Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Jaka jest głębokość tej złotodajnej studni, naprawdę nie wiem. Może sięga podstawy góry. W każdym razie jest to niewyczerpalna skarbnica i po- 27 zwala na życie królewskie. Teraz rzućmy okiem na odwrotną stronę medalu: Doznawszy wszelkich rozkoszy życia, jakie może dostarczyć bogactwo, mając dostatecznie nasyco- ny swój egoizm przez pochlebstwa i uniżność ludzi, klękających przed potęgą złota, i wreszcie zakoszto- wawszy miłości i nadużyć we wszystkich odcieniach, człowiek wpada w okropną chorobę, towarzyszącą nieśmiertelnym - przesyt. Owłada nim nieprzezwyciężone pragnienie ucieczki od tego ludzkiego hałasu, wszelkich uniesień i marności świata, ukrycia się przed kłamliwością i chciwością ludzką. Obejrzawszy wszystko i doświadczywszy wszystkiego, dusza zamiera w tym niezmordowanym cie- le, zaczyna uczuwać nieukojoną potrzebę samotności i ciszy, owłada nią chorobliwe pożądanie wolno- ści. Lecz żeby to pojąć, trzeba samemu tego doświadczyć. Gdy na mnie przyszły takie momenty zwąt- pienia, goryczy i duchowego zmęczenia, ukrywałem się w jednym z mych samotnych zamków, lub w ci- chym pałacu w Himalajach. Oprócz służby nie było tam nikogo; szukałem zapomnienia i pociechy w pracy i śnie. Lecz sen, ten pocieszyciel ubogich i opuszczonych - nie mógł już mnie uspokoić, zagłuszyć męczącego rozdźwięku pomiędzy chorą duszą i zdrowym ciałem. Praca była nieco lepszym środkiem, zacząłem więc gorączko- wo poszukiwać prawdy we wszystkich przejawach bytu. Lecz znalezienie jej było niemożliwe, pomimo dziwnej i tajemniczej siły, którą byłem przesycony. Przede wszystkim badałem tę diabelską substancję, pełną pokus, jak kubek upajającego wina, którego gorycz wyczuwa tylko ten, kto go wychyli do dna. Te badania pozostały bez rezultatu. Przewertowałem wiele ksiąg magii i nauk - na próżno. Alchemicy nie mogli wykryć eliksiru życia, a ja, mając go w ręku, nie mogłem zrobić jego analizy. Miewałem ciężkie chwile, kiedy kołatałem do wrót piekła, wzywając jego mieszkańców. Pragnienie życia i jego rozkoszy przyciągało ich; zjawiali się i błagali chociaż o kroplę tej substancji, by mogli przy- brać kształty cielesne. -1 pan udzielał jej tym straszliwym istotom? - zapytał Morgan, który słysząc to wszystko, dostał za- wrotu głowy. - Jak pan może coś podobnego przypuszczać! Nie uczyniłem tego, z obawy naruszenia nieznanych mi, groźnych praw. Wywoływałem nie tylko owe ciemne istoty, ale również czyste, prawie boskie duchy. Promienne te istoty stawały przede mną zasmucone, mówiły mi o wierze, o modlitwie; a ja wszakże tak dawno przestałem się modlić i o co wreszcie miałem prosić Bóstwo? Wszak byłem nieśmiertelny i nie groziły mi ani choroba, ani żadne niebezpieczeństwo; korzystałem z niewyczerpanych bogactw, a wieki opancerzyły moją duszę obojętnością tak, że jedynie przesyt mnie męczył. Uciekałem od ludzi wyłącz- nie w tym celu, aby w sobie znów rozbudzić pragnienie przebywania wśród nich. - Czyż to tak trudno żyć bez troski i rozczarowań, gdy się nie czuje pod nogami przepaści niebytu? - zapytał cicho doktor. Narajana uśmiechnął się sarkastycznie. - Pan nie umie jeszcze wczuć się w tragikomedię położenia. Eliksir życia ochrania całość ciała i roz- wija ukryte zdolności duszy, lecz nie zabija tego, co w nas żyje i myśli. W nieśmiertelnym ciele dusza budzi się często w strasznych bólach. Niezbyt dawno doświadczyłem uczucia miłości, takiej miłości, która jest nie do zwalczenia, bo pochłania całą istotę ludzką. I oto kobie- ta, co otworzyła przede mną wrota szczęścia, przeziębiła się i wkrótce umarła. Zastanów się nad tym głębiej: ona umarła, a ja rozporządzałem eliksirem życia! W tych słowach tyle było bólu i goryczy, że doktorowi przeszło przez myśl pytanie, czemu Narajana nie użył w tym wypadku cudownego środka? Jak gdyby przenikając myśli Morgana, rzekł tamten z gorzkim uśmiechem. - Dlatego, że mimo wszystko, pozostałem człowiekiem i niewolnikiem losu. Nie miałem czasu na sprowadzenie tego, tak gorąco pożądanego w owej chwili płynu, gdyż z zasady nie woziłem go z sobą. O! wtedy byłem jak oszalały i pragnąłem umrzeć