Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Potrząsnąłem jego ręką, zaczynałem się już przyzwyczajać do nie dokończonych zdań i nieustannych przeprosin. — Nic nie szkodzi, sami byliśmy ostatnio zajęci. Jestem Mikę Stringer. — Peter Sixmythe. — Uścisnął moją dłoń. — Wielebny Sixmythe. — Musimy już wracać, Mikę — wtrąciła Gillie. — To takie miłe z twojej strony, że nam pomogłeś — mam nadzieję, że pozwolisz nam spłacić dług. — Nie ma o czym mówić — odparłem trochę zakłopotany (ale dumny). — I nie musicie niczego spłacać. Cieszę się, że mogłem wam pomóc. Pewnie wkrótce się zobaczymy, co? — Z pewnością. Nie miałem wcale na myśli zaproszenia. Ku mojemu zdziwieniu, obie dziewczyny, zanim wsiadły do samochodu, pocałowały mnie w policzek. Pastor odsunął się, gdy Gillie wycofywała citroena z podjazdu. Wyjeżdżając z parkingu pomachała nam przez okno. — Czy pan — odezwał się Wielebny Sixmythe, a jego chłopięca twarz spoważniała — ee, zna dobrze tych ludzi? Zmarszczyłem brwi. — Niezbyt. Gillie parę razy wpadła do nas z kilkoma przyjaciółmi. Są bardzo życzliwi. — Tak. Tak. — Miałem wrażenie, jak gdyby doszukiwał się w moich słowach ukrytego znaczenia. — Proszę posłuchać, czy ma pan coś przeciwko lemu, żebym jutro 152 państwa odwiedził? Wiem, że powinienem był to zrobić wcześniej, ale jak już wyjaśniałem... Zawahałem się. Religia — a w każdym razie zorganizowana religia — nie była moją mocną stroną — i nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie regularnie uczęszczającego na niedzielne nabożeństwo; może Midge, ale z pewnością nie ja. Nie, żebym był niewierzący — nie o to chodzi — lecz wiara jest dla mnie sprawą bardzo prywatną, osobistą i praktykując ją w większym gronie czuję się niezręcznie. W kościołach nie potrafię usiedzieć spokojnie. Cóż jednak mogłem odpowiedzieć temu gorliwemu duchownemu? — Jasne, świetnie. Powiem Midge, że pan przyjedzie. — Midge to pańska żona? — Moja dziewczyna. — Aha. — To było malutkie „aha", bez podtekstu typu: „żyjecie w grzechu". — Chętnie zobaczę was oboje. Czy mogę przyjechać przed południem? Zgodnie skinąłem głową. — No to świetnie. Mam nadzieję, że dzisiejszy incydent nie zaszkodzi naszej wiosce w pańskich oczach. Takie historie rzadko się tu zdarzają, zaręczam panu. — Otworzył drzwi samochodu, ale nie wsiadł od razu; najpierw zadał mi pytanie: — Czy wiedział pan, że pańscy nowi znajomi należą do sekty zwanej Świątynią Synergistów? — Dowiedziałem się o tym dzisiaj. — Rozumiem. Wspominali o tym wcześniej? — Nie. Właściwie to pan Hoggs ze sklepu z artykułami żelaznymi mi powiedział. — Ciekaw jestem, czy mówili coś o samym Gramarye? Cokolwiek. Dziwaczne pytanie, pomyślałem. 153 — Hmm. Interesują się ogólnie, jak nam się mieszka, nic więcej. Dlaczego pan pyta? Zerknął na zegarek. — Jestem już trochę spóźniony na spotkanie, muszę więc zaparkować samochód i uciekać. Może porozmawiamy o tym jutro? — Wsiadł do auta, w chwilę później jego głowa pojawiła się w otwartym oknie. — A tymczasem przestroga: proszę bardzo uważać z tymi ludźmi. Tak, bardzo uważać. Zostawiłem go parkującego w miejscu zwolnionym przez citroena Gillie i ruszyłem do swojego samochodu, niezbyt pewien, czy powinienem brać poważnie te ostrzeżenia. Może po prostu nie lubi niezależnych odłamów religijnych. A może ci ludzie rzeczywiście są groźni. Tak czy owak, byłem przekonany, że wkrótce się dowiemy. Czułem to w kościach. Synergiści Tego samego dnia wieczorem zjawił się Kinsella. Sam, jeśli nie liczyć dwóch butelek domowego wina. Siedziałem na progu i rzucałem okruchy chleba Rumbo, który łapał je zwinnie i spieszył ułożyć je niedaleko, po drugiej stronie ścieżki, hałasując przy tym, żeby odstraszyć ptaki czekające na swoją dolę. Midge zmywała naczynia po kolacji. — Będziesz potrzebował walizki, żeby zataszczyć to wszystko do domu — uprzedziłem Rumbo. W odpowiedzi zaskrzeczał, przynaglając do dalszej zabawy. Zawsze myślałem, że wiewiórki żywią się tylko orzechami, żołędziami i jagodami, a ten łobuz wcinał wszystko, co mu dałem. Tym razem Kinsella przyjechał innym autem, czerwonym escortem. Kiedy zatrzymał samochód przed bramą, przyjrzałem mu się zaintrygowany. Zorientowałem się, kto przyjechał i coś we mnie drgnęło: słowa pastora najwyraźniej wzmogły moje obawy co do tego blond przy stój niaczka i jego przyjaciół