Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Prawdziwe szczęście, dowodził, polega na ciężkiej pracy przy skromnym życiu. Wyglądało na to, że folwark się wzbogacił, co jednak w żadnej mierze nie dotyczyło zwierząt, oczywiście wyjąwszy świnie i psy. Być może działo się tak częściowo dlatego, że było tak dużo świń i tak dużo psów. Nikt nie mógł zarzucić im lenistwa; one także na swój sposób pracowały. Cały czas zajmowały się, jak to niestrudzenie wyjaśniał Squealer, nadzorem i organizacją pracy na folwarku. Znaczna część tych zajęć była tego rodzaju, że inne, głupsze zwierzęta nijak nie pojmowały, na czym to wszystko polega. Squealer powiedział im, że świnie dzień w dzień harują przy sporządzaniu takich tajemniczych rzeczy jak "rejestry", "sprawozdania", "protokoły" i "memoranda". Były to spore arkusze papieru, które od góry do dołu należało pokryć pismem, a następnie wrzucić do ognia. Czynność ta miała zasadnicze znaczenie dla dobrobytu folwarku, zapewniał Squealer. Jednak ani świnie, ani psy nie wytwarzały żywności własną pracą; za to było ich wiele i zawsze dopisywał im apetyt. Co zaś do innych zwierząt, to życie wydawało się im takie, jakie było na początku. Zwykle cierpiały głód, sypiały na słomie, piły wodę z sadzawki, pracowały w polu; zimą dokuczał im chłód, latem muchy. Niekiedy co starsze sięgały przytępioną pamięcią w przeszłość, usiłując przypomnieć sobie, czy w pierwszych dniach Powstania, wkrótce po wypędzeniu Jonesa, żyło im się 110 Folwark Zwierzęcy gorzej czy lepiej niż obecnie. Jednak nic to nie dawało. Nie miały z czym porównać dzisiejszych warunków życia; mogły oprzeć się jedynie na kolumnach liczb Squealera, z których niezmiennie wynikało, że wszystko wciąż idzie ku lepszemu. Zwierzęta uznały zatem, iż problem jest nie do rozstrzygnięcia; na dobitkę miały zbyt mało wolnego czasu, aby się zastanawiać nad podobnymi sprawami. Tylko stary Benjamin twierdził, że pamięta każdy szczegół swojego długiego życia oraz że nigdy nie było dużo lepiej czy też dużo gorzej; jest to niemożliwe, albowiem - jak dowodził osioł - głód, niedostatek i rozczarowania stanowią niezmienne prawo życia. Mimo wszystko zwierzęta nigdy nie traciły nadziei. Co więcej, ani na chwilę nie opuszczało ich poczucie dumy i wyróżnienia: wszak były mieszkańcami Folwarku Zwierzęcego, jedynego gospodarstwa w całym hrabstwie - ba, nawet w całej Anglii! - należącego do zwierząt i przez nie zarządzanego. Żadne z nich, nawet te najmłodsze, nawet nowi przybysze, których zakupiono z folwarków odległych o dwadzieścia czy trzydzieści kilometrów, nie przestało się tym zachwycać. Gdy zaś słyszały huk wystrzałów z fuzji i spoglądały na zielony sztandar łopoczący na wietrze, ich serca napełniała nieugięta duma; w takich chwilach zawsze powracano do dawnych heroicznych dni, do wygnania Jonesa, spisania Siedmiu Przykazań oraz do pamiętnych bitew, w których rozgromiono dwunożnych napastników. Nie wyrzeczone się żadnego z dawnych marzeń. Wciąż wierzono w Republikę Zwierząt zapowiadaną przez starego Majora, Republikę, która powstanie, gdy po 111 George Orwell zielonych łąkach Anglii stąpać będą jeno zwierzęta. Prędzej czy później jej czas nadejdzie: może nieprędko, może nie za życia obecnego pokolenia, ale nadejdzie na pewno. Tu i ówdzie nucono nawet potajemnie melodię "Zwierząt Anglii"; w każdym razie wszystkie zwierzęta z pewnością znały tę pieśń, choć żadne nie odważyłoby się zapewne zaśpiewać jej głośno. Możliwe, że żyło się teraz ciężko i nie wszystkie nadzieje zostały spełnione, jednak zwierzęta zdawały sobie sprawę z tego, iż różnią się od swoich pobratymców z innych folwarków. Jeśli nawet cierpią głód, to przecież nie dlatego, że muszą żywić ludzi, swoich ciemięży cieli; jeśli nawet ciężko pracują, to przynajmniej pracują dla siebie. Żadne z nich nie chodziło na dwóch nogach. Żadne nie zwracało się do drugiego: "panie". Wszystkie zwierzęta były równe. Pewnego dnia, wczesnym latem, Squealer rozkazał owcom, by poszły za nim, i poprowadził całe stado na skraj folwarku, tam gdzie znajdował się skrawek nieużytku porośnięty brzeziną