Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Były tam zapewne i moje wizyty u fryzjera (jak choćby ta, po której nie pojechałam na ślub przyjaciółki). Były chwile miłe i babskie (spotkanie naszej grupy ze studiów, rok 1986. Byłam najszczuplejsza!!!). Co z tego, skoro przez wszystkie te lata żyłam w poczuciu całkowitego uzależnienia od Olka i umacniana w przekonaniu, że bez niego jestem jak kangurek, który wypadł z matczynej torby prosto w zęby życia-lwa. Za diabła nie chciałam wypaść. Trzymałam się kurczowo Olkowej torby i nauczyłam się żyć w absolutnej ciemności (w takiej kangurzej torbie musi być ciemno). A teraz dowiaduję się od Tośki, że do kupna komputera wcale nie jest potrzebny facet. Nie są też potrzebne tysiące złotych polskich, którymi straszył mnie Olek, gdy delikatnie napomknęłam o komputerze. Doktorowi Propolukowi też podobała się moja praca, w której odniosłam się do problemu indywiduacji z punktu widzenia skazanych przejawiających skłonności do izolacji. Chciałbym po zajęciach porozmawiać z panią na ten temat doktor Propoluk pokazał subtelne dołki w uśmiechu, a cała grupa tramwajarek spojrzała na mnie z niekłamaną zazdrością. Ty to jednak jesteś farciara musiała przyznać Kaśka. Niby wyglądasz jak wyglądasz, a masz branie na najwyższym poziomie. Darowałam jej tę mało delikatną sugestię co do mojego wyglądu. Myślę, że darowałabym wolność wszystkim moim skazanym po takiej propozycji. Jakież było moje zdumienie (i rozczarowanie), gdy doktor Propoluk (z bliska jest jeszcze przystojniejszy) rozmawiał ze mną wyłącznie na temat tej nieszczęsnej rozprawki, której pisanie zajęło mi mniej czasu niż makijaż zrobiony specjalnie dla niego. Fakt, że zachwycał się kilkoma sugestiami, jakbym to ja wymyśliła teorię procesu indywiduacji, nie Jung. Mówił, że mam niezwykłą łatwość wypowiadania się z empatią, i że gdyby rozwinąć wątek indywiduacji z uwzględnieniem enantiodromii interesującej mnie grupy środowiskowej, powstałaby świetna diagnoza odradzania się lub kształtowania pewnych osobowości Ale ani słowem nie wspomniał o moich oczach. (Wszyscy faceci zawsze je zauważają, twierdząc, że porażam ich swoim głębokim spojrzeniem). Więc doktor Propoluk nie czuł się porażony, ale w pewnej chwili zapytał, czy dobrze się czuję i czy mam może kłopoty ze wzrokiem. Natychmiast przestałam go porażać i słuchałam dalej, jaką to ciekawą koncepcję pracy doktorskiej zapoczątkowałam swoją rozprawką. I że on może być promotorem, bo już się habilitował. Chętnie się mną zajmie (mną jak mną moją pracą, oczywiście). Cieszyłam się skrycie, że tramwajarki siedziały daleko i nie mogły usłyszeć, że doktora Propoluka zajmowała enantiodromia moich podopiecznych, mająca ze mną i moim makijażem niewiele wspólnego. Bąknęłam, że o doktoracie, czemu nie, pomyślę Kiedyś już pisałam pierwszy rozdział i dałam mu tytuł Alina . Samo życie. Najmilsze było jednak to, że doktor Propoluk wcisnął mi w rękę wizytówkę i tramwajarkom oczy wyszły z orbit, jak wcześniej działo się z moimi, gdy widziały doktora. Zrozumiałam, dlaczego tak zainteresował się moim wzrokiem , , *, , Powroty do domu stawały się coraz trudniejsze. Martwiłam się tym, że się martwię powrotem do własnego domu. Kiedyś myślałam, że moja cierpliwość i wyrozumiałość są silniejsze od Olka namiętności i niewierności, ale nie są. Uświadamiam to sobie za każdym razem, gdy z torbą pełną zakupów wspinam się na trzecie piętro. Wiem, że poza roztrzepanym przywitaniem dziewczynek i tańcem psich ogonów, należących do państwa Makbetów, nie czeka na mnie choćby zdawkowa uprzejmość. Olek, nawet jeśli jest, to go dla mnie nie ma. Bardziej przypomina automatyczną sekretarkę, która w ciągu minionego tygodnia przemówiła ludzkim głosem z następującymi informacjami:, Znowu dzwoniła twoja matka, kiedy czekałem na ważny telefon z Częstochowy (czyżby załatwiał rozwód kościelny?);, Nie życzę sobie, żebyś prała moje koszule razem z narzutami na fotele. Chyba że chcesz je narzucać na fotele ;, Nie chowaj książki telefonicznej, bo to nie są brudne gacie. Ma leżeć koło telefonu ;, Jak zadzwoni Marek, powiedz, że mnie nie ma (oczywiście, że powiem, bo to nawet nie jest kłamstwo). I pomyśleć, że tyle lat kochałam się z automatyczną sekretarką, prałam dla automatycznej sekretarki, gotowałam, farbowałam włosy, uczyłam się jeździć na łyżwach Wszystko dla bezdusznego automatu wyrzucającego z siebie zdawkowe monosylaby albo udającego, że się zepsuł, i wówczas dotkliwie milczącego przez kilka dni z rzędu. Zastanawiam się tylko, dlaczego dopiero teraz prześladuje mnie poczucie straconego czasu (tego z Olkiem, oczywiście)? Gdzie byłam przez ostatnie lata, że godziłam się na bezduszną maszynę majestatycznie opuszczającą nasz dom w coraz modniejszych krojach dżinsów i fasonach marynarek? Bo przecież Aż trudno się przyznać To nie Olek się zmienił! Mógłby mieć nawet uzasadnione pretensje, że nagle zrobiłam się taka kapryśna, wymagająca. I coś mi się nie podoba, bo po raz pierwszy od tylu lat nie dręczyły mnie żadne wyrzuty sumienia, że Kondrat w czarnym golfie przestał grać główną rolę w moim filmie (a przestał). Nie martwię się, że zaczynam go nie lubić (bo zaczynam)