Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Później dali jej kolejny kubek kawy i znowu została sama. Minęła kolejna godzina. Spojrzała na zegarek i zastanowiła się, czy będą o niej mówić w lokalnych wiadomościach w Filadelfii o szóstej, a może nawet w ogólnokrajowych o szóstej trzydzieści. Miała nadzieję, że zobaczy ją matka. Nie miała jak jej ostrzec w inny sposób. Wszystkie szyfry i miejsca spotkań, które uzgodniły, stały się bezużyteczne. Nic nie było bezpieczne. Tak blisko, pomyślała apatycznie. Doszła tak blisko. Od wyborów dzielił ją jeszcze tydzień. Tylko tydzień, potem wyjechałaby i nic by się nie liczyło. Oparła głowę o stół jak zmęczona uczennica. Po kolejnej godzinie otworzyły się drzwi i wszedł jakiś mężczyzna. Był szczupły, miał gęste siwe włosy, które spływały po obu stronach jego delikatnej twarzy. - Przepraszam, że czekałaś - powiedział. - Trafiłem na korki po drodze z Waszyngtonu. Przedstawił się, ale jedyne, na co zwróciła uwagę, to „agent specjalny, kontrwywiad”. Wyciągnął rękę. Cam spojrzała na nią z roztargnieniem, aż ją cofnął i usiadł. - Musisz wybaczyć mi moje podekscytowanie - stwierdził. - Dla mnie to pamiętny dzień. Widzisz, czekałem czternaście lat, żeby cię poznać, Cam-my Johnson. Wiedział o wszystkim. Zajmował się sprawą, odkąd dostali od niej list. Znał wszystkie kluczowe daty, wszystkie osoby pracujące na stacji benzynowej, a nawet jej finanse. Wiedział, gdzie mieszkał Darryl Pollack i skąd miał bliznę na głowie. Jedyną rzeczą, o jakiej nie miał pojęcia, było to, co się z nią stało, gdy uciekła z domu. Dzisiaj, dzięki anonimowej wiadomości, którą otrzymał Hadley Hayes, dowiedział się i tego. Pozostało zatem tylko jedno puste miejsce i jego zadaniem było je wypełnić - miejsce pobytu Abby Zodtner. Przez następne pięć godzin pracowicie usiłował wyciągnąć tę informację od Cam. Zastosowała psychiczny manewr, żeby przetrwać przesłuchanie - rodzaj autohipnotycznej podróży w przeszłość, podczas której powróciła do stanu umysłu sprzed tygodnia. Powiedziała mu wszystko, o czym wiedziała do zeszłego czwartku, tak szczegółowo, jak pamiętała. Historii tej nie opowiadała nikomu prócz Steve’a, a teraz relacjonowała ją agentowi monotonnym głosem, jakby czuła się znudzona wielokrotnym jej przytaczaniem. Opisała próby odnalezienia matki, każdą bazę danych, którą przeszukała, każde poszukiwanie, jakie przedsięwzięła. Opowiedziała mu nawet o Glorii Lipton i Doris Palumbo, i o tym, że pierwsza informacja, że coś łączy morderstwa, pochodziła od niej; podała mu nazwisko dziennikarza na potwierdzenie swoich słów. O drugiej nad ranem agent zamknął notatnik. - Wrócę za parę minut - powiedział i wyszedł. Kilka minut rozciągnęło się do godziny. Jej powieki stawały się coraz cięższe. Przerażało ją własne zmęczenie, bała się, że przestanie uważać podczas przesłuchania. Tak samo jednak obawiała się zasnąć, bo mogłaby się obudzić i w oszołomieniu powiedzieć coś nie tak. Zmusiła się, żeby usiąść prosto i nabrać parę głębokich wdechów, aby powietrze doszło do mózgu. - Dziękuję pani za czas i współpracę, pani Alexander - powiedział po powrocie. - Może pani odejść. Mrugnęła ciężko i wstała na równe nogi. Otworzył