Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Frito obudził się nagle. Już zapadał mrok i mdlące ściskanie w żołądku sprawiło, że chochlik z przerażeniem spojrzał spomiędzy gałęzi na Szlak. Poprzez liście dojrzał w oddali jakiś ciemny ogromny kształt. To coś poruszało się powoli i ostrożnie Szlakiem wyglądając jak wysoki, czarny jeździec na ogromnym i brzuchatym wierzchowcu. Stojąc na tle zachodzącego słońca, Frito wstrzymał oddech, gdy złowroga postać wpatrywała się w okolic czerwonymi ślepiami. W pewnej chwili te gorejące węgle spojrzały prosto na Frita, ale zamrugały krótkowzrocznie i przesunęły się dalej. Ogromny rumak, który zdumionym oczom Frita jawił się jako wielka, niezwykle przekarmiona świnia wielkości chałupy, chrząkał i obwąchiwał mokrą ziemię, łowiąc ich zapach. Pozostałe chochliki obudziły się i zamarły ze zgrozy. Na ich oczach tropiciel spiął rumaka, pierdnął donośnie i smrodliwie, po czym odjechał. Nie zauważył ich. Chochliki zaczekały, aż pochrząkiwanie bestii zupełnie ucichnie w oddali, zanim podjęły rozmowę. Frito odwrócił się do swoich towarzyszy, którzy pochowali się w jukach, szepcząc: - Wszystko w porządku. Odjechał. Spam niepewnie wyjrzał z worka. - A niech mnie, jeśli nie zgłupiałem ze strachu. - Zaśmiał się słabo. - To było takie dziwne i niepokojące! - Dziwne i niepokojące! - potwierdził chór głosów z innych sakw. - A jeszcze bardziej niepokojące jest to, że za każdym razem, gdy otworzę dziób, słyszę echo! Spam kopnął oba worki, które odpowiedziały jękami, lecz najwidoczniej nie zamierzały wypluć swojej zawartości. - Zrzęda z niego - rzekł pierwszy. - Zrzęda i złośliwiec - przytaknął drugi. - Zastanawiam się - powiedział Frito - kim i czym był ten straszliwy jeździec. Spam spuścił oczy i z zakłopotaniem potarł podbródek. - Podejrzewam, że to jeden z tych, przed którymi Wargacz kazał mi pana przestrzec, panie Frito. Frito spojrzał na niego pytająco. - Noo - rzekł Spam, odgarniając lok i przepraszająco liżąc nogi Frita - teraz przypominam sobie, że tuż przed tym, zanim ruszyliśmy w drogę, stary powiedział mi tak: "I nie zapomnij ostrzec pana Frita, że pytał o niego jakiś śmierdzący obcy z czerwonymi ślepiami". "Obcy?" - zapytałem. "Tak, a kiedy nie puściłem pary, on nastroszył się, zasyczał i podkręcił czarnego wąsa. «Przekleństwo» - warknął ten paskudny stwór - «kolejna porażka!* A potem machnął swoją pałą, wskoczył na świnię i pogalopował na niej przez Bag Eye, wrzeszcząc coś jakby «Dalej, Śluzaku!»". "Bardzo dziwne" - mówię. Chyba powinienem powiedzieć panu o tym trochę wcześniej, panie Frito. - No cóż - mruknął Frito - teraz nie ma czasu, żeby się tym martwić. Nie jestem pewien, ale wcale nie zdziwiłbym się gdyby istniało jakieś powiązanie między tamtym obcym, a naszym okropnym tropicielem. Frito zmarszczył brwi, ale jak zwykle zapomniał je przyfastrygować. - W każdym razie - stwierdził - nie możemy już bezpiecznie podążać Szlakiem do Whee. Musimy pójść na skróty przez Evilyn Wood. - Evilyn Wood? - powtórzył chór z worków. - Panie Frito - powiedział Spam - powiadają, że to miejsce jest... nawiedzone! - Może i jest - odparł spokojnie Frito - ale jeśli zostaniemy tutaj, na pewno skończymy w sosnowych garniturkach. Frito i Spam pospiesznie wykopali bliźniaków z worków i wszyscy razem zmietli resztę sznycli, obficie zasypując okolicę - okruchami. Kiedy skończyli, ruszyli dalej, przy czym bluźniąc wydawali cieniutkie pi - pi w nie całkiem próżnej nadziei, że w ciemnościach zostaną wzięci za wędrowne karaluchy. Podążali na zachód, sprytnie wykorzystując każdą okazję, żeby runąć na ziemię, wyciągając nogi, aby do wschodu słońca znaleźć się w bezpiecznej leśnej gęstwinie. Frito obliczył, że w ciągu dwóch dni przebyli dwie staje - nieźle jak na chochliki, lecz wciąż zbyt, mało. Musieliby szybkim marszem przejść przez las, żeby nazajutrz znaleźć się w Whee. Maszerowali w milczeniu, przerywanym tylko cichym pojękiwaniem Pepsi. Ten głupi pokurcz znów rozkwasił sobie nochal pomyślał Frito - a Moxie zaczyna kaprysić. Jednak w miarę jak noc mijała i wstawał świt, równina zaczęła przechodzić we wzniesienia, wgłębienia i garby gąbczastej, miękkiej ziemi o barwie cielęcego móżdżku. Gąszcz wokół potykających się wędrowców, zastąpiły pojedyncze drzewka, a potem ogromne, nieprzyjemnie wyglądające drzewa, przygięte i poskręcane przez wiatr, mróz oraz artretyzm. Niebawem ich cień połknął blask poranka i nowy mrok przykrył wędrowców, jak sterta mokrych ręczników. Przed wieloma laty był to wesoły, miły las dobrze wyrośniętych sosen błotnych, zasmarkanych smreków i związanych wiązów, miejsce schadzek zbijających bąki kretów i wściekłych wiewiórek. Jednak teraz drzewa pochyliły się ze starości, trapione przez myszate mszaki oraz rozmaite roztocza, tak że Nattily Wood stał się dziwaczną puszczą Evilyn. - Do rana powinniśmy być we Whee - rzekł Frito, kiedy przystanęli, aby podjeść trochę sałatki ziemniaczanej