Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Jakim admirałem? - spytała Lily. - Sandeckerem - odparł Giordino. - Naszym szefem w NUMA. Musieliśmy zrobić coś jak trzeba. To wielki dowód uznania, takie zaproszenie. - Nie mówiąc o tym, że jest to klub Johna Paula Jonesa - dodał Pitt. - Taki ekskluzywny? Giordino skinął głową. - Depozytornia starych zardzewiałych oficerów marynarki z wodą zęzową w pęcherzach. Było już ciemno, kiedy samochód wjechał w cichą uliczkę okazałych rezydencji w Georgetown. Minąwszy kilka przecznic kierowca skręcił na wysypany żwirem podjazd i zatrzymał się przed gankiem wiktoriańskiego domu z czerwonej cegły. W hallu wejściowym ruszył ku nim po dywanie niski mężczyzna przypominający zadziornego kogucika, ubrany w szyty na miarę jedwabny garnitur z kamizelką. Posuwał się szybkim, energicznym krokiem. Miał ostre rysy i zawsze przypominał Pittowi gryfa. Ciemnorude włosy na głowie łączyły się ze skrupulatnie przystrzyżoną bródką a la Van Dyck. Admirał James Sandecker nie należał do osób, które wślizgują się do pokoju, brał go szturmem. - Dobrze was znowu widzieć, chłopcy - burknął bardziej urzędowo niż przyjaźnie. - Podobno wasze odkrycie może zmienić podręczniki do historii. Prasa trąbi o tym na wsze strony. - Poszczęściło się nam - odparł Pitt. - Pozwoli pan, że mu przedstawię doktor Lily Sharp. Lily, admirał James Sandecker. Sandecker rozpromieniał się zwykle jak latarnia morska na widok przystojnych kobiet. Stało się tak i teraz. - Jest pani najpiękniejszą z dam, jakie zaszczyciły te progi. - Bardzo się cieszę, że pański klub nie dyskryminuje kobiet. - Jego członkowie nie mają uprzedzeń - powiedział Giordino ironicznie. - Ale większość kobiet wolałaby zażyć strychninę, niż przyjść tu i słuchać, jak stare truposze bajają o przeżytych wojnach. Sandecker posłał mu miażdżące spojrzenie. Lily patrzyła na nich zaskoczona. Wyglądało na to, że nagle znalazła się w samym środku jakiejś odwiecznej wojny. Pitt zdusił śmiech, ale nie mógł zataić uśmiechu. Był świadkiem tych utarczek od dziesięciu lat. Każdy, kto ich znał, wiedział, że Giordino i Sandecker są serdecznymi przyjaciółmi. Lily postanowiła wykonać taktyczny odwrót. - Czy ktoś z panów może mi powiedzieć, gdzie jest damska toaleta? Chciałabym się odświeżyć. Sandecker wskazał w głąb korytarza. - Pierwsze drzwi na prawo. I proszę się nie spieszyć. - Gdy się oddaliła, admirał zaprowadził Pitta i Giordina do małego saloniku i zamknął za sobą drzwi. - Za godzinę będę musiał pójść na spotkanie z ministrem marynarki. To nasza jedyna okazja, żeby porozmawiać, więc powiem szybko, o co chodzi, zanim wróci doktor Sharp. A więc spisaliście się znakomicie znajdując tę sowiecką łódź, a potem kamuflując sprawę. Prezydent był z tego bardzo rad i prosił, żebym wam podziękował. - Kiedy rozpoczynamy? - spytał Giordino. - Co? - Tajną podwodną operację ratowniczą. - Sprawę przejmuje nasz wywiad. Plan jest taki, żeby podsunąć sowieckim agentom mylne informacje. Udać, że wszelkie dalsze poszukiwania są według nas tylko marnowaniem pieniędzy amerykańskiego podatnika i wobec tego spisaliśmy całą rzecz na straty. - Na jak długo? - spytał Pitt. - Może rok. Na tyle, ile inżynierom zajmie zaprojektowanie i wykonanie potrzebnych urządzeń. Pitt spojrzał na admirała podejrzliwie. - Mam przeczucie, że zostaniemy z tej sprawy wyłączeni. - Tak jest - odparł Sandecker prosto z mostu. - Wolno zapytać, czemu? - Mam dla was ważniejsze zadanie. - Co może być ważniejsze od wykradzenia sowieckich tajemnic dotyczących ich najgroźniejszej łodzi podwodnej? - zapytał Pitt ostrożnie. - Wakacje na nartach - odparł Sandecker. - Nie ma nic lepszego od orzeźwiającego powietrza i sypkiego śniegu Gór Skalistych. Macie bilety na samolot odlatujący jutro rano o dziesiątej czterdzieści pięć do Denver. Doktor Sharp będzie wam towarzyszyła. Pitt spojrzał na Giordina, który tylko wzruszył ramionami