Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Pracował nieustannie nad pogłębieniem swej wiedzy wojskowej, którą interesował się od 1900 r. i której poświęcił cały swój wysiłek. Ciągły wysiłek woli, umysłu i nerwów odbijał się na jego zdrowiu, ale nawet w czasie krótkich wakacji letnich nie mógł powstrzymać się od pracy. Serce niedomagało od czasu do czasu, przychodziły ataki 122 astmy. Wówczas bał się, żeby nie umrzeE przed czasem, kiedy Polska będzie jeszcze w niewoli. - Żeby pożyć chociaż trzy lata albo pięć, mówił do mnie w takich chwi- lach, ileż można by przez ten czas dokonać! Koniec zimy zawsze przynosił mu ulgę. Najlepiej czuł się w Zakopanem, gdzie pisał sporo. Mam szereg listów z tamtych czasów. W jednym z nich pisze: "Przerwałem pisanie z powodu obiadu. Okna otwarte, skąd wieje na mnie świeżym, zimnym późnojesiennym powietrzem. W dali góry, które od chmur się oczyściły, pokryte porządnie śniegiem - oto obraz, który mam przed oczyma. Na stole mnóstwo map rozrzuconych i książek, kawałków zapisanego i czystego papieru - idealny nieporządek jak u mnie zwykle bywa na stole. I wiesz Ty, porządnicka jedna - ja ten, widzisz, nieporządek wła- ściwie lubię, łatwo się w nim orientuję i nie mam do niego pretensji, tym bardziej że przy porządkowaniu najczęściej jest tak, że najpotrzebniejsze rzeczy gdzieś się podzieją, a odwrotnie niepotrzebne głupio sterczą na pierw- szym planie. Prawdopodobnie ten nieporządek odbija dobrze zewnętrznie mój wewnętrzny nieporządek i niesystematyczność, tę namiętność do pracy urywkami, bez ładu pracy. Nie nad tym co potrzebne, a co pociąga w danej chwili umysł i serce. Teraz zamiast skończyć już prawie ukończoną pracę (dodatek do taktyki wychodzącej w Wilnie), jeżeli co robię, to studiuję różne stadia bitwy pod Mukdenem i przeglądam mapy Królestwa, przepro- wadzając na nich nowe koleje i szosy na ten wypadek zupełnie nieprawdo- podobny, gdyby to co widzę było państwem niepodległym a nawet akurat mnie zaprosili do obrony strategicznej granicy tego nieistniejącego państwa. Ładna zabawa, co? Dla tak realnego i poważnego człowieka za jakiego chce uchodzić Twój Ziuk". "Otóż druga rozpoczęta praca, recenzja wydawnictwa Fronty wojskowe. Do tej pracy mam trochę abominacji i chociaż przeprowadziłem już część i wynalazłem wszystkie uchybienia, które wyłuszczyć należy oraz porówna- łem ze źródłami, na których jest oparta, zawsze ją z niechęcią na bok odsuwam. W perspektywie zaś jest Langiewicz, którego postanowiłem w ciągu wa- kacji opracować. Do tej pracy boję się przystąpić, bo pomimo żem już kilka razy o tym mówił, ale mówić i pisać to co innego. Czuję się trochę za mało przygotowanym, za mało źródeł mam w ręku, więc nie wiem czy to zrobię; chociaż bardzo chcę zainicjować w druku historię 63 r. z monografią o dyktatorze Langiewiczu. Widzisz więc ile roboty porozpoczynałem; jeżeli do tego dodać różne konieczne opracowania różnych rzeczy dla Strzelca możesz sobie wyobrazić j ak mógłbym być zaj ęty. . . ". Przychodziły również momenty rozgoryczenia, kiedy przeszkody zdawały się nie do pokonania, a szereg niepowodzeń przynosił ze sobą posmak klęski. Małość ludzka zawsze go irytowała. Nie znosił marnowania czasu na rzeczy niepotrzebne i nieważne. Oto co pisze na ten temat w jednym ze swych listów: 123 "... jak ciężko jest w tym społeczeństwie zdychającym ze strachu i bez- silności starać się tworzyć siłę. Doprawdy chwile odetchnięcia to są te, które spędzam z Tobą. . . albo ze swoimi chłopcami, których ani przekonywać, ani sejmikować z nimi nie trzeba. Wątpliwości. . . mogą oni wahać się w sercu, bez potrzeby wyładowywania tego formułowaniami itd. Nawet gdy mają wątpliwości i zapytania to jest w nich ufność, że ktoś rozstrzygnie to w możliwie najlepszym kierunku. A tu politykowanie, prześlizgiwanie pomiędzy kwestiami drażniącymi... Brr. Dokuczyło to piekielnie, a te proroctwa, które jutro odwoływane są z łatwością jedynie po to, by nowe stawiać, przystoso- wując swój nastrój i praktyczny stosunek do tego proroctwa". W latach późniejszych, w rokowaniach politycznych, zachował tę samą postawę, chociaż cierpliwości starczało mu zawsze aż do momentu, kiedy przekonywał się o niemożliwości kompromisu. Tych kilka ostatnich lat przed wojną i ja pracowałam sporo, choć oczy- wiście inaczej. Na życie zarabiałam pracując w biurze jednej z firm we Lwowie; ale dopiero po powrocie do domu zaczynała się praca istotna. Miałam masę korespondencji do załatwienia oraz miałam u siebie w miesz- kaniu bibliotekę Związku Walki Czynnej. Liczyła ona z początku kilkadzie- siąt tomów, a z czasem rozrosła się do kilkuset; dla biblioteki tłumaczyłam najrozmaitsze materiały treści wojskowej. Książki należały do zakresu tak- tyki, strategii, historii wojen. Polskich książek tego rodzaju w ogóle nie było, trzeba więc było robić tłumaczenia podręczników z rosyjskiego, niemie- ckiego i francuskiego. Oprócz tego pracowałam w towarzystwie opieki nad więźniami. Będąc we Lwowie w 1911 r. otrzymałam list z Irkucka od zesłańca PPS-Fr.R., że są oni zapomniani i że potrzebują moralnej opieki. List był wzruszający swą beznadziejnością i samotnością. Opisywał on, że gdy siedział w więzieniu, pomocy udzielał im - więźniom - Czerwony Krzyż rosyjski; to Polaków bolało, że nie otrzymują nic od swoich i że są zapomniani. Czerwony Krzyż udzielał pomocy wszystkim więźniom politycznym. W ko- munie więziennej rej wodzili socjaldemokraci rosyjscy. Gdy więźniowie- Polacy zwrócili się do nich z żądaniem prenumerowania pism polskich, otrzy- mali odpowiedź, że nie uwzględnią ich żądania, ponieważ uważają, że jest to niepotrzebne, że powinny im wystarczyć pisma w języku rosyjskim, bo prawie wszyscy Polacy język ten znają. Część pieniędzy Czerwony Krzyż przeznaczał na cele kulturalne. Polacy odwołali się do ogólnego zebrania więźniów. Niestety, nie uzyskali nic