drzwi i kurtuazyjnie stanął z boku, aby ją przepuścić. - Mogę pana o coś zapytać? - rzekła, przystając obok niego. Uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Może pani. - Ten człowiek, jej partner czy ktokolwiek to był... Czy udało się wam go zidentyfikować? Potrząsnął z żalem głową. - Jak na dziesięciolatkę, świetnie się pani spisała. Ale to nie wystarczyło. Odciski palców się nie zachowały, a tablice auta doprowadziły do agencji wynajmu samochodów, która niszczyła swoje archiwa po trzech latach. Więc wszystko, co mamy, to jego pismo. Chociaż - wzruszył z nadzieją ramionami jeśli przypadkiem znajdziemy pani matkę, a ona go wyda, pismo na tamtym liście powinno wystarczyć, żeby go wsadzić za kratki. Wtedy Biuro będzie pani znowu bardzo wdzięczne. Pochyliła głowę i poszła dalej. Korytarz był pogrążony w ciemności, ale dostrzegała postaci stojące w drzwiach. To inni agenci, technicy. Wszyscy zamilkli i przyglądali jej się z uwagą, gdy przechodziła. Ruszyła do holu z windami i nacisnęła guzik. Kiedy winda przyjechała, weszła do niej ogromnie zmęczona. - Cam, poczekaj - zawołał jakiś głos. Nathan wbiegł za nią do windy i nacisnął na guzik piwnicy. - Przy drzwiach czeka prasa - wyjaśnił. - O trzeciej nad ranem? - Obozują tam od wczoraj, od ósmej. - O Boże - jęknęła. - Daj spokój. Przeżyłaś ośmiogodzinne przesłuchanie FBI. To powinna być łatwizna. - Byłeś tam - stwierdziła bez zdziwienia. - Za lustrem. - Przez jakiś czas. - Doug też? Potrząsnął głową. Winda dotarła do recepcji. Przycisnął guzik zamykający drzwi i zjechali jeszcze jeden poziom do piwnicy. - Ile to już, Cam? - zapytał nagle, gdy dotarli do tylnego wyjścia. - Osiem lat, jak jesteśmy przyjaciółmi? - Tak. - Wydaje się, że po ośmiu latach mogłaś mi powiedzieć. Uliczka była opustoszała, ale z drugiego końca dobiegł ich krzyk. Zanim przeszli dziesięć metrów, w ich kierunku ruszyła pędem grupa dziennikarzy. Nathan objął ją i poprowadził przez tłum, wołając: - Bez komentarza. Wepchnął ją na siedzenie nieznanego samochodu, potem obiegł auto, wskoczył za kierownicę i wyjechał na ulicę. W ciągu kilku minut za nimi pojawił się sznur wozów. - Gdzie jest Doug? - zapytała. - W domu. - Oczy miał utkwione w lusterku. Skręcił w Pennsylvania Avenue i skierował się w stronę Greenville. Auta za nimi wykonały ten sam skręt. - Może powinnam pojechać w jakieś inne miejsce. - Myśleliśmy o tym. Ale zdecydowaliśmy, że wykorzystamy motyw rodziny zjednoczonej wobec przeciwników. Ukryła twarz w dłoniach. - Co Doug powiedział na to... wszystko? - Nic sensownego. Po prostu dostał szału. Dostał szału. Pomyślała o strachu, ale była zbyt zmęczona, żeby go naprawdę poczuć. Gdy tylko minęli korki w śródmieściu, dotarli do Greenville w ciągu kilku minut. Nathan zwolnił, kiedy zbliżali się do domu. Kilkanaście osób stało na trawniku przed budynkiem po drugiej stronie ulicy. Panowało między nimi jakieś czujne poruszenie, jakby jej dom się palił, a oni byli zaniepokojonymi sąsiadami. Nathan minął ich. Gdy wjechał na podjazd, dobrze zbudowany mężczyzna w czarnym garniturze stanął na ich drodze. - Wynajęliśmy ochronę - wyjaśnił Nathan. Otworzył okno i zawołał: - Vance. - Mężczyzna usunął się