Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Aż dotąd pamiętam wszystko świetnie, ponieważ wspomnienia jądra, niezależnie od świadomości bądź jej braku, zachowują większą moc. Ale napięcie, o jakim wam mówiłem, w miarę upływu czasu udzieliło się cytoplazmie: odczuwałem potrzebę przeciągania się z całych sił, aż do spazmatycznego zesztywnienia nerwów, których nie miałem; i tym sposobem cytoplazma się wydłużyła, przybierając kształt wrzeciona – zupełnie jakby oba końce chciały od siebie uciec – w wiązce włóknistej materii, która była rozedrgana nie mniej niż jądro. A wręcz trudno było odróżnić jądro od cytoplazmy: jądro się jakby rozpuściło, a pręciki zawieszone pośrodku tego wrzeciona z napiętych i rozedrganych włókien nie rozpraszały się, obracając się wokół własnej osi jak na karuzeli. Pęknięcia jądra, prawdę powiedziawszy, niemal nie zauważyłem: czułem się sobą w sposób bardziej niż kiedykolwiek totalny, a zarazem czułem, że już nie jestem sobą, że ten cały ja to miejsce, w którym było wszystko, tylko nie ja sam: to znaczy, miałem poczucie, że jestem zamieszkany, nie: że ja sam siebie zamieszkuję, nie: że zamieszkuję siebie, chociaż mieszkają we mnie inni, nie: miałem wrażenie, że to jest ktoś inny, zamieszkany przez innych. Tymczasem dopiero wówczas zdałem sobie sprawę z faktu podwojenia, ponieważ wcześniej, jak już mówiłem, nie było to dla mnie jasne: z miejsca liczba chromosomów wzrosła we mnie niepomiernie, i wszystkie chromosomy były wymieszane, ponieważ bliźniacze pary odkleiły się od siebie i nic już z tego nie rozumiałem. Czyli: wobec tej pustki milczącej, nieznanej, w której się miłośnie zanurzałem, czułem potrzebę powiedzenia czegoś, co by przywróciło moją obecność, ale w tamtej chwili słowa, jakie miałem do dyspozycji, wydawały mi się mnogie, nazbyt mnogie, abym mógł je uporządkować w wypowiedź, która byłaby jeszcze mną, moim imieniem, moim nowym imieniem. Pamiętam cośjeszcze: jak ze stanu chaotycznego natłoku zdołałem przejść, w daremnym poszukiwaniu ulgi, do natłoku bardziej wyważonego i uporządkowanego, tak, aby jeden pełny zestaw chromosomów znalazł się z jednej strony, a drugi z drugiej, i tym sposobem jądro, czyli karuzela pałeczek, która zajęła miejsce pękniętego jądra, w pewnej chwili przybrała kształt symetryczny i lustrzany, nieomal rozdzielając własne siły, żeby poskromić wyzwanie pustki milczącej, nieznanej, toteż podwojenie, które przedtem dotyczyło pojedynczych pręcików, teraz obejmowało jądro w całej jego złożoności, czyli to, co ja nadal uznawałem za jedyne jądro i jako takiemu zapewniałem ruch, chociaż to był tylko nieokreślony wir, który rozdzielał się na dwa odrębne wiry. Należy w tym miejscu uściślić, że ten podział nie polegał na umieszczeniu starych chromosomów z jednej strony, a nowych z drugiej, ponieważ jeśli nie wyjaśniłem wam tego wcześniej, to wyjaśniam teraz, każdy pręcik po spęcznieniu podzielił się wzdłuż, toteż wszystkie pręciki były równie stare i równie nowe. To jest ważne, ponieważ wcześniej użyłem czasownika powielać, który jak zwykle był trochę niedokładny i mógł dać fałszywe wyobrażenie, że jest jakiś pręcik pierwotny i jest jego kopia, i nawet czasownik „mówić” był nie na miejscu, w tym sensie, że jakkolwiek zdanie, w którym mówię o sobie samym, dobrze mi wyszło, było o tyle nie na miejscu, o ile do mówienia potrzebny jest ktoś, kto mówi, i coś, o czym jest mowa, a w tym przypadku naprawdę tak nie było