Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Po chwili energicznie pokiwała głową. Derketo! Nie ma sensu na darmo zbierać cięgów, gdy jesteś związana niczym świnia na jarmarku. Synelle dała kobietom znak, by przestały. — Byłam pewna, że zmądrzejesz. Karela usiłowała odnaleźć spojrzenie ciemnych oczu patrzących na nią z góry, lecz w końcu upokorzona zmrużyła powieki. Jeden rzut oka na twarz szlachcianki wystarczył, by przekonała się, iż ta nigdy nie wątpiła w możliwość złamania uporu rudowłosej złodziejki. „Niech no się tylko uwolnię — modliła się w duchu Karela — już ja im odpłacę pięknym za nadobne…”. Wtem krępujące ją więzy zostały przecięte. Karela dostrzegła błysk sztyletu. Sięgnęła ręką, by go pochwycić… i runęła jak długa na kamienną podłogę, cierpiąc potworne katusze. Mięśnie zesztywniałe po tak długim unieruchomieniu całego ciała w niewygodnej pozycji odmówiły jej posłuszeństwa. Powoli, przezwyciężając potworny ból uniosła rękę, by wyciągnąć z ust knebel. Chciało się jej płakać, sztylet zniknął, a ona nie potrafiła stwierdzić, kto go miał i gdzie ukrył. Kiedy upuściła wilgotny kłąb materiału na podłogę, dwie spośród służek Synelle podniosły ją z ziemi. Aż stęknęła z bólu. Gdyby jej nie podtrzymały, nie ustałaby na nogach. Trzecia służka zaczęła rozczesywać grzebieniem z kości słoniowej jej zmierzwione włosy, ostatnia zaś otarła jej pot z czoła, wilgotną, miękką szmatką. Karela poruszała ustami, aby je zwilżyć i móc coś powiedzieć. — Nie sprzedam cię do tawerny — wykrztusiła — wyrwę ci serce gołymi rękami. — Doskonale — rzekła Synelle. — Obawiałam się już, że utraciłaś swoją dumę. Często tak bywa. Niektórym wystarcza samo uwięzienie, pęta i fakt znalezienia się tutaj. Cieszę się, że w twoim przypadku jest inaczej. Karela parsknęła drwiąco. — A zatem chcesz zarezerwować dla siebie przyjemność upokorzenia mnie, odarcia z mojej godności? Niedoczekanie twoje. Nigdy ci się to nie uda. A gdybyś chciała odzyskać Conana… — Conan! — Ucięła szlachcianka, a jej ciemne oczy rozszerzyły się w wyrazie zdumienia. — Skąd wiesz o barbarzyńcy? — Byliśmy kiedyś — zaczęła Karela i nagle urwała. Była zmęczona i wcale nie chciała rozmawiać na drażliwe tematy. — Nieważne, skąd o nim wiem. Jeżeli go pragniesz, przestań mi grozić i zaproponuj jakiś korzystny układ. Zacznijmy się targować. Synelle zaśmiała się dźwięcznie. — Sądzisz przeto, że chciałam jedynie pozbyć się niewygodnej rywalki. Powinnam być wściekła, że ktoś taki jak ty ma czelność uważać się za moją rywalkę, lecz przyznać muszę, że szczerze mnie to rozbawiło. Mniemam, iż poznał w swoim życiu wiele kobiet, a skoro zaliczasz się do nich, z przykrością stwierdzam, że nie należy on do wybrednych. Ale to się skończy. — Wyciągnęła jedną rękę przed siebie. — Teraz ja mam władzę nad barbarzyńcą. Mam go w ręku. Gdy go wezwę, będzie czołgał się przede mną, a gdy rozkażę, będzie tańczył jak niedźwiedź na jarmarku. A ty uważasz się za moją rywalkę? — Zadarła głowę do góry i wybuchnęła jeszcze donośniejszym śmiechem. — Żadna kobieta nie jest w stanie tak traktować Conana — ucięła Karela. — Wiem, bo sama próbowałam, a na Derketo, jestem od ciebie po stokroć bardziej kobieca. — Nadajesz się do wykorzystania podczas ceremonii — rzekła beznamiętnie kobieta o srebrnych włosach. — Ja natomiast jestem Najwyższą Kapłanką Al Kiira. Jednak gdybym była tylko księżniczką, nie najęłabym cię nawet do usługiwania mi. Moje dworki są szlachciankami z Korythii, a dziewczyna, która usługuje mi przy kąpieli i naciera wonnościami, jest księżniczką z Vendhii. Wszystkie one, mimo swego szlachetnego urodzenia, mają teraz tylko jeden cel, wypełniać każdy mój rozkaz, każdą moją zachciankę. Cóż mogłaby robić wśród nich byle grasantka, której miejsce jest jeno wśród niewolników? Karela już miała odparować, gdy u wejścia do jaskini pojawił się mężczyzna w czarnej zbroi. Przez chwilę sądziła, że to postać, którą symbolizowała statuetka z brązu. Głupiaś, złajała samą siebie. Taki stwór nie istnieje