Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie było łatwo znaleźć restaurację między tymi krętymi uliczkami. Każda uliczka, w którą skręcała, była nieprzejezdna. Krążyła więc wokół Hudson Street. Zostawiła samochód na najbliższym parkingu i przebyła resztę drogi na piechotę. Normalnie wolałaby wziąć taksówkę, ale żeby uwiarygodnić swoje alibi i schować torbę, potrzebowała samochodu. A teraz potrzebowała drinka. Barman postawił go jej na małej papierowej serwetce. Wino było zmieszane z likierem porzeczkowym w kieliszku przypominającym kształtem tulipana. Zastanawiała się, czy Charles jej uwierzył. Chyba musiał, pomyślała. Nie miał powodu, żeby nie uwierzyć. Nigdy przedtem mu nie skłamała. Mały hol był pełny. Wszystkie stoliki przy barze były zajęte, a siedzący przy nich klienci pochłonięci byli rozmową. Gdzie był Josh? Skończyła drinka i zamówiła następnego. Spojrzała na drzwi i na zegarek. Było parę minut po siódmej. Cały czas chciała z nim być, kochać go i zmusić, żeby ją kochał. Chciała zatracić się w niezrównanej rozkoszy jego dotyku i zmysłowości. Gdzie on był? - Przepraszam, trochę się spóźniłem. Przestraszył ją tak, że aż przechyliła kieliszek. Złapał go w porę i postawił, uśmiechając się do niej. - Cholernie pada i miałem trochę kłopotu ze znalezieniem taksówki, ale się opłaciło. Wyglądasz świetnie. - Ty również wyglądasz nie najgorzej - powiedziała. Właśnie zamówił drinka, gdy kierownik sali wskazał im ich stolik. Zeszli na dół do małej przytulnej sali. Kelner postawił drinka i szybko wymienił potrawy wieczoru. Jennifer prawie go nie słuchała. - Times zamieścił twoje zdjęcie - powiedział Josh. - Relacje z przyjęcia były imponujące. Powinnaś być z siebie dumna. Wytnę je sobie i schowam na pamiątkę. - Tak jak ten ostatni artykuł o sprzedaży w Przeglądzie Mody. - Dotknęła dłońmi czoła i potrząsnęła głową. - Nie. Nie będę dziś o tym myśleć. Zapomnij, że to powiedziałam - uśmiechnęła się szeroko. - Nie pozwolę, żeby interesy zatruwały mi przyjemności... - przerwała. - Nigdy nie zgadniesz, co znalazłam - powiedziała po chwili. - Musiałam przeszukać całą najwyższą półkę w mojej szafce, ale było warto, chciałam ci zrobić niespodziankę. Podniosła rękę i potrząsnęła nadgarstkiem, zwracając uwagę na złotą bransoletkę z okrągłą tarczą zwisającą w środku. To tę bransoletkę dał jej, gdy skończyła college. Dotknął bransoletki, tam, gdzie były inicjały. Przekręcił ją wiedząc, że napis z tyłu brzmi "dwóch za jednego". Uśmiechnął się na wspomnienie młodocianych prób poezji. - Nigdy się niczego nie pozbywam - powiedziała ściszonym głosem. - To dobrze. - Jego oczy spoważniały. - Nie ścierpiałbym myśli, że to, co kupiłem po lecie harówki u Grossingera, wyrzuciłaś na śmietnik. - Nigdy. Ocaliłam mnóstwo pamiątek z tego czasu, gdy Josh Mandell pochłaniał moje myśli. - Czy był kiedykolwiek taki czas? - To prawie całe moje życie - odpowiedziała poważnie, a po chwili powiedziała dziewczęcym głosem. - W tej starej puszce na cygara mam dużą, złotą literę z twojego swetra, kiedy byłeś na studiach, odznakę organizacji studenckiej, gadżet z twojego starego Chevroleta, kilka nie tak bardzo namiętnych listów miłosnych i klucz do naszego pokoju w Paul Revere Inn w Bethlehem. Spojrzała na niego, a po chwili na bransoletkę. - Przez godzinę przeglądałam tę puszkę dziś wieczorem - powiedziała prawie do siebie. - Wskrzeszałam naszą przeszłość. To była cudowna przeszłość. - Tak, rzeczywiście. - Nie uwierzysz w to, ale płakałam, gdy siedziałam na podłodze i dotykałam tych pamiątek. Chyba bardziej nad sobą niż nad kimś innym. W życiu zrobiłam mnóstwo błędów, szczególnie w ocenie ludzi, ale to nie ma nic wspólnego z tobą. - Jennie, proszę cię, nie. - Nic nie mogę na to poradzić - powiedziała z zamglonymi oczami. - Ciągle myślałam o tym, co mi wczoraj powiedziałeś. Byłam głupia, że cię rzuciłam. - Jennie, to już przeszłość. - Być może, ale to dziwne, nie uważasz, że trzymam te okruchy przeszłości? Odrzuciłam ciebie, ale trzymam się wspomnień. - Były tego warte - powiedział Josh, całując ją w rękę. Przerwał im kelner, podając kolację. Nalał wina i odszedł. Nie jedli dużo. Dziobali widelcami potrawy, jakby się bawili jedzeniem na talerzach. - Co powiedziałaś Charlesowi? - spytał. - Powiedziałam, że zostaję na noc w Bayonne. Josh zamówił dwie kawy. Miał kamienną twarz, gdy się odezwał. - Nie to miałem na myśli. Kiedy mu powiesz, że to koniec? Jennifer była zaszokowana, prawie obrażona. - Nie wiem. Nie myślałam jeszcze o tym. Josh wyjął długie, cienkie cygaro z kieszeni na piersi. Odpakował, odciął koniec z przesadną starannością i zapalił. Zaciągnął się mocno, aż gryzący zapach tytoniu otoczył ich stolik. - Myślałem, że mówiliśmy o tym wczoraj w nocy. - To ty o tym mówiłeś - powiedziała. - Nie chcę teraz o tym rozmawiać. - Musimy. - Dlaczego? - Bo spędziliśmy razem wspaniałą noc. I albo będziesz uczciwa wobec Charlesa, albo nigdy się to nie powtórzy. "Nie mówi tego serio" - pomyślała. Odsunęła od niego ręce. Poczuła kropelki potu na karku. - Jennifer - mówił dalej. - Nie próbuję być purytański, uwierz mi. Nie sądzę, że powinniśmy mieć romans. Jesteś mężatką i to nie jest w porządku. Nie rozumiesz tego? - Rozumiem tylko, że jest nam ze sobą dobrze - powiedziała. - Myślę tylko o tym, żeby być z tobą tak, jak zeszłej nocy. To takie straszne? Przysunął krzesło do stołu, przechylił się i powiedział prawie szeptem: - Może dla innych nie, ale z powodów, których wolałbym nie wyjaśniać, nie mogę romansować z mężatką. Nawet z tobą. "Wszystkie moje plany, wszystkie moje kłamstwa. Nie możesz powiedzieć: nie