Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

 V@ hip hura!  zaintonowaB Rylec. -*" Hip hura hura  odpowiedzieli. Nie byBo si z czego cieszy (gry i zabawy), ale i smuci te| nie (kino). Tylko dziewczyny zaklaskaBy, Basice. Gry i zabawy na terenie przynale|aBy wakacjom i niedzielom. OznaczaBy praktycznie, |e ka|dy robiB, co chciaB. MógB le|e na trawie i opala si, czyta, spa, gra w pikuty i kibicowa grajcym, zgadywa, co bdzie na obiad i która godzina. Cigle byBo wcze[nie. Dziewczyny inaczej. W od[witnych wykrochmalonych sukienkach, z szeroko sterczcymi spódnicami, [ci[nite w pasie do utraty tchu, z koDskimi ogonami przewizanymi kokard, jylaBe w kusych sukienkach, bByskajce majtkami, w podkola-nówkach, ze skrconymi sztucznie lokami. I jedne, i drugie nie biegaj, krocz jak dorosBe, widziaB takie spacery nieraz, prowadz si pod rk jak tamte, szepcz i rzucaj oczami na prawo i lewo. ^ Na boisku zaczynaB si mecz. Koszule zwisaBy z krzaków, spodnie zBo|one na trawie daleko 84 od bramek, skarpety byle gdzie  grupa Zlicznej, honor wychowawczyni, |e maj, |e jak normalni, 3 miasta Mecz rozBazi si, jak wszystko w niedziel. Gry i zabawy na boisku to fotomonta|. Oznaczaj czekanie  Warowanie na go[ci. Dlatego nie mo|na i[ na ryby. Nie mo|na... Nie Czekanie do obiadu, do wieczora, przez noc. Nra go[ci tvch naprawd, którzy przyjd  mog przyj[, i na tych w marzeniach. Mogli przecie| napisa, obieca, nawet zadzwoni Nawet... Czekanie na tych, których nie byBo. Którzy przyje|d|ali! Zmieszany szcz[liwiec teatralnym gestem rozkBada rce rzuca piBk do najbli|szego kolegi, to ja musz i[, mamrocze i na sztywnych, nie swoich nogach maszeruje przez zamarBe na chwil boisko w kierunku, gdzie stoi  stoj tamci. Matka. Babka. Babka z dziadkiem. Dziadek. Matka z wujkiem. Czasem z tym samym, co miesic (póB roku) temu czasem z nowym. Przywitaj si. Rozpaczliwy u[miech lub [miech. GBo[ny i szeroki. Spojrzenie na syna, spojrzenie na tego obok, wy|szego. Nie zawsze. Milczcego. PopBoch, |e zBy Nie spodobaB si? Syn. Wujek. Wic strach. Zmiech milknie Obok oddech ulgi. Tamten si spodobaB. Obojtno[ na twarzy (syna, tego obok) nie jest zBem najgorszym. Byle syn nie odwróciB si i nie odszedB. A ten obok nie zrobiB awantury. Pózniej  na drodze  w pocigu__w domu. {e Bobuz, patrzy spode Bba. Kryminalist wychowaBa {e wicej nie pojedzie i jej nie pu[ci. I ju| dzieD dobry i u[ciski. ChBopaki. Dziewczyny. Gówniarze robi to lepiej. Potrafi jeszcze jako tako by sob. Jak sie synek (odwraca gBow) zachowuje? Synu, pamitaj (odwraca gBow), nie przyno[ mi wstydu. I ju| mo|na kucn, usi[ w cieniu na trawie. Patrz, co ci przywiozBam. Jedz. Nie mo|e je[. Je. I wreszcie spacer. GBówn ulic miasta, niemiBosiernie dBuga i peBn ludzi. Wic z pogldaniem na boki, czy widz. Wszyst- 85 ko. Syna, tego obok, now sukienk... prawie jak now. Uczesan przez fryzjera wieczn ondulacj. Pomalowane usta. Jak mBodo, jak dobrze, jak rodzinnie. I nie biednie, nie. Uczucia, których potem nie mo|na nawet przed sob wytBumaczy. Które nie pozwol w nocy zasn. Wic teraz, |eby mówi, mówi, mówi. Pytania. Wreszcie. O dom. O ulic. O kolegów. Matka jest zdziwiona. Dom jak dom. Ulica jak ulica. Koledzy? Nie wie. Nie pamita. Nie widziaBa. I bBysk. Wujek dostaB dobr robot, wiesz? ObiecaB, |e kupi ci rower, prawda? Ten obok przypomina, |e czas si |egna. Pocig