Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wszystko było wypełnieniem luki, odkąd rozstałam się z panem Viscontim. - Widać, że ciocia dosyć kocha tego Viscontiego. Czy on chociaż jest wart ciocinej miłości? - Dla mnie jest. Mój mężczyzna musi być wyższy ponad wszystko. Nigdy nie pragnęłam takiego, który mnie potrzebował, Henry. Potrzeba jest równoznaczna 345 z roszczeniem. Myślałam, że Wordsworthowi chodzi o moje pieniądze i o wygodę, jaką miał u mnie nad „Koroną i Kotwicą", ale tutaj przecież wygody nie ma i sam widziałeś, że on nawet nie chce brać CTC. Wordsworth mnie rozczarował. - I dorzuciła, jakby jedno z drugim miało jakiś związek: - Twój ojciec raczej też był wyższy ponad wszystko. -A jednak znalazłem cioci fotografię w „Rob Royu". - Może był za mało oderwany - powiedziała i w głosie jej zabrzmiała zjadliwa nuta. - Pomyśl o tej małej nauczycielce i o tym „Laleczko, kochanie" i o tym, że on umarł w jej objęciach. Dom stał się jeszcze bardziej pusty teraz, kiedy Wordsworth wyjechał. Zjedliśmy kolację w prawie całkowitym milczeniu i wypiłem za dużo słodkiego, ciężkiego, przypominającego lekarstwo, wina. Nagle usłyszeliśmy daleki warkot samochodu i ciotka od razu podeszła do wielkich okien wychodzących na ogród. Światło jedynej żarówki u sufitu nie padało aż tam, więc wydawała się smukła i młoda w swojej ciemnej sukni - półmrok ujął staruszce wiele lat. Zacytowała mi z uśmiechem: Rzekła tylko: „Noc ponura. On nie przyjdzie..." I dodała: - Twój ojciec mnie tego nauczył. - Tak. Mnie także tego nauczył... poniekąd. Zagiął tę stronicę w Palgrave'ie. -1 bez wątpienia nauczył tego kochaną Laleczkę - 346 powiedziała ciotka. - Możesz sobie wyobrazić, jak ona deklamuje to modlitewnie nad grobem w Boulogne. -Ciocia nie jest wyższa ponad wszystko, ciociu Augusto. - Właśnie dlatego potrzebuję mężczyzn, którzy są. Dwie mimozy razem... jakież straszne dla obojga jest życie, oboje cierpią, boją się mówić, boją się działać, boją się sprawiać przykrości. Życie może być do zniesienia wtedy, gdy cierpi tylko jedno z dwojga. Łatwo jest pogodzić się z cierpieniem własnym, nigdy jednak z cudzym. Ja się nie boję zadać panu Viscontiemu bólu. Po prostu nie wiedziałabym, jak to zrobić. Mam więc cudowne uczucie wolności. Mogę mówić, co mi się podoba, bo to by mu nigdy nie zalazło za tę jego grubą makaroniarską skórę. - A jeżeli on cioci sprawia przykrość? - To tylko na krótką chwilę, Henry. Tak jak teraz, na przykład. Kiedy nie przyjeżdża, a ja nie wiem, co go zatrzymuje i lękam się, że... - Z pewnością to nic poważnego. Gdyby zdarzyła się jakaś katastrofa, zawiadomiłaby ciocię o tym policja. - Mój drogi, jesteśmy w Paragwaju. Ja tej policji się lękam. - Więc dlaczego ciocia tu mieszka? - Pan Visconti nie ma zbyt dużego wyboru. Możliwe, że byłby bezpieczny w Brazylii, gdyby miał dosyć pieniędzy. Może nawet, kiedy zrobi majątek, przeniesiemy się tam. Pan Visconti zawsze chciał zrobić majątek i jest przekonany, że w końcu przecież zrobi. Nie- 347 wiele do tego brakowało już tyle razy. Była ta Arabia Saudyjska, a potem Niemcy... - Jeżeli on teraz zrobi majątek, niezbyt długo będzie się nim cieszył. - Nie w tym rzecz. Umrze szczęśliwy, jeżeli będzie bogaty. Ze sztabami złota pod ręką. Zawsze miał upodobanie do sztab złota. Dokona tego, bo zaplanował. - Dlaczego ciocia mnie wezwała, ciociu Augusto? -Tylko ty mi zostałeś z całej rodziny, Henry... i możesz bardzo się przydać panu Viscontiemu. Nie zachwyciła mnie ta koncepcja. - Nie znam hiszpańskiego ani trochę - powiedziałem. - Pan Visconti chce mieć przy sobie kogoś, komu może ufać i kto mu poprowadzi księgowość. Rachunki zawsze były jego słabą stroną. Powiodłem wzrokiem po tym pustym pokoju. Nieosłonięta żarówka migotała, gdyż nadciągała burza. Drzazgi paki, na której siedziałem, wbijały mi się w udo. Pomyślałem o dwóch materacach i toaletce w sypialni ciotki. Czyżby taka księgowość wymagała jakichś szczególnych umiejętności? Oznajmiłem: - Zamierzałem wyjechać natychmiast po zobaczeniu się z ciocią. - Wyjechać? Dlaczego? -Sądziłem, że może już czas, żebym się ustatkował. - Czyż nie jesteś ustatkowany? I to od zbyt dawna? - Czas, żebym się ożenił, chciałem powiedzieć. 348 - W twoim wieku? -Nie jestem nawet w przybliżeniu tak stary jak pan Visconti. Ulewa chlusnęła w okna. Spróbowałem ciotce opowiedzieć o pannie Keene i o tym wieczorze, kiedy omal jej się nie oświadczyłem. -Cierpisz, bo czujesz się osamotniony - rzekła ciotka. - Nic poza tym. Tutaj nie będziesz samotny. -Ja naprawdę myślę, że panna Keene troszeczkę mnie kocha. Poniekąd miła jest mi myśl, że może mógłbym ją uszczęśliwić. - Argumentowałem bez przekonania, czekając, żeby ciotka zaprzeczyła, ba, nawet mając nadzieję, że zaprzeczy. - Po roku - zapytała ciotka - o czym byście rozmawiali ze sobą? Ty byś czytał katalogi ogrodnicze, a ona siedziałaby nad swoimi frywolitkami... pojęcia nie miałam, że jeszcze ktokolwiek na świecie robi frywo-litki... i kiedy milczenie stawałoby się nie do wytrzymania, zaczynałaby ci opowiadać historie z Koffiefon- tein, które słyszałeś już dziesiątki razy. Czy wiesz, o czym byś myślał w noce bezsenne w tym małżeńskim łożu? Nie o kobietach. Kobiety nie interesują cię dostatecznie, bo gdyby cię interesowały, nawet by ci do głowy nie przyszła ewentualność, że mógłbyś się ożenić z panną Keene. Myślałbyś o tym, że z każdym dniem jesteś bliżej śmierci, śmierć będzie czekała nie dalej niż za ścianą twojej sypialni. I ta ściana będzie budziła w tobie większy strach, bo nic nie zdoła przeszkodzić temu, że z każdą nocą będziesz zbliżał się do niej coraz bardziej i bardziej, na próżno usiłując za- 349 snąć, patrząc jak panna Keene czyta. Co czyta panna Keene? - Może ciocia ma rację, ale czy nie tak samo jest w naszym wieku wszędzie? - Tutaj nie