za sobą, lecz nadal była atrakcyjną kobietą. - Mojej żonie potrzebna jest pełna garderoba, Lilliane, dosłownie wszystko. I jeszcze jedno - dodał ze zniewalającym uśmiechem. - Sowicie się odwdzięczę, jeśli utrzymasz rozmiar potrzeb mojej żony w ścisłej tajemnicy. Lilliane z trudem zdołała ukryć zaskoczenie