Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
I klap! padł jednorogi, lecz wnet się podniesie: dybią nań strzelczykowie, choć już w innym lesie. Za krzaczkiem się skryje, za skałkę uskoczy. I historia ta kołem toczy się, toczy, toczy – – – 21 Anna Achmatowa REQUIEM (1935-1940) Poezją jest to czego nie można przetłumaczyć 22 Zamiast przedmowy W okrutnych czasach jeżowszczyzny spędziłam siedemnaście miesięcy w kolejkach przed więzieniami Leningradu. Pewnego razu ktoś mnie „rozpoznał”. Wówczas stojąca za mną kobieta o zsiniałych wargach, która, ma się rozumieć, nie słyszała nigdy mego nazwiska, ocknęła się ze swoistego dla nas wszystkich odrętwienia i spytała mnie na ucho (tam wszyscy mówili szeptem): – A czy to może pani opisać? – Powiedziałam: – Mogę. Wówczas coś w rodzaju uśmiechu prześlizgnęło się po tym, co niegdyś było jej twarzą. l kwietnia 1957 roku, Leningrad. 23 Nie, nie chroniły mnie cudze nieba. Pod skrzydła cudze nie uciekłam. Gdy trzeba było trwać, to trwałam Wraz z mym narodem — wewnątrz piekła. 1961 Dedykacja Pod takim nieszczęściem gną się góry, Ogromna rzeka wstrzymuje bieg, Lecz nieugięte są więzienne mury, Za nimi tylko „katorżnicze dziury” I tęsknota czuła jak śmierć. Komu powieją wiatry świeże, Z kim się nie będzie pieścił los Tego nie wiemy ufni wierze, Słysząc jak klucze szarpią dźwierze, Gdy żołnierz ciężki stawia krok. Więc jak na jutrznię ranną wstali I przez zdziczałą szli stolicę, Gdzie martwi martwych spotykali, Newa we mgle i słońce w dali, Tylko nadzieja kusi życiem. Wyrok... Pociekły strugą łzy, Teraz już od reszty odłączona Jakby przed sercem zatrzaśnięto drzwi, Jakby na nice wywrócono sny, Lecz idzie... Słania się. Osamotniona. Gdzież one teraz, współtowarzyszki niedoli Dwóch moich piekłem podszytych lat? Czy je zawieja syberyjska koi? Co im się w snach księżycowych roi? Ślę im na pożegnanie pozdrowienia ślad. Marzec 1940 24 Wstęp To było, gdy śmiał się tylko trup, Rad, że ma wreszcie spokój błogi. Leningrad potykał się o własny bruk, Wlokąc balast więzień jak kulę u nogi. I gdy od męczarń oszalałe Skazańców cale roty szły I krótką pieśń na pożegnanie Zawodził parowozów gwizd. Gwiazdozbiór śmierci stał nad nami, Dygoce niewinna Ruś Pod zbrukanymi krwią butami I w pisku opon czarnych suk. 25 1 Zabrali ciebie tuż o świcie Za tobą, jak za trumną, szłam, Dzieci szlochały w kątku skrycie, Ze świeczki spadła święta łza. Na twoich wargach chłód ikony, Przedśmiertny pot na czole... Musisz żyć! Będę, jak owe Strzelców żony, Pod kremlowskimi, murami wyć. 1935. Jesień. Moskwa 26 2 Jak cicho płynie cichy Don, Księżyc odwiedził pusty dom. Wszedł w swej pożółkłej czapie lisiej. A tutaj cień gasnący tli się, Ta kobieta bardzo chora, Samotna, z twarzą upiorą, Syn w więzieniu, mąż w mogile, Pomódlcie się za mnie chwilę. 27 3 To nie ja, to cierpi ktoś inny. Ja bym nie zniosła. A to, co się stało, Niechaj pomroczą kiry I niech rozproszą latarnie... Noc. 28 4 Któż mógł ci wróżyć, przewrotna kobietko, Beniaminko wszelakich otwartych serc, Carskosielska bachantko, poetko, Że twe życie osaczy śmierć – Że skostniała, w nieludzkim tłoku, Aż „Pod Kresty" z paczką będziesz brnąć I od łzy w twym matczynym oku Lód zapłonie w Noworoczną noc? A za murami osika truchleje. I ani słowa – tyle istnień niewinnych Straciło tam wszelką nadzieję. 1938 29 5 Już siedemnaście miesięcy wołam, Przyzywam cię do domu, Oprawcy padam do kolan, Tyś syn mój, rozpacz moja. Pogubił się świat na wieki, Rozeznać się w nim nie sposób, Kto bestią, kto człowiekiem, Skazaniec nie ma głosu. I tylko butwiejące kwiaty, Przydźwięk kadzideł - i ślady Dróg nie mających końca. I w oczy mi prosto patrzy, I grozi rychłą zatratą Gwiazda ogromniejąca. 1939 30 6 Dni przemykają jak zwidzenia, Wydarzeń tych nie sposób pojąć. Gdy ciebie, synku, do więzienia Odprowadziły białe noce, Gdy znów tak one patrzą Jastrzębim, gorejącym okiem, I o krzyżu twoim wysokim, I śmierci bliskiej kraczą. 1939. Wiosna 31 7 Wyrok I padło kamieniem słowo Na jeszcze żywą matczyną pierś. To nic, wszak byłam gotowa, Trzeba będzie oswoić tę wieść. Mam teraz sporo ważnych zajęć: Trzeba pamięć zabić w zarodku, Trzeba duszę przemienić w kamień, Trzeba zacząć żyć od początku. Bo inaczej... Upalny zgiełk lata. Odgłos święta poruszył zasłony. Przeczułam to, co los dziś spłatał: Dzień świetlisty i dom spustoszony. Lato 1939. Dom nad Fontanką 32 8 Do śmierci Przyjdziesz prędzej czy później – zatem, po co zwlekać? Zapraszam cię z głębi ściśniętego serca. Gaszę światło, drzwi ci otwieram – i czekam: Przyjdź smukła damo, cudownie kobieca. Wciel się w zwid jakiś, by spełnić zadanie. Stań się, na przykład, zatrutym narzędziem, Lub pałką wtargnij w rękach ponurego drania