Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Zaakceptowałem to. Nauczyłem się czarów. Mogę w każdej chwili przywołać projekcję astralną. - Oszukujesz samego siebie. Gdybyś zaakceptował swoją szamańską naturę, ścieżka do duchowych płaszczyzn nie byłaby zablokowana. Dopóki nie zaakceptujesz innej rzeczywistości, nie osiągniesz tego, czego szukasz. Do tego czasu będziesz swoim najgorszym wrogiem. ROZDZIAŁ 16 To. co powiedział Dan Shiroi, zrobiło na Janice wrażenie. Jego postawy i reakcje były rozsądne, wziąwszy pod uwagę kontekst, w jakim przyszło mu żyć. Ale ten kontekst stał się teraz równiej jej udziałem. Podobnie jak Jaime'ego, Garcię, Hanę i wszystkich innych, którzy byli częścią ukrytej organizacji Dana. Bez względu na miejsce zamieszkania, wszyscy pochodzili z tej samej metaludzkiej rasy. Dan był dobrym nauczycielem. Pod jego kierunkiem robiła rzeczy, o których nie myślała, że są możliwe. Czary i koncentracja astralnych zmysłów przyszły tak łatwo. Mogła już za pomocą czarów ukryć swój wygląd i spacerować pomiędzy nor- mami bez wzbudzania sensacji. Jej marzenia o magii zostały spełnione. Magia nadeszła z jej drugą odmianą. To było błogosławieństwo. I przekleństwo. Zamaskowana przez magię słyszała rozmowy normów, którzy myśleli, że są pośród własnego rodzaju. Słyszała oszczerstwa, żarty i poniżenia. Słyszała nienawiść. To szarpało jej duszę. Dan miał rację. Ich rasa musiała trzymać się razem. Normowie nienawidzili wszystkiego, co nie było takie, jak oni. Nienawidzili metaludzi najbardziej ze wszystkiego. Im większy i silniejszy metaczłowiek. tym silniej normowie go nienawidzili. Kiedyś sadziła, że nienawiść była powodowana strachem, obawą przed dziwnym i nieznanym. Zaczęła podejrzewać, że nienawiść pochodziła jeszcze skądś, z jakiejś ciemnej części ludzkiej duszy. Skądkolwiek jednak pochodziła, nienawiść była realna. A do tego normów było o wiele więcej, niż metaludzi. Nawet wielka siła i czulsze zmysły nie mogły zapewnić jej zabezpieczenia przed tłumem. Na jednej z pierwszych wycieczek, kiedy pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, odkryła słaby punkt, o którym zdążyła już prawie zapomnieć. Jej myśli uciekały z powrotem do tego okropnego, śnieżnego dnia, kiedy jej iluzja chwiała się, a ona stała odkryta na ulicy. Normowie skierowały się ku niej, nazywając ją potworem i zjadaczem dzieci. Uciekała od ich krzyków, ale oni dogonili ją i zapędzili do opuszczonego budynku, w którym Dan ją odnalazł. Ale w tym czasie nie było upiorów, które ją ścigały, lecz normalni ludzie, ludzie którzy jeszcze przed chwilą prowadzili z nią uprzejme rozmowy. A w tym czasie cieszyła się dobrym zdrowiem, dlatego to na nią dobrze wpływało. Nienawiść tłumu i obelgi uderzały ją mocniej, niż ich pięści. Gdyby Dan nie znalazł jej, zostałaby przez normów rozerwana na kawałki. Chociaż została ciężko zraniona, uzdrawiający dotyk Dana wyleczył ja. Dowiedziała się kim byli jej przyjaciele. Nauczono ja, gdzie na świecie jest jej miejsce. Spojrzała w dół, na śpiącego Dana. Promienie zachodzącego słońca wpadały przez zamknięte okna, aby zabarwić jego sierść różowym kolorem. Obudzi się wkrótce i zajmie swoimi sprawami. Zawsze mówił, że są to także jej sprawy, ale na razie nie miała wielu obowiązków, poza nauka