Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Tak jak my wszyscy. Wy, Neandertalczycy, szukacie jaj dinozaurów w Krainie Gorąca, ale założę się, że najwyżej cenicie sobie jaja kamozaura. Związane z nimi ryzyko, wyzwanie, nadaje im większą wartość. - Właśnie! - przytaknął Scandal. - Życie niewiele jest warte bez takiego dreszczyku. - Przecież nikt nie chciałby narażać ukochanej osoby na niebezpieczeństwo! -zaoponował Tuli. - Wszyscy dziwnie się zachowujemy - rzekł na to Phylomon. -Obserwowałem Scandala i zobaczyłem, że w przeciągu jednej tylko nocy obraził z tuzin klientów, narażając swoje interesy. Wie, że dobrze ich karmi i dostarcza im doświadczonych dziwek. Może poddaje próbie swoich klientów, chce się przekonać, czy puszczą płazem obrazę, gdyż cenią sobie jego stół. Znałem też osoby, które wypełniały sobie życie miłostkami, przez co popadały w kłopoty finansowe. Znałem uczonych wygłaszających tak idiotyczne teorie, że narażali swoje stanowisko wśród intelektualistów. Nawet ty, Tullu Gene-cie, szukasz niebezpieczeństwa. Widziałem, jak chciałeś odnaleźć Ludzi-Mastodontów. Szukałeś Adjonai, boga strachu. - Więc co mi chcesz przez to powiedzieć? Phylomon z roztargnieniem postukał w medalion. Świetlne błyski przemknęły po zboczu. - Wisteria wie, że ją kochasz, ale obawia się też, że cię utraci i ten strach budzi w niej dreszcz rozkoszy. - Co zatem mam zrobić? Jeżeli pozwolę jej myśleć, że moja miłość jest taka słaba, będę kłamał. - Dla niej w tej chwili miłość może być zwykłą rozrywką - odparł Phylomon. - Jeśli chcesz ją zatrzymać, dostarcz jej rozrywki. Ayuvah prychnął, zwracając na siebie uwagę pozostałych mężczyzn. - Wy, ludzie, którzy tak nisko cenicie miłość, budzicie we mnie obrzydzenie. Scandal wybuchnął śmiechem, Phylomon zaś wypuścił z ręki naszyjnik. - Weźcie broń. Czas potrenować. Myślę, że dziś w nocy powinniście się nauczyć walczyć w ciemności, w sytuacji, kiedy jesteście wyczerpani do ostatecznych granic. Nagle z nieba zleciał ogromny ptak i usiadł na skale przed Gwiezdnym Żeglarzem, przypatrując mu się żółtymi oczami. Tuli nigdy nie widział takiego ptaka. Był szary i prawie tak duży jak kondor. Phylomon przemówił do niego głośno: - Potrzebujemy twojej pomocy. Węże morskie odpłynęły od wybrzeża Smilodon Bay, a jaszczury przepłynęły przez ocean z Półwyspu Dervin. Nie wiemy, dokąd udały się węże. Musisz natychmiast zapełnić innymi wężami ten rejon. Wędrujemy nad Rzekę Siedmiu Potworów, by złapać pewną liczbę młodych osobników w nadziei, że znów będą strzegły tego wybrzeża. Potrzebujemy jednak pomocy. - Później Gwiezdny Żeglarz podniósł ramiona do góry, przepędzając ptaka. - Przynajmniej Stwórcy dowiedzą się o naszym kłopotliwym położeniu - powiedział z uśmiechem. - Odpowiedzą nam? - spytał Ayuvah. - Kto wie? - odparł pytaniem na jego pytanie Phylomon. - Umysły Stwórców nie są podobne do naszych. Siedzą oni w swoich jaskiniach i opiekują się stworzonymi przez siebie istotami. Może odpowiedź nie wyda im się tak ważna. Na pewno żaden z nich do nas nie przybędzie, mogą jednak wysłać posłańca, który potrafi mówić, domagając się więcej informacji. W każdym razie zajmą się tym problemem. Zależy im przede wszystkim na utrzymaniu równowagi na Anee. Nie pozwolą, żeby ekozapory zawiodły w najbliższych miesiącach. - Możemy więc wrócić do domu? - zapytał Scandal. - Nie. Stwórcy potrafią odtworzyć strukturę genetyczną każdego stworzenia żyjącego na tej planecie, ale nie szybciej niż stałoby się to w wyniku normalnego procesu. Gdyby Stwórca, który wysłał tego ptaka, natychmiast zaczął płodzić węże morskie i tak wylęgłyby się one z jaj dopiero w przyszłym roku. - To nie dość szybko - wtrącił Tuli. - Chaa powiedział, że karnozaury będą tutaj na wiosnę. - W każdym razie Stwórcy będą mogli zlokalizować wyłom w ekozaporze - pocieszył ich Gwiezdny Żeglarz. - Jeżeli zdołamy powstrzymać rozprzestrzenianie się karnozaurów, smoki z czasem poradzą sobie z nimi. Nie wiadomo jednak, ile osób może zginąć, zanim się to stanie. Musimy kontynuować wędrówkę. Panowie, weźcie miecze i zaczynajmy ćwiczenia. Tydzień później, pięćdziesiąt kilometrów od Sanctum, przepchnęli furgon przez pełne komarów bagna i dotarli na rozległą łąkę. Scandal krzyknął ostrzegawczo. Na przeciwległym krańcu trawiastej równiny, w cieniu kępy świerków, pasło się stado mamutów pilnowane przez czterech Hukmów, którzy właśnie linieli, zrzucając brązowe letnie futro i zamieniając je na zimowe, białe jak śnieg. Wędrowcy pchali teraz wóz tak energicznie, że wkrótce zaczęli biec. Hukmowie zauważyli ich i przeszli powoli między drzewami, a potem wynurzyli się z cienia niosąc maczugi bojowe. Wyglądali na niewielką rodzinę: duża niewiasta, j ej mąż i dwóch chłopców. Lecz nawet owi chłopcy byli wyżsi od Phylomona. Każdy Hukm nosił przewieszony przez ramię bandolier, pas lub bransolety z kory, w uszach zaś i nosach ozdoby z kolorowych muszelek i agatów. W przeciwieństwie do ludzi i Pwi, którzy noszą ubrania dla zachowania skromności, Hukmowie odziewali się wyłącznie dla ozdoby. - Czekajcie! - zawołał Phylomon chcąc powstrzymać towarzyszy. - Oni się nas boją. To, że chcemy pożyczyć od nich mamuta, nie znaczy, iż to zrobią. Prowadzą wojnę z Kraalem od ośmiuset lat. Nie podobamy im się bardziej niż nasi kraalscy współplemieńcy. Pozwólcie, że to ja do nich przemówię. Grupa zatrzymała się, a Gwiezdny Żeglarz pomachał rękami w powietrzu na znak, że chce porozmawiać. Ogromna kobieta, która przewodziła grupie Hukmów, ruchem ręki wezwała go do siebie. Stali tak niemal pół godziny