Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Biorąc pod uwagę okoliczności, myślę, że będzie to możliwe. Raczej nie jest tu pani niezbędna. – Równie dobrze mógłby powiedzieć, że niechętnie ją tu widziano. Esmay nie odczuła bólu, który dawniej zadałby jej tymi słowami. Prababka nie żyje? Była czymś stałym, niezmiennym, nawet będąc przez całe życie Esmay, całe życie jej ojca na częściowym wygnaniu. – Ja... dziękuję panu, sir. – Jej dłoń bezwiednie dotknęła ukrytego pod mundurem amuletu. – Jeśli zechciałaby mi pani powiedzieć, ciekaw jestem, jakie względy prawne mogą w takiej sytuacji wymagać obecności prawnuczki. Esmay zmusiła się do skupienia na rozmowie; miała wrażenie, jakby poruszała się w smole. – Nie jestem całkiem pewna, sir. Powinnam być obecna, jeżeli jestem najbliższą krewną prababki w linii żeńskiej... ale ja myślałam, że jest nią moja ciotka Sanibel. – Nie rozumiem. – Chodzi o ziemię, sir. Estanzę. Ziemia przekazywana jest w linii żeńskiej. – Ziemię? Jaką powierzchnię? – Jaką powierzchnię?! – Sir, przykro mi, ale nie wiem. Dużą. – Dziesięć hektarów? Sto? – Och nie, znacznie więcej. Główne budynki zajmują dwadzieścia hektarów, a tereny do gry w polo... – Próbowała policzyć i w myślach. – Prawdopodobnie jakieś sto hektarów. Małe padoki przy domu zajmują z pięćdziesiąt hektarów. Admirał patrzył na nią wzrokiem, którego Esmay nie rozumiała. – Małe padoki – zaledwie część tej ziemi – zajmują pięćdziesiąt hektarów? – Tak, a duże pastwiska dla bydła mają powierzchnię od jednego do trzech tysięcy hektarów. Pokręcił głową. – No dobrze. Poruczniku, czy ktokolwiek we Flocie wie, że pani jest aż tak bogata? – Bogata?! – Jej ojciec, Papa Stefan, prababka... rodzina jako całość była bogata, ale ona nigdy nie była bogata. – Nie uważa pani tysięcy hektarów ziemi za oznakę bogactwa? Esmay zawahała się. – Nigdy o tym nie myślałam, sir. To nie należy do mnie... to znaczy nigdy nie należało, a i teraz nie jestem przekonana, że tak będzie. To własność rodziny. – Moja posiadłość na czas emerytury – powiedział admirał – ma dziesięć hektarów. Esmay nie potrafiła powiedzieć niczego więcej oprócz „przykro mi”, ale wiedziała, że to niewłaściwe słowa. – Mógłbym więc uznać – kontynuował admirał głosem, od którego Esmay cierpły zęby – że gdyby musiała pani... zająć się obowiązkami rodzinnymi zamiast robić karierę we Flocie, nie głodowałaby pani na ulicy. – Tak, sir. – Oczywiście nie doradzam pani takiego wyboru; po prostu wydaje mi się... interesujące, że osoba, która potrafiła powiedzieć córce Mówcy, że jest zepsutą bogatą panienką, sama jest... bogatą... panienką. Bardzo bogatą panienką. Może – z tych wszystkich powodów, które wyliczyła pani Serze Meager – bogate panienki nie nadają się do służby wojskowej. Była to niemal sugestia, żeby zrezygnowała... Esmay spojrzała w oczy admirała z czarną rozpaczą w sercu. Jakie ma szanse, jeśli starsi oficerowie mają taką opinię na jej temat? Miała ochotę spierać się, wskazywać, że dowiodła swej lojalności i honoru, i to nie raz, lecz wielokrotnie. Ale wiedziała, że na nic się to nie zda. Admirał spojrzał na swoje biurko. – Pani przepustka i rozkazy podróżne są już gotowe, poruczniku Suiza. Proszę wykorzystać tyle czasu, ile tylko pani potrzeba. – Dziękuję, sir. – Postanowiła, że bez względu na wszystko będzie uprzejma. Brak uprzejmości nic jej nie dał, a szczerość obróciła się przeciwko niej, więc lepiej być do końca uprzejmą. – Może pani odejść – powiedział, nie podnosząc wzroku. – Złe wieści, sir? – zapytał sekretarz, kiedy wyszła z gabinetu admirała. – Moja... prababka zmarła. To głowa naszej rodziny. – Zaciśnięte gardło nie pozwoliło jej niczego więcej powiedzieć, ale współczujące spojrzenie urzędnika sprawiało wrażenie szczerego. – Przykro mi, sir. Mam dla pani przepustkę i rozkazy podróżne przygotowane na polecenie admirała... – Sekretarz zawiesił głos, ale Esmay nie kwapiła się z wyjaśnieniami. – Ma pani priorytet drugiego stopnia, i pozwoliłem sobie umieścić panią na liście pasażerów najszybszego środka transportu, jaki mogłem znaleźć