Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Sądząc po tych brakujących częściach - mężczyzna wskazał ręką wgniecione elementy przedniej części kadłuba - przypuszczam, że to musiał być jeden z tych modeli wypuszczonych niedawno przez Mecho. Ten z mocno wystającą szczęką. Tom poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej, a krew ścięła mu się w żyłach. - A więc to nie pierwszy taki przypadek - odezwał się cicho. - Takie rzeczy są na porządku dziennym. - No cóż, Mecho-Products właśnie wypuściła na rynek ten model z wystającą szczęką. Jest nawet niezły... kosztuje dwa razy tyle co pański robot. Naturalnie, nasza firma również posiada modele tej klasy - dodał zapobiegliwie mężczyzna. - Są równie dobre, a nie tak drogie. Starając się panować nad swoim głosem, Tom oświadczył: - Zależy mi, aby ten tutaj został naprawiony. Nie mam zamiaru kupować następnego. - Postaram się. Nie będzie już jednak tak sprawny, jak dawniej. Został poważnie uszkodzony. Radziłbym panu dać go na wymianę za nowego robota. Dostanie pan za niego prawie tyle samo, ile pan zapłacił. Jeżeli chodzi o te nowe modele, które zostaną wypuszczone na rynek za jakiś miesiąc, może dwa - to sprzedawcy nie mogą się doczekać, żeby... - Postawmy sprawy jasno. - Drżąc ze zdenerwowania, Tom Fields zapalił papierosa. - Tak naprawdę, to wcale wam nie zależy na tym, żeby naprawiać zdemolowane roboty. Chodzi tylko o to, żeby utrzymać ciągłość sprzedaży nowych, dzięki temu, że stare się zepsują. Tom bacznie przypatrywał się mechanikowi. Zepsują się albo ulegną zniszczeniu. Pracownik obsługi wzruszył ramionami. - Naprawianie go to czysta strata czasu. I tak wkrótce przestanie nadawać się do użytku. - Kopnął butem odkształcony zielony kadłub. - Ten model ma już około trzech lat. Jest całkiem przestarzały, proszę pana. - Proszę go naprawić - odrzekł Tom, okazując rozdrażnienie. Powoli zaczynał wszystko rozumieć. Jeszcze chwila i straci panowanie nad sobą. - Nie mam najmniejszego zamiaru kupować nowego robota! Chcę, aby ten został naprawiony! - Oczywiście - odparł zrezygnowany pracownik obsługi. Zabrał się do wypisywania zlecenia usługi. - Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy. Proszę jednak nie liczyć na cud! Gdy Tom nerwowym ruchem ręki składał swój podpis na formularzu, do warsztatu przywieziono kolejne dwie Nianie, obie poważnie uszkodzone. - Kiedy będę mógł ją odebrać? - zapytał zniecierpliwiony. - Naprawa potrwa kilka dni - odpowiedział mechanik, wskazując głową rzędy robotów czekających na swoją kolejkę. - Jak pan widzi - dodał z pewnym ociąganiem - jesteśmy zawaleni robotą. - Poczekam - odpowiedział Tom. - Nawet gdyby to miało trwać miesiąc. - Chodźmy do parku! - zawołała Jean. Udali się więc na spacer. Dzień był naprawdę piękny, słońce mocno przygrzewało, trawa i kwiaty poruszały się lekko na wietrze. Rodzeństwo wolno podążało wysypaną żwirem ścieżką, wdychając ciepłe, pachnące powietrze. Dzieci oddychały pełną piersią, zatrzymując w płucach zapach róż, hortensji i kwiatów pomarańczy. Przeszły przez rozkołysany wiatrem zagajnik, w którym rosły ciemne, wspaniałe cedry. Próchniczna ziemia ustępowała miękko pod ciężarem kroków, aksamitny wilgotny dywan utkany z roślin ścielił się pod stopy. Gdy minęli cedrowy zagajnik, znowu widać było słońce i kawałek błękitnego nieba, który nagle ponownie się zmaterializował. Z przodu rozciągał się wspaniały zielony trawnik. Z tyłu, za dziećmi, szła Niania. Poruszała się z ogromnym trudem, niezwykle wolno, a jej system motoryczny rzęził, robiąc spory hałas. Obwisłe ramię zostało naprawione, a w miejsce stłuczonej soczewki oka wstawiono nową. Robotowi brakowało jednak wcześniejszej świetnej koordynacji ruchowej, a zgrabnie wyprofilowana metalowa obudowa nigdy już nie odzyskała dawnego blasku. Od czasu do czasu Niania zatrzymywała się, wówczas dzieci również stawały, niecierpliwie czekając, aż do nich dołączy. - Co się dzieje, Nianiu? - pytał Bobby. - Coś z nią jest nie w porządku - żaliła się Jean