Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Mężczyzna spostrzegł ich, wstał z kłody, otrzepał tunikę, dosiadł konia i ruszył stępa w ich kierunku. Nie spuszczał oczu z przybyłych, jakby się obawiał, że może mieć do czynienia z bandytami. Ioma ściągnęła wodze. Coraz mniej jej się to wszystko podobało. Kurier uśmiechał się, ale nienaturalnie. Jakby próbował coś ukryć. - Dokąd to waść zmierzasz?! - zawołała, gdy była już dość blisko. Posłaniec zatrzymał wierzchowca. - Wiozę wiadomość dla króla. - Od kogo? - Gdy ostatnim razem widziałem króla, nie miał cycków - zaśmiał się kurier, dając w mało wyszukany sposób do zrozumienia że nikt obcy nie będzie wypytywał go o sprawy Korony. Myrrima nie słyszała dotąd nigdy równie grubiańskiej uwagi wygłoszonej w podobnej sytuacji. - Ale królowa ma je cały czas - odparła Ioma, opanowując gniew. Uśmieszek zniknął, ale brązowe oczy posłańca dalej zdradzały dziwną wesołość. - Tyś jest królową? Ioma pokiwała głową. Sądząc z tonu posłańca, musiała go rozczarować. Nie przyjęła darów urody ani głosu i rzeczywiście mogła nie wyglądać na królową. Niemniej i tak uznała, że mężczyzna zasłużył sobie na karę. Nie wiedziała tylko jeszcze, czy każe go obić, czy tylko wydali ze służby. - Tysięczne przeprosiny, wasza wysokość - powiedział kurier. - Nie poznałem cię. Nigdy się jeszcze nie spotkaliśmy. Ton jego głosu przeczył każdemu słowu. - Pokaż mi wiadomość - poleciła Ioma. - Przepraszam, ale mam ją przekazać królowi do rąk własnych. Ioma poczuła, że krew zaczyna, się w niej burzyć. Prócz złości pojawiła się też podejrzliwość. Ten mężczyzna mówił dziwnie szybko. Musiał mieć więcej niż jeden dar metabolizmu. Niezwykłe jak na posłańca. Wciągnęła powietrze, ale nie wyczuła niczego niezwykłego. Pachniał kurzeni drogi, końskim potem, płótnem, bawełną i jakąś maścią, którą smarował zapewne ranę na nodze wierzchowca. - Ja zawiozę tę wiadomość - powiedziała Ioma. - Jedziesz w złym kierunku, a twój koń niewątpliwie pada ze zmęczenia. Nigdy nie dotrzesz do króla. Posłaniec obejrzał się zmieszany na drogę, którą przybył. Gdyby jechał nią od Tor Doohanu, musiałby napotkać Gaborna nad ranem. Skoro stało się inaczej, musiał najpewniej podążać jakimiś bocznymi traktami. - Gdzie go znajdę? - spytał. - Daj mi wiadomość - zażądała Ioma. Mężczyzna wyczuł groźbę w głosie królowej i spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Sir Hoswell też pojął, że coś tu jest nie tak, i sięgnął po swój ciężki młot bojowy. Kurier jednak ani myślał przekazywać pisma. - To rozkaz - wycedziła Ioma. - Ja... chciałem ci tylko oszczędzić fatygi, wasza wysokość - powiedział posłaniec. Sięgnął do mieszka, wydobył pomalowaną na niebiesko skórzaną tubę na zwoje i podał ją Iomie. - Tylko do wiadomości króla - przypomniał. Królowa wyciągnęła rękę, ale w tej samej chwili w jej głowie rozległ się krzyk Gaborna: „Uważaj!” Zawahała się i uważniej spojrzała na mężczyznę. Nie próbował się na nią rzucić, nie miał w rękach żadnej broni, ale widziała już, że może być niebezpieczny. Przyjrzała się tubie. Słyszała o przybywających z Południa zabójcach, ich zatrutych igłach i tym podobnych podstępach. Niemniej z zewnątrz tuba wyglądała całkiem zwyczajnie. Została zapieczętowana woskiem, brakło tylko odcisku sygnetu. Posłaniec pochylił się i spojrzał Iomie w oczy. Na jego wargach zagościł dziwny uśmieszek. Wciąż wyciągał przed siebie dłoń z pismem... Zachęca mnie, bym je wzięła, pomyślała Ioma. Uniosła rękę i złapała, lecz nie tubę, tylko nadgarstek posłańca, któremu oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Krzyknął i zaraz spróbował pogonić konia. Ostrogi wytoczyły krople krwi z boków zwierzęcia, ale niewiele to zmieniło. Posłaniec nie był wiele roślejszy od Iomy i ustępował królowej w liczbie darów. Jakkolwiek się szarpał, nie mógł uwolnić nadgarstka. W trakcie szamotaniny Ioma musnęła tubus wierzchem dłoni. Poczuła coś, czego nie potrafiła potem oddać słowami. Tak jakby tysiące niewidzialnych pająków próbowały rozszarpać jej rękę... Przeraziła się i odruchowo wzmocniła uchwyt. Chciała, by mężczyzna upuścił tubus na drogę, ale ku jej zdumieniu tamtemu kość trzasnęła jak patyk. Ioma przyjęła dary krzepy ledwie trzy godziny wcześniej i nie nauczyła się jeszcze nimi sprawnie posługiwać. Tuba upadła na ziemię, a wierzchowiec posłańca zerwał się do biegu. Niemniej Myrrima czuwała. Masywny rumak sir Borensona wpadł z impetem na mniejszego konia kuriera, który odbił się od niego i zgubił krok... Wyrzucony z siodła posłaniec potoczył się po drodze. Myrrima zachwiała się, ale złapała za łęk i nie spadła. Ioma podjechała do powalonego. Obawiała się, że będzie się chciał rzucić na Myrrimę. Wprawdzie Gaborn ostrzegał ją, by uważała, ale znacząca przewaga sił dodała jej pewności siebie. - Kopyta! - krzyknęła do wierzchowca, który stanął na tylnych nogach, przednimi zawisając nad powalonym