Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

„30 kwietnia. Hans znowu bawi się ze swymi wymyślonymi dziećmi. Powiedziałem mu: — A więc twoje dzieci wciąż jeszcze żyją? Wiesz przecież, że chłopiec nie może rodzić dzieci. Hans: — Wiem. Przedtem byłem ich mamusią, a teraz jestem ich tatusiem. Ja: — A kto jest mamusią dzieci? Hans: ¦— Wiadomo, mamusia, a ty jesteś dziadziem. Ja: — A więc kiedy bejdziesz taki duży jak ja i ożenisz się z mamusią, to zechcesz, żeby ona miała dzieci. Hans: — Oczywiście..." Kiedy Hans zaczął w ten sposób rozumować, znikł lęk przed końmi. Przestał o nich wspominać, nie interesował się „siusiakiem" i nie pytał, skąd się biorą dzieci. Bez żadnych oporów wychodził na ulicę. Ojciec zawiadomił Zygmunta, że chłopiec jada normalnie, dobrze sypia i że ustąpiły wszystkie objawy fobii. Z uśmiechem, w którym duma splatała się ze zdumieniem, Zygmunt odpowiedział: — Nasz mały Edyp znalazł szczęśliwsze rozwiązanie niż to, które wyznacza los. Zamiast zgładzić ojca, użyczył mu tego szczęścia, którego pragnął dla siebie. Pana przemienił w swego dziadka i był na tyle łaskawy, że pozwolił panu poślubić swoją własną matkę. W jego rozumieniu jest to rozwiązanie doskonałe. 189 Kiedy nastały letnie upały, Zygmunt poczuł, jak strasznie jest wyczerpany miesiącami ciężkiej pracy, pisania i publikowania. Postanowili z Martą, że zmienią plany i zamiast szukać jakiejś willi, wybrali się na wędrówkę po Karyntii i Dolomitach, zatrzymując się po drodze w tych hotelach, które im przypadały do gustu. Znaleźli przyjemną miejscowość St. Christina. Można tu było pływać w jeziorze i chodzić po górach. Zygmunt zachorował na grypę i przez długi czas nie mógł się jej pozbyć. Na początku września przenieśli się nad jezioro Ossiacher. Zygmunt chciał wybrać się na Sycylię, żeby zobaczyć tamtejsze rzymskie zabytki, ale kiedy się dowiedział, że w Palermo i Syrakuzach szaleje sirocco, postanowił nie ryzykować. Nic nie pasał poza listami do Karola Junga, który wytrwale bronił Freuda i jego dzieła. Dręczące go wątpliwości starał się uśmierzyć, tłumacząc sobie, że Jung lepiej od niego samego nadaje się do roli propagatora, bo ludzie często odnajdywali coś obcego w osobowości profesora Freuda i jego ideach. Pisał do Junga: „Panu wszyscy są przychylni... Ludzie po prostu nie chcą znać prawdy. Oto dlaczego chwilowo nie potrafią zrozumieć najprostszych spraw# Zobaczy pan, że z czasem, gdy dojrzeją, pojmą najbardziej skomplikowane idee. Do tego czasu nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wytrwale pracować i unikać polemik... Każdy młody, świeży umysł musi się znaleźć po naszej stronie." W połowie września Zygmunt poczuł, że wracają mu siły. Doszedł do wniosku, że powinien na tydzień lub dwa wyjechać do Rzymu, by spokojnie i bez pośpiechu przemyśleć kilka problemów, nad którymi będzie pracował w przyszłym roku. Marta zostanie z dziećmi w Thalhofie do końca września. Ciocia Minna chorowała i od pewnego czasu przebywała w Meranie pod opieką lekarzy. Doszli do wniosku, że kilka dni we Florencji niewątpliwie dobrze jej zrobi. Wysłali do niej depeszę, i ciocia Minna wsiadła we Franzensfeste do pociągu, którym jechał Zygmunt. We Florencji pokazał jej freski Benozzo Gozzollego w kaplicy Medyceuszów, a następnego dnia zabrał ją powozem na Fieście, skąd roztaczała się wspaniała panorama Florencji. Zjedli obiad "na tarasie .restauracji, mając przed I 190 sobą dolinę Airno, i obejrzeli etruskie rzeźby i mury, których wojska rzymskich najeźdźców nie zdołały zburzyć, potem przez wzgórza pojechali do Settignano, gdzie spędził dzieciństwo Michał Anioł. Minna wróciła pociągiem do Meranu. Zygmunt kupił inkrustowaną komodę i małe toskańskie lustro. Wyekspediował te prezenty do Marty, po czym koleją udał się do Orvieto. Tam nadarzyła się okazja odświeżenia znajomości z monumentalnymi freskami Signorellego w katedrze. To właśnie te obrazy tak wyraziście zapamiętał, nie mogąc równocześnie przypomnieć sobie nazwiska artysty