magii, na której temat wykładów udzielał jej systematycznie. Za pomocą magii mogła dosięgnąć esencji, która była czysta, silna i wolna. Dan poprowadził ją przez jaskinie w centrum świata i pokazał jej cudowną krainę, która leżała po drugiej stronie. Tam spotkała swój totem. Widziała Jego błyszczące oczy i poczuła miękkość jego sierści. W ciszy nocy słyszała jego pełne uczucia wezwania i spoglądała w górę, aby zobaczyć jego pędzącą po niebie sylwetkę, aby zatańczyć z księżycem. Wilk wybrał ją jako swoją własność. Czuła się dumna, że przebiegacz leśnych mateczników uznał ją za godną tego zaszczytu. Powoli zaczynała rozumieć wilka, czując w sobie drapieżnika. Jej serce przepełniała świadomość przynależności do klanu, gotowość obrony własnego gatunku. W jej kończynach drzemała nieposkromiona moc. Była gotowa stanąć przeciwko tym, którzy chcieliby odłączyć ją od sfory. Wilk ofiarował jej moc wytyczania własnej drogi i rozszarpywania małodusznych, którzy mieliby zamiar odgrodzić ją od przeznaczenia. Tak, zaczynała rozumieć wilka, l bać się samej siebie. Dotknięcie ręki Dana obudziło jaz zadumy. Zdała sobie sprawę, że stoi przy oknie, wpatrując się w rozpostartą nad starym londyńskim East Endem ciemność. Przebudowana dzielnica mało różniła się od swojej poprzedniczki. Zabójcy panowali w ciemnych ulicach, dostawcy wszelkiego narkotyku zrobili sobie tam legowisko. Wschodnia dzielnica była nadal mrowiskiem, pełnym wstrętnych, brzydkich ludzi, wypełniona ich cierpieniami i nie-godziwością- była miejską dżunglą. Dan powiedział, że to odpowiedni teren do szkolenia magicznych umiejętności na jej poziomie. Zatrzymali się w tym umocnionym budynku. Obiecał, że wkrótce ruszą dalej. - Czy coś cię trapi? - zapytał. - Nie - skłamała. Jej obawy i niepokoje były zbyt nieokreślone, aby je wyrazić słowami. Niezdolność do wyrażenia obaw, jak sądziła, pomniejszała ją w jego oczach. On wysoko cenił siłę, a ona chciała za wszelką cenę sprostać jego oczekiwaniom. - To dobrze - pocałował ją. - Myślałem, że dzisiaj wieczorem moglibyśmy spróbować kolejnej wyprawy do innej rzeczywistości. Ostatnim razem radziłaś sobie całkiem nieźle. - W porządku - poczuła dreszcz na myśl o ponownym spotkaniu z Wilkiem. Chwycił ją za rękę i poprowadził do piwnicy, gdzie odbywali sesje ćwiczeniowe. Hań czekał już na nich, rozpylając w powietrzu zapach ziół. Jak zwykle nie odezwał się ani słowem, jedynie lekko skinął głową na dowód przyjęcia pozdrowienia Janice. Później usiadł za wielkim bębnem. Janice rozparła się wygodnie na podłodze podczas, gdy Dan intonował zaklęcie, które miało zapewnić im prywatność. - Gotowa? - zapytał. - Tak - odpowiedziała. Usiadł ze skrzyżowanymi nogami przy jej głowie i położył dłonie po obydwóch stronach jej twarzy. Zaczął śpiewać podróżną pieśń, a Hań wybijał rytm na bębnie. Janice słuchała muzyki, aż w końcu, gdy głos i instrument zlały się w jedno, przestała rozróżniać słowa. Dźwięk przenikał ją, przeszywając wibracją każdą komórkę jej ciała. Pozwoliła się unieść rytmowi, płynąc w głąb stanu szamańskiej ekstazy. Czarna dziura otworzyła się przed nią, ale była jej już znana, więc nie czuła strachu. Wśliznęła się przez otwór i popłynęła w dół. Przejście trwało krótko, nie napotkała dokuczliwych cieni. Wniknęła do innego świata