Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Ewing wszedł do gabinetu tak daleko, jak pozwoliły mu pudła. Z jego miny można było wyczytać smutek i przygnębienie; przypominał aktora grającego rolę pantoflarza. Pod pachą trzymał spory plik wydruków komputerowych. - Jak na razie osiemdziesiąt dwie identyfikacje, Frank. Całe cztery godziny zeszły mi na sprawdzaniu nazwisk. Nie było łatwo. - Billy, wiesz, że jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Ewing spojrzał na Pagana i zmarszczył brwi. Czasami nie potrafił rozszyfrować jego tonu. Niekiedy Pagan umiał zachować obojętność trupa i trudno było odgadnąć jego intencje. - Co przyniosły poszukiwania? - Spośród dotychczas zidentyfikowanych w policyjnych kartotekach figuruje dwanaście osób. Pagan zacierał ręce, aby je rozgrzać. Grzejnik wydawał z siebie urywane dźwięki, a gdzieś z dalszych części budynku dochodziło stukanie w rury; nie przestawała warczeć wiertarka. - Dwanaście z osiemdziesięciu dwóch. - No właśnie - rzekł Ewing. - Spójrz sam. - Położył na biurku Pagana kartki wypełnione komputerowym drukiem. - Billy, zatrzymaj to dla siebie. Mnie wystarczy streszczenie. - Streszczenie - powtórzył Ewing takim tonem, jakby słowo to oznaczało podjęcie nadludzkiego wysiłku. Wsunął ręce do kieszeni i wyjął zawiniątko złożone z inhalatora, dwóch chusteczek i małego notesika. - Widzę, że jesteś dobrze zorganizowany - powiedział Foxie. - Ciekawe, jak ty byłbyś zorganizowany, gdybyś przez całą cholerną noc ślęczał nad klawiaturą i gapił się w ekran. Nie wstąpiłem do policji, żeby robić za sekretarkę. Gdybym tego chciał, zostałbym w Glasgow i poszedł do specjalnego college'u. - Otworzył notes. - 119 No dobra. Sześć osób notowanych za jazdę z nadmierną prędkością, a dwie z pozostałych sześciu za niepłacenie zobowiązań. - Typowe wykroczenia. - Kolejne dwie osoby miały na sumieniu fałszerstwa. - Dwóch fałszerzy w jednym pociągu? - Może byli razem - powiedział Ewing. - Może jechali na jakiś zjazd fałszerzy albo coś w tym rodzaju. - Co dalej? - zapytał Pagan. - Jeden człowiek był sądzony za kradzież samochodu, ale został uniewinniony. - Zostaje jeszcze jeden. - Ten ostatni jest trochę stuknięty. Nazywa się Joseph Dracowitz i strzelał do Margaret Thatcher z pistoletu na wodę. - Ciekawe, że to zostało uznane za przestępstwo - zauważył Pagan. - Żelazna Dama tylko się przestraszyła, a stary Dracowitz dostał za swój żart trzydzieści dni odsiadki. Należał do rozrabiających radykałów, którzy na demonstracjach walczą z policją. Wszyscy znamy tego typu gagatków. Incydent z panią Thatcher tylko dopełnił miary. Pagan wstał, czując pewien podziw dla Dracowitza. Zastanawiał się, czy nie trafił przypadkiem pani premier wodą w oko. - To już wszystko? - Jak na razie - odparł Ewing. - Czy Dracowitz należał do którejś ze znanych nam organizacji politycznych? - zapytał Foxworth. Z rękami założonymi na piersi opierał się o ścianę. Pagan zauważył, że bez trudu można sobie wyobrazić Robbiego Foxwortha przechadzającego się po salonie wiejskiej rezydencji pośród mężczyzn w czerwonych kurtkach myśliwskich i dam w bryczesach, popijających grzaną whisky. W jaki sposób udało mu się zachować w nienaruszonym stanie wyniesione z domu maniery? Pewnie dzięki typowej dla odszczepieńców sile charakteru, pomyślał Pagan. Billy Ewing dotknął czubka nosa, jakby próbował powstrzymać kichnięcie. - Dracowitz uchodził za niestałego w poglądach i wędrował z jednej skrajnej organizacji do drugiej. Przeważnie były to niegroźne ugrupowania przyciągające stronników możliwością wzięcia udziału w mordobiciu. Znamy je na wylot. Sami awanturnicy, demagodzy i postrzeleńcy. 120 Pagan przycisnął palcami powieki. - Raczej nie nadawał się na kamikaze z londyńskiego metra? - Nie sądzę, ale nigdy nic nie wiadomo. Czasami odbija i porządnym ludziom. Masz jego adres? - Proszę bardzo. Mieszka w Cricklewood. - Ewing wyrwał kartkę z notesu i podał ją Paganowi, a ten przyjrzał się gryzmołom: Sho-ot-Up Hill 38. Nagle w drzwiach pojawił się George Nimmo w czarnym kaszmirowym płaszczu i brązowym szaliku. - Frank, już się zadomowiliście? - Robimy, co możemy. - Pagan gestem ręki wskazał gabinet. - Za kilka godzin znikną stąd te wszystkie pudła - rzekł Nimmo. - Miło to słyszeć