Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
W takich wypadkach, jeśli Liv była z nim sama, tylko z największym wysiłkiem udawało jej się go uspokoić, ale wychodziła z tego z mnóstwem siniaków na rękach. Przeważnie jednak zajmowała się nim Irja. Tamten dzień, przed blisko rokiem, kiedy rozmawiała ze swoimi rodzicami na Eikeby, nie należał do łatwych. Wokół niej tłoczyło się jak zawsze, mnóstwo dzieci, najmłodsi bracia i siostry oraz potomstwo starszego rodzeństwa. Zmęczona matka patrzyła na nią z drugiej strony stołu: - Chcesz się przeprowadzić do Grastensholm? Ale dlaczego? - Pani baronowa prosiła, żebym jej pomogła opiekować się synkiem Taralda. - Więc masz zostać dziewczyną do dziecka? Mieszkać tam przez cały czas? Co będzie z nami, jeśli przestaniesz przychodzić do domu z zapłatą? - Matko, wiecie przecież, że pani Silje płaciła mi, bo była taka dobra. Ale ona nie żyje, świeć Panie nad jej szlachetną duszą. Ojciec, nieogolony i brudny na twarzy, powiedział: - Zostanie więcej miejsca dla nas, kiedy ona się stąd wyprowadzi Tildo! Ale, czy ty dziewczyno naprawdę nie dostaniesz żadnej zapłaty? - Nie rozmawialiśmy o tym. Nie myślałam o pieniądzach. - Masz zamiar pracować za darmo? I, rzecz jasna wcale nie pomyślałaś o nas, żebyś tylko ty mogła wspaniale mieszkać we dworze - burczał. - Czy nigdy nie otrzymamy żadnej zapłaty za to, że sprowadziliśmy was na świat? Tylko popatrz! Żenię jedno moje dziecko po drugim, a one co? Po prostu wracają do mnie ze swoimi żonami, mężami i dziećmi. Żadne z was, diabły rogate, nie umie sobie radzić na własną rękę. No to idź, jak chcesz! Będzie przynajmniej jedna gęba mniej do karmienia! Matka mówiła głośno, by przekrzyczeć panujący w izbie szum: - Masz żądać zapłaty, ja ci to mówię! I wszystko, co dostaniesz, będziesz przynosiła do domu! Każdego jednego szylinga! Coś nam się chyba należy za tę całą udrękę z tobą. Irja wiedziała dobrze, że jest najposłuszniejsza ze wszystkich dzieci i zawsze taka była, choć początkowo nie miała siły, by pracować, a potem nie pozwalano jej na pracę w domu, żeby mogła zarabiać pieniądze poza domem. Wiedziała też, że nie należało do zwyczaju, by młodzi ludzie, którzy opuszczali dom, dostawali na służbie zapłatę w gotówce. Marne jedzenie i nędzne posłanie, które nierzadko musieli dzielić z innymi służącymi, to było wszystko, na co mogli liczyć. W każdym razie utrzymywali się w ten sposób przy życiu, powinni więc i tak być wdzięczni. Dlatego też Irja miała dla rodziców wartość złota. Nawet jeśli nie dawali tego po sobie poznać. Zresztą rozumiała matkę. Była to kobieta ciężko doświadczona przez życie. Nikt by nie powiedział, że jest tylko o kilka lat starsza od ślicznej, wiotkiej baronowej Liv Meiden. Matka była wychudzona, bezzębna, włosy miała przerzedzone, ręce powykrzywiane i żylaste i patrzyła na świat matowym, pozbawionym jakichkolwiek złudzeń wzrokiem. I znowu w ciąży, chociaż to musi być chyba jej ostatnie dziecko, myślała Irja. W każdym razie taką miała nadzieję, ze względu na matkę. Irja tak bardzo nie chciała prosić baronowej o pieniądze. Pragnęła im pomóc, a nie wykorzystywać ich trudną sytuację. Matka zniżyła głos i szeptała, zasłaniając usta dłonią: - Czy to prawda, co ludzie gadają, że dziecko jest nienormalne? Że to podmieniec? - Podmieniec? - prychnęła Irja oburzona. Nie, mogę wam przysiąc, że nie. Żadne trolle nie mogły się dostać do pokoju, żeby podrzucić własnego bękarta. - No pewnie, że nie - odparła matka, rozczarowana. - Ale o pieniądze powinnaś się upomnieć! Irja westchnęła. Naprawdę nie wiedziała jak przez to przebrnie. Minął cały pierwszy tydzień, a ona o niczym nawet nie wspomniała. Uratował ją baron Meiden, Dag. - Irjo... Wiem, że mama Silje niezwykle cię ceniła. Myślę, że wsuwała ci do kieszeni jakąś monetę od czasu do czasu, prawda? - Tak, panie baronie. W każdą sobotę. Ale ja bym nie chciała... - Dobrze, dobrze, drogie dziecko! Wiesz przecież, jacy jesteśmy ci wdzięczni za twoją ze szczerego serca płynącą życzliwość i pomoc przy dziecku. Tak naprawdę, jesteśmy od twojej pomocy całkowicie zależni. Wiemy, że ty sama nigdy byś nie zażądała niczego w zamian. Ale zgódź się, że będziemy ci wypłacać parę monet na znak naszej wdzięczności, dobrze? Irja przełknęła ślinę i skinęła głową potakująco. Dag, który w miarę upływu czasu tracił coraz więcej włosów, ale za to stawał się coraz okrąglejszy, pewnie z powodu tych wszystkich obiadów, które musiał zjadać z wysoko postawionymi panami - popatrzył na nią z uśmiechem